Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2011, 03:28   #1
werewolf
 
werewolf's Avatar
 
Reputacja: 1 werewolf nie jest za bardzo znanywerewolf nie jest za bardzo znany
Dickson's Greed [SURVIVAL/HORROR][18+]

ROZDZIAŁ I
WITAJCIE W DICKSON!


Jazda była długa, długa i nad wyraz męcząca. Wewnątrz starego, mocno zdezelowanego autobusu robiło się na zmianę lodowato i piekielnie gorąco.
Ogrzewanie wpompowywało do środka zatęchłe, cuchnące i o wiele zbyt ciepłe powietrze, pasażerowie musieli co jakiś czas otwierać okna żeby zaczerpnąć tchu. Głośniki i światełka zamontowane nad siedzeniami nie działy już od wielu lat. Pod fotelami pokrytymi brudnymi i postrzępionymi pokrowcami pełno było starych gum do żucia a po podłodze walały się najrozmaitsze śmiecie.
Kierowcy zdawało się to zupełnie nie przeszkadzać, przez całą drogę dociskał pedał gazu do oporu, tak, że wnętrze pojazdu wypełniał ryk krztuszącego się silnika. Wszelkie pytania, skargi oraz prośby o postój zbywał machnięciem ręki i gardłowym chrząknięciem.
Trzeba było kogoś naprawę upartego i wyjątkowo nieustępliwego żeby zmusić go choćby do krótkiego postoju. Powody tego pośpiechu, poznaliście dopiero w połowie drogi...

***

Do siedzenia kierowcy podeszła młoda dziewczyna, była wyraźnie wściekła. Jej jasnozielone oczy dosłownie sypały skry, rude gęste włosy miała poczochrane od ciągłych przeciągów a twarz zaczerwienioną ze zdenerwowania. Spore piersi pod obcisłą czarną bluzką unosiły się i opadały w rytmie jej przyśpieszonego oddechu.

-Człowieku, do kurwy nędzy! Jedziemy tym pieprzonym złomem już bóg jeden wie ile godzin! Ludzie na zmianę zamarzają i duszą się w tym przeklętym smrodzie! – wydzierała się coraz bardziej rozjuszona faktem, że kierowca nie zwracał na nią uwagi – Do tego wszystkiego mój pęcherz zaraz eksploduje! I zapewne nie tylko mój!

Ze wszystkich stron rozległy się pomruki aprobaty. Wielu z was podzielało jej zdanie, jednak tylko ona była dość bezczelna i odważna a może najzwyczajniej w świecie wystarczająco głupia żeby wstępować na wojenną ścieżkę z 2 metrowym osiłkiem o twarzy pooranej bliznami po ospie.

-ehe – wyburczał beznamiętnie mężczyzna.

-Co? Ehe!? – ruda niemal udławiła się wciąganym powietrzem – Czy ty pod tą czapką masz w ogóle mózg!? Masz się zatrzymać! Tu jest nawet stacja benzynowa! Widzisz!? – wskazała palcem przez okno – Albo sam się zatrzymasz albo ci kurwa pomogę! Nie po to przepłacam za tą wycieczkę żeby szczać do kubka po kawie na oczach całego tłumu! – tłum był oczywiście przesadą, w pojeździe było zaledwie kilkanaście osób siedzących z dala od siebie, nastrój panujący w czasie tej podróży nie skłaniał was do rozmów.

-Dobrze, już dobrze... Przestań zawodzić...– odpowiedział wielkolud zwalniając – Ale to będzie jedyny przystanek jaki zaliczymy, rozumiesz? Lepiej więc będzie jak panienka opróżni ten swój przymały pęcherzyk. W przeciwnym wypadku będzie panienka musiała wystawiać dupę przez okno. – ciągnął beznamiętnie – W radiu zapowiadali na dziś silne opady śniegu... a silne opady śniegu w Dickson znaczą, że droga dojazdowa będzie zasypana... a jak już ją raz zasypie to do wiosny nikt do Dickson ani nie wjedzie ani się z niego nie wydostanie, zrozumiałaś? A ja nie mogę sobie pozwolić na kilka miesięcy z dala od san... – przerwał nagle orientując się, że prawie powiedział więcej niż powinien.

