Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2011, 02:02   #4
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
- P… proszę księdza… ja obraziłam Boga…
- Spokojnie siostro. Opowiedz co się stało – kapłan zamknął oczy, próbując się skupić. Tylko to miejsce, czyli zamknięty konfesjonał było jedyne, na które jego klaustrofobia nie miała wpływu. Był już zmęczony. Dziś cały dzień dostarczał paczki żywnościowe. Najgorsze było to, że nie mógł wyczuć, komu naprawdę są potrzebne. Wielu było takich, którzy próbowali wyłudzić od niego żywność. Czasami nie potrafił odmówić. Kiedy widzi te wszystkie biedne dzieci, wygłodzone i żyjące w ciągłym strachu. Ich dzieciństwo już zostało stracone. Wielu znał, większość tych małych zuchów żyło już bez rodziców. Walczyli o przetrwanie. Theseus wiedział jak to jest klepać biedę, toteż w pełni rozumiał te maluchy.
- Zdradziłam mojego męża… - nieśmiały i cichy głos wyrwał go z półsnu.
- Dlaczego tak postąpiłaś? – Ksiądz wszystkimi siłami odganiał obezwładniający go sen.
- To nie było planowane. Od miesiąca pracuję z pewnym mężczyzną. Razem składamy prowizoryczne latarki, które dostarczamy broniącym się. Tydzień temu, kiedy wracaliśmy do domu… - Jakiś przerażający krzyk pobudził wszystkie zmysły księdza. Był on dość cienki, lecz głośny. Na chwilę ucichł, a Theseus wytężył słuch. Nic już nie odpowiadało. Kapłan nie mógł dłużej usiedzieć.
- Przez moc nadaną mi od Boga, ja odpuszczam tobie winy. Gorzko żałuj swoich czynów. Na pokutę odmów koronkę do Bożego Miłosierdzia. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, Amen! – szybko opuścił zdezorientowaną grzeszniczkę, wybiegając z konfesjonału. Dopadł schowaną w szafie broń i przewiesił ją w poprzek.

Nagle znów usłyszał krzyk. Szybko zorientował się, z której strony dobiegał, po czym ruszył w tamtym kierunku. Wybiegł z pomieszczenia, w którym spowiadał. Właściwie to nie był kościół, ani też kaplica. Nie wszyscy ludzie byli w stanie dotrzeć do najbliższego kościoła, toteż zorganizował konfesjonały w wielu miejscach Nowego Jorku. Zbiegł z klatki schodowej i już po minucie, znalazł się na zewnątrz.

Rozejrzał się uważnie. Pod jedną z latarni dostrzegł grupę ludzi. Właściwie to było dwóch mężczyzn, których wygląd nie zachwycał i jakaś kobieta. Dwójka łotrów wyraźnie napadła na nieznajomą. Pewnym krokiem ksiądz ruszył w ich stronę. Nie mógł znieść myśli, że mimo opanowującej świat zarazie, człowiek wyrządza człowiekowi krzywdę. Kobieta była przerażona, próbowała wyrwać się stalowemu uściskowi oprawców.
- Zostawcie ją! – krzyknął zdenerwowany ksiądz, stając tuż przed nimi. Nie spodziewał się, że ją tak łatwo wypuszczą. Te zbiry mogły być nieobliczalne.
- Wynoś się stąd, jeśli Ci życie miłe – nieprzyjemny głos dobiegał z lewej strony.
Sytuacja robiła się nieciekawa. Ci bandyci nie odpuszczą. Nie, jeśli będzie straszył ich słowem. Ksiądz sięgnął do prawego uda, zaraz też ze skórzanej kabury wydobył pistolet.

- Puśćcie ją, albo będę strzelał! – zakrzyknął, wymierzając w nich bronią. Nie miał zamiaru nikogo zabić i jeśli doszłoby do takiej sytuacji, pewnie by nie strzelił. Chciał ich po prostu nastraszyć.

Wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Ksiądz runął na ziemię, wypuszczając przy tym pistolet. Zacisnął twarz jakby z bólu. Silne kopnięcie odrzuciło kapłana w stronę latarni. Kiedy próbował się podnieść, tylko kolejny kopniak wylądował na jego żebrach. Theseus zwijał się z bólu.
- Kogo my tu mamy... jeden z heretyków, którzy wciąż wierzą w Boga... gdzie ten Wasz Bóg do cholery? Patrzy beztrosko jak miliony ludzi umierają w męczarniach?! – Jakiś inny mężczyzna pojawił się obok niego. Kawał bydlaka. Na dodatek był uzbrojony w łom, z którego pewnie nie omieszka skorzystać. Ensign nigdy nie był w takiej sytuacji. Widocznie, panujący strach i głód, wywołują uczłowieka najgorszego zwierza. Instynkt przetrwania przekłada ponad wszystko.
Theseus znalazł się w potrzasku.
Niespodziewanie role się odwróciły. Błyskawicznie, tak jak ocenił, fili gramowa kobieta przeszła do kontrataku. Wykorzystując fakt, że zbiry zajęte były księdzem, wyswobodziła się z uścisku. Znikąd w jej dłoni pojawił się sztylet, którym to dźgała napastnika.
Mmmm, widzę, że dziewczynka umie się bronić – powiedział ktoś - brać ją. – Wtedy pojawiło się dwóch kolejnych napastników z pałkami. Mężczyzna, który przedtem powalił księdza, zbliżył się do niego. Napastnik podniósł go i przyblokował mu ręce. Mężczyzna z łomem również podszedł bliżej. Theseus mimo oporów musiał to zrobić. Walczył teraz o życie tej kobiety. Celnym kopniakiem, załadował bandycie w czoło.
Kopniak się udał, i przeciwnik cofnął się o kilka kroków. Niestety nie został pokonany definitywnie.
- Ty skurwisynie - krzyknął i zamachnął się łomem.
Przerażony ksiądz wykonał nagły ruch. Kiedy bandyta wyprowadzał cios, on mocnym szarpnięciem upadł na ziemię, mając nadzieję, że uniknie ciosu. A przy okazji przekieruje cios na tego, który go trzymał.
Ksiądz upadł razem ze zbirem, udało mu się wziąć w ręce shotguna, ale niestety broń została odepchnięta, gdzieś w cień. Bandyta ponownie podniósł księdza, a facet z łomem znowu przygotował się do ataku. Wszystko przerwał... krzyk. Przeraźliwy krzyk. Facet z łomem zakrzyknął.
- Szefie?! - Nie doczekał się jednak odpowiedzi, a jedynie jęki.. nieludzkie jęki.
- Wybaczcie panowie, że przeszkadzam - odezwała się kobiecy głos - ale zdaje mi się, że pora się stąd wynosić. – Theseus nie był pewien, z której strony dobiegał ów głos, wciąż starał się oswobodzić z łap zbira.
- Dobra, złodziejko... Tobą zajmiemy się później - odrzekł facet z łomem. Jego kolega wypuścił księdza. Jak na nieszczęście latarnia przestała świecić, więc teraz zombie mogą się dostać do nich bez problemu.
Ten krzyk zaniepokoił Theseusa, ale nie tym się teraz martwił. Właśnie otrzymał szansę do ucieczki. Nie mógł jednak nigdzie się ruszyć bez swojej broni. Szybko upadł na ziemię i gorączkowo zaczął błądzić ręką po chodniku. Wszystko wkoło spowił mrok.
Ksiądz szukał swojej broni zaciekle, ale udało mu się natrafić tylko na jakiś inny pistolet. Nie było już czasu na dalsze szukanie, jęki były coraz bliższe. Bez zastanowienia zacisnął dłoń na broni i ruszył przed siebie, mając nadzieję na wydostanie się z tego przeklętego miejsca.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline