Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2011, 19:58   #107
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Walka zakończyła się szybko i brutalnie. Jeszcze przed chwila przeciwnik próbował spacyfikować walczącą ze wszystkich, jakże wątłych sił kobietę, a w następnej w rozpłatanym gardłem upadł charcząc na ziemię. Z przeciętą tchawicą nie mógł krzyczeć, ale jeszcze przez kilka sekund bezwiednie otwierał usta niczym wyciągnięta z rzeki ryba.
Sam wpatrywała się w tę scenę niczym zahipnotyzowana. Jak w kalejdoskopie przesuwały się przed jej oczami inne twarze: martwe, poparzone, unieruchomione w wyrazie zdziwienia lub zgrozy, ze szklistymi oczami, zalane krwią.
Znowu była dziewczynką wyczołgująca się spod ciała martwej matki I pełznąca w kierunku wyjścia, gdzie jakiś obcy głos oferował jej bezpieczeństwo i opiekę. Czy dziecko może być bezpieczne w świecie gdzie nie ma już rodziców?

Kobieta wzdrygnęła się ponownie wracając do rzeczywistości.
Przez chwilę spoglądała na swego wybawce nie rozpoznając go.
Solomon...
Wyglądał tak dziko i obco... ale przecież ona też musiała wyglądać jak dzikuska. Z rozwianymi włosami, potarganym I ubłoconym ubraniu z pewnością nie przypominała eleganckiej damy, za jaką zawsze uchodziła mimo dość frywolnego zawodu.
Popatrzyli sobie w oczy. W tym brutalnym akcie, było coś co w jakiś sposób związało ich ze sobą na zawsze. Tak przynajmniej odczuła to Sam w której walczyły ze sobą w tym momencie liczne i sprzeczne odczucia, nad którymi ostatecznie walkę wygrała obojętność.
Poszła za swym wybawcą, bo umysł nie podsuwał innych rozwiązań, a strach przed samotnością był zdecydowanie większy niż przed dzikością odkrytą w byłym żołnierzu. Czyż bowiem jest coś dziwnego w tym, że żołnierz zabija wrogów? Teraz zaś byli na wojnie. Okrutnej I brutalnej I zwyciężyć w nim może tylko ten, kogo instynkt przetrwania I determinacja będą większe.
Poszła choć lęk przed tym co mogą zastać w środku był wielki.

Padający deszcz chłodzi I tak wyziębione przez ostatnie wydarzenia ciało Samanthy, a stopy obute z pantofle zapadały się w błoto. Niczym powiew autoironii przeleciała przez jej głowę myśl, że powinna dziękować opatrzności za solidne, sznurowane buty jakie zabrała na tę wyprawę. Te, które nosiła zazwyczaj w mieście z pewnością dawno utonęły by mule. Szkoda, że na wzór wyemancypowanych kobiet nie zdecydowała się założyć spodni...
Myśl o ubraniu i modzie w dziwny sposób pozwoliła jej odzyskać nieco wewnętrznej równowagi.

Nie na długo jednak.
Gdy Colthurst otworzył drzwi, a jej spojrzenie powędrowało w kierunku zdewastowanego wnętrza i zakrwawionej kobiety, która jeszcze nie tak dawno uważała za członka własnej rodziny, niewielkie poczucie równowagi, które budowała z takim wielkim trudem prysło niczym bańka mydlana.
Czuła jak zęby zaczynaja nieznacznie uderzać o siebie. Świat wokół wariował coraz bardziej i bardziej i nic nie mogła na to poradzić. Mogła się tylko przyglądać jak wszystko co do tej pory można było brać za wytwory chorej wyobraźni, przekształca się powoli w koszmarną rzeczywistość.
Mówili, a słowa przepływały wokół niej.
Planowali...
niszczyć, palić zabijać...
Wet za wet...
śmierć za śmierć...
Jej myśl wypełniła nagle inna myśl:
- A Lucy? - Mimo pożerającego ją żywcem przerażenia Samantha nie zapomniała o kuzynce, która tak niespodziewanie objawiła się na tej wyspie szaleństwa.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 18-08-2011 o 20:04.
Eleanor jest offline