Autobus zatrzymał się przy stacji a dziewczyna natychmiast wyskoczyła na zewnątrz nie odpowiadając już ani słowem.

***


Kiedy wreszcie dotarliście w góry, szybko przekonaliście się, że kierowca wcale nie przesadzał. Śnieg sypał już jednostajnym powolnym rytmem a szare chmury pokrywające niebo dawały do zrozumienia, że to dopiero początek imprezy. Droga z każdym kilometrem stawała się coraz bardziej zaniedbana i kiedy minęliście miasteczko o wymownej nazwie Last Hope, wjechaliście na drogę prowadzącą w wyższe partie gór, dotarło wreszcie do was jak ważny był cały ten pośpiech.
Droga wiodła pod górę, była wąska, pełna dziur i wertepów. Z jednej strony mieliście wysoką, niemal idealnie pionową ścianę a z drugiej coraz głębszą przepaść. Szosa wiła się przed wami, co chwilę wchodziliście w ostre zakręty zbliżając się przy tym niebezpiecznie do starej przerdzewiałej barierki.
Na każdym wyboju i ostrzejszym zakręcie pasażerowie zaciskali ze strachu dłonie na poręczach foteli, co poniektórym wyrywały się nawet jęki przerażenia. Minęliście również kilka tuneli wydrążonych w zboczu góry, sprawiały one wrażenie jakby mogły się w każdej chwili zawalić i pogrzebać was żywcem.
Dopiero kiedy autobus zjechał ze zbocza i zakręcił w leśną drogę, mieliście wreszcie szansę odetchnąć z ulgą. Okazało się jednak, że to jeszcze nie koniec atrakcji...
Ponad dachem autobusu pochylały się potężne, stare drzewa a wąska droga pokryta była wysoką warstwą śniegu. Pojazd poruszał się w ślimaczym tempie a ślady kół za wami szybko znikały pod świeżymi opadami.
Za oknami robiło się coraz ciemniej, uważny obserwator mógł nawet dostrzec, śledzące was z pomiędzy drzew oczy wilków a także ślady obecności innych dzikich zwierząt. Ktoś bojąc się, że ugrzęźniecie zapytał nawet czy nie powinno się założyć na koła łańcuchów, jednak kierowca i tym razem udał, że nie słyszy.
Warstwa śniegu stawała się coraz wyższa a wielu z was zaczynało podzielać obawy, że grozi wam utkniecie w środku lasu. Napięcie rosło wprost proporcjonalnie do spadku szybkości autobusu, który z każdą upływającą minutą grzązł coraz bardziej.
Kiedy nerwowa atmosfera osiągnęła swój szczyt, las nagle się urwał i autobus wtoczył się na most rozciągnięty ponad niesamowicie głęboką rozpadliną. Przed waszymi oczami wyrosło ponure miasteczko pełne starych domów z nie pokrytej tynkiem cegły lub drewna. Przejechaliście powoli główną ulicą Dickson’s Greed, w mieście paliło się niewiele świateł a ulice były całkiem opustoszałe. Większość z domów wyglądała na opuszczone, okna zabito deskami, ściany były obdrapane i brudne. Nawet nieliczne zamieszkane budynki były w opłakanym stanie i nikt na razie nie pofatygował się żeby rozpocząć odśnieżanie.
Bus poruszał się coraz wolniej i wolniej aż wreszcie zatrzymał się na samym początku sporego okrągłego placu będącego centrum miasta.
Kierowca otworzył drzwi i wysiadł bez słowa, pasażerowie ruszyli w ślad za nim. Osiłek uniósł klapę luku bagażowego i odsunął się kilka kroków, żeby wszyscy mogli odebrać swój dobytek.
Ludzie po wyciągnięciu swoich rzeczy rozglądali się dookoła. Plac podobnie jak ulice był wyłożony kocimi łbami teraz pokrytymi już grubą warstwą białego puchu. W jego centrum stał pomnik przedstawiający mężczyznę z opartym na ramieniu kilofem, wystawiany przez lata na ciężkie warunki pogodowe i prawdopodobnie nigdy nie odnawiany był już w tak złym stanie, że nie dało się rozpoznać rysów twarzy. U stóp rzeźby stała spora tablica informacyjna zawierająca mapę miasta i kilka ogłoszeń.
Dookoła placu znajdowały się trzy bary, z których co najmniej dwa z pewnością były od dawna nieczynne a trzeci budziłby poważne wątpliwości gdyby nie palące się w nim światło. Pozostałymi budynkami był niewielki sklepik, dwa dwupiętrowe hotele, ratusz w którym mieściły się zarówno biuro szeryfa, sąd, archiwum miejskie i biblioteka. Ostatnia budowla opisana jako „Kompania Górnicza – Dickson Mining”, była w zadziwiająco dobrym stanie jeśli brać pod uwagę, że w kopalniach dookoła Dickson od dawna nic nie wydobywano.
Hotel „Little Foxy Home”, który sądząc po nazwie był niegdyś również burdelem, miał teraz pozabijane deskami okna i drzwi, natomiast w kilku oknach „Bastard’s Wife Hotel” świeciły się światła sugerujące, że przynajmniej on nadal funkcjonuje.

