Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2011, 12:36   #49
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
"Po prostu świetnie. Znowu muszę tam iść. Znowu narażać zadek. Tym razem nie miałem jednak wyjścia. Marcel Lupo nie wygląda na osobę ugodową. Jedyny plus to oni. Czterech pieprzonych zabijaków uzbrojonych po zęby. Oby tylko nie skończyli jak Ci ostatni... a ja wraz z nimi.”

***

Wrota zostały otwarte. Ciemność spowiła sylwetki czterech uzbrojonych mężczyzn i jednego skulonego - jakby wystraszonego - karykaturalnie, wystraszonego człowieka. Double B rozglądał się przesadnie nie tylko nadając cieniom kształtów niedawno spotkanych Hien, ale i spowalniając marsz. Każdy szmer, szept, odgłos w jego wyobraźni przybierał na sile. Najgorsze było to, że nie natknęli się na nikogo. Dla Bena Browna było to błogosławieństwo. Dla członków gangu The Punishers... w sumie tego się nie dowiemy. Cały czas zachowywali kamienne oblicza.

Na miejscu nie było ciał. Nikogo to chyba nie zdziwiło. Nawet Double B nie został tym wybity z rytmu - cały czas strachał jak cholera. Ciemne, podłużne ślady już zakrzepłej krwi uratowały programistę. Hieny po sobie nie sprzątały - na jego szczęście... Jeden z Mścicieli, wyglądający na bardziej rozgarniętego, chodził wokół pomieszczenia technicznego wodząc wzrokiem po glebie. Skręcił w boczny tunel. A reszta za nim. Normalnie uczony by tam nie poszedł, ale nie wyobrażał sobie zostać tutaj sam. Hieny miały to do siebie, że mało kiedy popijały szczyny w kantynie - o wiele bardziej lubowały się w polowaniach...

Po dłużącej się przechadzce Brown usłyszał rozmowę ochroniarzy jakby zza mgły. Sam, stojąc pomiędzy nimi, cały czas rozglądał się nie będąc taki pewien, że nikogo tu nie ma. I jeszcze ta krata na ścianie. To tędy wleźli? Pieprzone mutanty. Jedyne co mu pozostało to oczekiwać powrotu, który niebawem nastąpił. Zgodnie ze słowami pożegnania miał odnaleźć Chase. Tego, którego tożsamość tak bardzo starał się ukryć. Tego, którego ponoć nie wie jak zwą i widział go pierwszy raz w życiu. Oby tylko Punisher nie wyrwał mu czegoś za tą śmierdzącą nekrologiem sprawę...

***

Podczas poszukiwań, w bezpiecznych dla programisty sektorach natknął się na Twix'a. Koleś był łysy, miał na głowie ciemne blizny od poparzeń, jakieś 2 metry wzrostu i jego sławną prawą dłoń... z zaledwie dwoma palcami. Czemu go tak nazywali? Double B podejrzewał, że przez te dwa palce i przypominającą karmel skamielinę na głowie. Twix, mimo iż wyglądał groźnie, był mechanikiem skazanym za pozbywanie się ludzi na ziemi. Tu podcięcie linek hamulcowych, tam częściowe rozbrojenie silnika, a dla bardziej odpornych kostka C4... Mężczyzna zatrzymał się przed programistą wyglądając przy nim jak wielki automat na kawę.

- Siemasz Ben. - powiedział uśmiechając się swym spróchniałym uzębieniem mechanik.

- Witaj Twix. Masz jakąś sprawę? - zapytał unosząc jedną brew informatyk.

Z Twix'em gadali rzadko. Programista nie pił wcale a mechanik od groma - i to był główny powód dlaczego się nie widywali. Dla wielkoluda kantyna była jak drugi dom.

- Tak. I to grubą. Chłopaki odkopali jakąś skrzynkę znalezioną trochę temu na opanowanych sektorach. Podejrzewają, że to kamero-nadajnik strażnika. Potrzebują twojej pomocy... - powiedział szybko dryblas.

- Co?! I ja tak późno się o tym dowiaduje?! - oczy programisty zaświeciły się jak diody w jego komputerze przenośnym a z gardła wyszedł bliżej nieokreślony zew zadowolenia. - Ja pierdolę. Jakie to są możliwości! Możemy się dowiedzieć jak strażnik namierza naszych. Nie tylko za pomocą kamer, ale i tych zasranych kodów. Jak to nadajnik pewnie będzie miał wiele pasm na jakich nadawał albo nawet do teraz nadaje strażnik. A może to coś więcej? Może kamera jest połączona z mainframe'em i wtedy może posiadać jakieś dane na temat więźniów. Chociaż nie. Na to bym nie liczył... Ale i tak się, kurwa, cieszę... - dodał programista szybko niczym karabin.

Mechanik słuchał połowy tego co mówił informatyk. Najzwyczajniej nie znał się na tym tak jak Double B, który był - nie bez powodu - uważany za szaleńca. Cholernie utalentowanego szaleńca.

- Dobra. Jak wiesz o co chodzi nawet nie patrząc na sprzęt zgłoś się w następnym wolnym czasie do Froggy'ego. Wtajemniczy Cię w cały projekt. I nie spierdol tego. Żabi wspomniał o tobie a to świadczy o tym, że liczy na Ciebie. Pewnie chce z tego wyciągnąć jakąś kasę więc to do niego podobne. Ja idę po smary. Do następnego. - powiedział Twix i udał się w kierunku kantyny.

Ta, mimo iż w bezpiecznym sektorze, nie znajdowała się na terenie Gildii Zero. Bardziej należała do Mścicieli, którzy na szczęście respektowali umowę pomiędzy ich gangami. Jako, że Double B nie wiedział, gdzie szukać Chase też zdecydował się udać do kantyny. W bezpiecznej odległości od Twix'a rzecz jasna. Chciał pozostać trzeźwy...

***

Wojownik rzeczywiście znajdował się w kantynie. Gadał właśnie z jakimś innym zabijaką więc informatyk cierpliwie czekał aż skończą. Obaj siedzieli przy barze. Gdy do rozmówcy Chase podeszła cała chmara Punisherów Double B ruszył ku znajomemu.

- Witam Chase. - wyzipiał programista zapominając się i kładąc rękę na ramieniu wojownika. - Przepraszam, ale się tak zziajałem. Dobrze, że Cię znalazłem. - powiedział już ciszej Double B zabierając rękę. - Słuchaj. Marcel Lupo, szycha The Punishers, chce abym Cię do niego przyprowadził... Mój przełożony, taka łajza Froggy kojarzysz, wysłał mnie do niego i mimo iż próbowałem nie udało mi się do końca odciągnąć od twojej osoby uwagi Lupo... - informatyk łapał oddech czekając na reakcje Chase.

- A ja właśnie czekam na kogoś od Lupo. - Thorn skwitował długi wywód informatyka, wyjątkowo lakoniczną wypowiedzią.

- No dobra. Ale nie jesteś na mnie zły, że powiedziałem, że mi pomogłeś? Nie mogłem tego ukryć. A przynajmniej nie chciałem abyś miał przez to jakieś problemy. Ten idiota, Froggy, mnie nastraszył, że niby możemy mieć problemy przez sprzęt martwych goryli i Hien. Ale on gówno wie. W tym szpetnym łbie tylko kreatywnie o kasie myśli. - powiedział Ben dodając parę krótkich obelg w kierunku swego bezpośredniego przełożonego.

Thorn zmarszczył brwi w lekkim zdziwieniu. Po czym wzruszył ramionami dodając:
- Sprawy Punisherów to nie jest wasz interes.

- Od dzisiaj twoja sprawa a na bank problem to mój problem. Nie umiem walczyć, ale znam się na paru rzeczach. Chcesz zniknąć strażnikowi na parę chwil? Rozkodować WKP? A może zreperować jakiś ścigacz, który jakimś cudem trafił na tą krypę? Wszystko załatwię. Tylko dobrze się zastanów. Aha. Jak coś powiedziałem, że nie wiem jak Cię zwą i widziałem Cię pierwszy raz. Pasuje? No i powiedziałem, że się nie wyróżniasz co chyba raczej Ci wychodzi na dobre. Chcesz coś dodać czy ruszamy?

- Jacy znowu, MY? - warknął Chase, którego to całe bratanie lekko zaczęło irytować. - Nie ma żadnych NAS. Jesteśmy JA i TY. I po cholerę ty masz leźć do Lupo?

- Ja miałem Cię przyprowadzić. - powiedział Double B chowając głowę za rękoma. - Myślisz, że mnie się to podoba? Pewnie, że nie. A o żadnych nas nie mówiłem. - dodał uczony przypominając sobie aby nikogo czasami jego ziomkiem, Chase, nie straszyć... - Po prostu jestem Ci coś winien nie? - zapytał zabierając ręce programista.

- Jesteś... i spłacisz dług. - potwierdził Chase i dodał dopijając drinka. - Ale na twoim miejscu, nie spieszyłbym się do tego. A nuż się okaże, że lepiej Ci było zginąć z rąk Hien? W każdym razie agonia byłaby szybsza.

- Zginąć? Nie strasz mnie! Wiesz co potrafię i proszę abyś wybrał coś z zakresu moich możliwości. Ja polować po korytarzach nie umiem więc wybacz... To co? Ruszamy do Pana Lupo? - zapytał Brown przewracając oczyma na wspomnienie Punishera.

- Ruszamy. - stwierdził Chase wzruszając ramionami.
 
Lechu jest offline