-Którędy do DeMeo? – zapytał niewysoki otyły jegomość w grubych okularach.

Wielkolud spojrzał na niego spode łba i wskazał palcem na górujący nad miastem, wielki, dziesięciopiętrowy budynek na północy. Wszystkie spojrzenia powędrowały we wskazanym kierunku. Najbardziej zaniepokoił was wszystkich fakt, że ani jedno światło w tym gmachu nie było zapalone, biorąc pod uwagę ile wysiłku kosztowało was zarezerwowanie tam pokoju to hotel powinien być w tej chwili pełen ludzi.
Mężczyzna wsiadł z powrotem do autobusu i zapalił silnik.

-Omal nie zapomniałem... – wyszczerzył się paskudnie w waszą stronę– Witajcie w Dickson.

Drzwi pojazdu zamknęły się ze zgrzytem i autobus odjechał pogrążoną w mroku uliczką.
Kiedy ryk silnika ucichł, na placu zapadła absolutna cisza, przerywana tylko przyśpieszonymi oddechami niektórych z was.
W uszach wciąż jeszcze dźwięczały wam słowa „witajcie w Dickson!”, które z jakiegoś powodu brzmiały naprawdę upiornie.

***

W wypadku pensjonatu DeMeo nazwa okazała się myląca, z daleka wyglądał raczej na nowoczesny hotel niż przytulny pensjonacik. Wybudowano go w sporej odległości od miasta. Dickson znajdowało się w naturalnym zagłębieniu chroniącym mieszkańców przed silnymi wiatrami. Natomiast hotel usytuowano na wzniesieniu.
Gmach górujący nad miastem sprawiał upiorne wrażenie, nie świeciło się w nim ani jedno światło. Droga, która do niego wiodła, pięła się pod górę, zupełnie nie osłonięta przed wiatrem i śniegiem.
Stojąc w centrum miasteczka łatwo było wam stwierdzić, że przy dobrej pogodzie dotarcie na górę musi zajmować przynajmniej pół godziny i kosztować wiele wysiłku. W panujących teraz dookoła warunkach tylko szaleniec mógłby się tam udać.
Głośne kliknięcie otwieranej zapalniczki benzynowej wyrwało was z zamyślenia.

-Nie wiem jak wy ale ja nie jestem na tyle głupi żeby się tam dzisiaj pchać – powiedział młody mężczyzna ubrany w ciężkie buty, czarne dżinsy i czarny skórzany płaszcz, odpalając trzymanego w ustach papierosa – Ten hotel – wskazał brodą na „Bastard’s Wife Hotel” stojący po drugiej stronie placu – wygląda na czynny. Lepiej spędzić tą noc w mieście. Nie żebym chciał się wtrącać w wasze sprawy, to tylko taka przyjacielska rada. – uśmiechnął się i ruszył przed siebie.

-Facet ma rację – powiedziała ruda dziewczyna do swojej koleżanki – Śnieg pada coraz mocniej a już samo wyjście z miasta tymi wąskimi i kiepsko oświetlonymi uliczkami wydaje się mało zachęcające...

Obie ruszyły w ślad za chłopakiem, pozostali pasażerowie również podążyli za nimi. Wszyscy, którzy mieli towarzystwo narzekali między sobą, ci samotni szli w ciszy.

-I to ma być ta niesamowita przygoda? Jesteś idiotą, Harry! Totalnym kretynem! – pokrzykiwała otyła kobieta po 40.

-Kochanie, zobaczysz... nie będzie tak źle, to miejsce wygląda... eee... całkiem ładnie i na pewno czeka nas tu masa zabawy, sama zobaczysz kiedy jutro wejdziemy na górę do DeMeo, przecież widzisz jaki to wspaniały hotel i wcale nie drogi... – Starał się ją uspokoić mąż – Katie, nie stój tak, chodź szybko! – dodał przez ramię do swojej nastoletniej córki, która poczłapała za nimi z wyrazem umęczenia na twarzy.

-Słyszałeś co on powiedział w autobusie!? Nie ruszymy się stąd do wiosny! Wiosny! Mówiłeś, że przesadzał! A ja ci powiedziałam, że powinniśmy zrezygnować! Ale nie! Po co!? Katie musi przecież wrócić do szkoły! Zarezerwowaliśmy pokój tylko na tydzień! Wiesz ile to będzie kosztować!? – darła się dalej.

-Kotku, to bzdura... Na pewno jakoś da się stąd wyjechać... Prawda Katie? – mężczyzna szukał poparcia u córki.

-Tak, tato – odpowiedziała beznamiętnym tonem dziewczynka, coraz bardziej zawstydzona zachowaniem rodziców.

Ludzie zaczęli powoli wchodzić do wnętrza budynku.


Przywitał was niewielki kiepsko oświetlony hol, ściany pokryte starą obłażącą tapetą, na podłodze leżał przegniły i przeżarty przez mole dywan. Pod ścianami poustawiano paskudne, fioletowe kanapy i stoliki.
Przed recepcją utworzyła się spora kolejka z mrocznym jegomościem na czele. Recepcjonista nawet pomimo ciągłego dzwonienia kazał wam czekać na siebie naprawdę długo. Kiedy wreszcie wyszedł z małego pokoiku za recepcją wyglądał na raczej rozdrażnionego. Jego wygląd świadczył dobitnie o tym, że wyrwano go z przyjemnej drzemki.

- Czego dzwoni? Czego? Czekać się nauczy! – mówił drapiąc się po posiwiałej, łysiejącej głowie – Cieszcie się miastowe ludziska, że w ogóle otworzyłem w tym roku hotel, 20 lat stał zamknięty! Ale ja poczciwy chłop jestem i przygarniam takich pechowców jak wy – zaśmiał się nieprzyjemnie.

-Pechowców? – usłyszeliście czyjeś pytanie.

-Ano, pechowców, pechowców – roześmiał się znowu – Jak się ludziska dowiedziały, że utkną w Dickson na całą zimę to się wzięły zmyły... zostało z pięciu narwańców i szukali noclegu... tośmy z żoną i synem otworzyli tą ruinę, nawet się udało prąd i ogrzewanie uruchomić.

-Jak to się zmyły? – zapytała wściekle Barbara, matka Katie – Co znaczy, że się zmyli? I niech mi pan nie wmawia, że naprawdę nie da się wyjechać z tej przeklętej dziury aż do wiosny!

-Co się drzesz kobieto? Zmyły znaczy się wyjechały, nikogo chyba nie stać na kilka miesięcy w tym „kurorcie”...hehe... Goście wyjechali to i obsługa dostała wolne, DeMeo zamknięty do wiosny... Dzwonili dziś z rana odwołać rezerwacje ale widać nie byliście ludziska pod telefonem – zakaszlał właściciel – A wyjechać nie da rady, absolutnie nie da. Chyba, że ma pani helikopter w walizce... Tak czy inaczej, jesteście skazani ludzie na mój hotel... dziesięć dolców za jedynkę, 20 za dwójkę i 30 za trójeczkę... ceny jak widać nie wygórowane, dużych pokoi jest mało ale jak coś to dostawimy wyra do mniejszych...

***

Thomas Blackshire

Miałeś za zadanie napisać artykuł o DeMeo. I co teraz? Jesteś zirytowany po długiej i męczącej podróży a w dodatku pensjonat możesz co najwyżej pooglądać sobie z daleka. Pozostało ci tylko poszukać jakiejś sensacji dotyczącej samego miasta. Jednak już teraz, będąc na miejscu masz przykre wrażenie, że jedyne o czym będziesz mógł pisać to nieuprzejmi mieszkańcy.

Po długim staniu w kolejce wreszcie udało ci się dostać jednoosobowy pokój na pierwszym piętrze, numer 11.

Pokoik okazał się niewielką klitką w której unosił się zapach stęchlizny, wszędzie zalegał kurz a po kątach pełno było pajęczyn. Dzięki bogu ktoś przynajmniej położył na łóżko świeżą pościel. Zajrzałeś do łazienki w nadziei na kąpiel, ale lejąca się z kranów bura substancja skutecznie cię do tego zniechęciła. Położyłeś się spać nie mogąc nawet wywietrzyć swojego nowego lokum ponieważ ktoś, zaśrubował okna na amen.

Bartek Michalak

Do Dickson przywiodła cię wrodzona ciekawość i fascynacja wszystkim co niesamowite i szczerze mówiąc wcale się nie zawiodłeś. Mimo ciężkiej podróży, ożywiłeś się kiedy tylko wjechaliście do miasteczka. Oglądając stare, rozpadające się domy i opustoszałe ulice w świetle nielicznych latarni bez trudu możesz uwierzyć we wszystko co o tym mieście czytałeś. Zarówno duchy, straszliwe sekty, mroczne tajemnice i zaginięcia stają się całkiem realne kiedy ogląda się to mroczne miejsce.
Ogólne rozdrażnienie panujące pośród towarzyszy podróży wcale ci się nie udzieliło i nawet sterczenie w kolejce po pokój nie zmniejszyło twojego zadowolenia.

Dostałeś pokój numer 2 na pierwszym piętrze.

Twój pokoik okazał się mały, kiepsko wyposażony i śmierdzący zgniłym serem. Zaraz po wejściu do środka otworzyłeś okno i rozkręciłeś kaloryfery na maksa. Pościel na łóżku była świeża, po za nią wszystko było zakurzone i brudne. Wszelkie plany kąpieli musiałeś porzucić widząc jak z kranów sączy się brązowa cuchnąca ciecz. Przed snem ogarnąłeś trochę swoje nowe miejsce zamieszkania, rozpakowałeś się i zaplanowałeś jutrzejszy dzień.

Blake Anker

Poszukiwania siostry zawiodły cię aż do Dicksons Greed. Jesteś zmęczony, w ciągu ostatnich tygodni nie miałeś zbyt wielu okazji do snu. O Dickson nie wiesz właściwie nic i ciągle czekasz na telefon z informacjami od przyjaciela. Kiedy dowiedziałeś się, że utkniesz na tym zapomnianym przez boga zadupiu na całą zimę zalała cię fala wściekłości. Jeśli twoja mała siostrzyczka faktycznie nigdy tu nie dotarła to wpadłeś w paskudną pułapkę bez wyjścia.
Jakby mało ci było zmartwień dochodzi do tego jeszcze jakieś ciężkie do sprecyzowania, nieprzyjemne uczucie które ogarnęło cię po przejechaniu przez most. Sam nie wiesz czy po prostu ci się wydaje czy naprawdę twoje wyczulone przez lata służby zmysły starają się wysłać ci ostrzeżenie. Jeszcze kilka lat temu nie miałbyś wątpliwości co do tego jak się w tej sytuacji zachować... teraz jednak nie potrafisz sobie zaufać...

Pokój który dostałeś w hotelu to, numer 6 na pierwszym piętrze.

Wnętrze twojego lokum okazało się całkiem czyste i schludne, ktoś włożył sporo pracy w wysprzątanie go i wywietrzenie. Rozpakowałeś się i położyłeś spać. Wykąpiesz się jutro, teraz potrzebujesz odrobiny odpoczynku żeby zebrać siły na jutrzejszy dzień.

Przez cały czas od kiedy wszedłeś do pokoju masz wrażenie, że ktoś cię obserwuje.

Erick Molden

Próbowałeś dotrzeć do miasta na swoim wiernym motorze. Wszystko szło dobrze aż do momentu kiedy zaczął sypać śnieg, najpierw powoli a potem coraz mocniej i gęściej. Twój motocykl odmówił ci posłuszeństwa w lesie, musiałeś go zostawić na poboczu i ruszyć pieszo przed siebie. Nie miałeś pojęcia jak daleko jest do Dickson ale do ostatniego mijanego miasteczka miałeś kilka godzin pieszej wędrówki.
Dotarłeś do miasta przemarznięty, zmęczony i wściekły na własną głupotę... motor już pewnie zniknął pod śniegiem i zanim będziesz miał okazję go odzyskać minie zapewne bardzo dużo czasu. Twoja kochana zabawka będzie się do tej pory nadawać co najwyżej na szrot.
Przeszedłeś przez miasto, brodząc niemal po kolana w śniegu. Nikt nie przejmował się odśnieżaniem kiedy ciągle jeszcze sypało. Dotarłeś wreszcie do centrum miasta i udałeś się do jedynego budynku gdzie świeciło się światło. Wszedłeś do hotelu i zadzwoniłeś na recepcjonistę, od niego dowiedziałeś się, że DeMeo jest zamknięty, drogi dojazdowe będą zasypane do wiosny i jesteś skazany na pobyt w tym podłym, cuchnącym i chylącym się ku upadkowi przybytku.

Na szczęście udało ci się dostać ostatni wolny pokój, numer 12 na pierwszym piętrze.

Powlokłeś się po schodach i od razu po wejściu padłeś na łóżko i zasnąłeś, nie zwracając nawet uwagi na panujący dookoła brud.

***

Pokój jednoosobowy:

1. Wanna.
2. Umywalka z lustrem.
3. Muszla klozetowa.
4. Biurko
5. Lampka.
6. Krzesło.
7. Fotel.
8. Szafka nocna.
9. Łóżko
10. Szafa.
11. Stolik.
12. Telewizor.
13. Człowiek.
14. Telefon.
 
__________________
"Tylko w milczeniu słowo, tylko w ciemności światło, tylko w umieraniu życie: na pustym niebie jasny jest lot sokoła." - Ursula K.LeGuin "Pieśń o stworzeniu Ea"

Ostatnio edytowane przez werewolf : 05-09-2011 o 00:52.
werewolf jest offline