Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2011, 21:12   #5
louis
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Steve Waltz siedział na krześle w remizie i rozmyślał. Zastanawiał się, czy ktokolwiek z jego jednostki przeżył. Nie miał jednak z nimi żadnego kontaktu. Przygotowywał się psychicznie do tego, że może umrze nie spotykając już żadnego człowieka..żywego.
Strażak, gdy tylko zobaczył zombie, włożył kask na głowę i rozejrzał się za drogą ucieczki. Najmłodszy już nie był, karate nigdy nie trenował, a za broń miał tylko swój wierny toporek - żadna to pociecha, gdy chcą go zeżreć jego koledzy. Tak więc, Steve poszukiwał gorączkowo okna lub jakiejś innej drogi ucieczki, niezagrodzonej jeszcze przez nieumarłych.
Okna były niezajęte przez zombie, jednak... było to drugie piętro, a na dole beton.
Steve kiedyś już skoczył w wysokości i wspomnienia nie były zbyt miłe. Splunął na ziemię, namyślił się, i zdecydował. Toporek wsadził chwilowo pod pachę, chwycił zdrową ręką gaśnicę..i rzucił ją w kolana najbliższego zombiaka.
Żywy trup upadł na ziemię, powalając przy tym dwóch swoich kolegów.
Strażak znów chwycił toporek i skoczył do przodu, starając się wbić jego ostrze w głowy powalonych zombie. Ufał, że jego dosć grube ubranie ochroni go, jakby coś nie poszło, ale jeśli mu się uda i tak odskoczy do tyłu żeby nie kusić losu.
Dwie z trzech głów zostały odcięte, niestety, przed ucięciem trzeciej jakiś inny zombie próbował zaatakować strażaka, zmuszając go do odskoku.
Szwajcar ucieszył się, dwóch przeciwników mniej. Sytuacja była trochę lepsza w jego mniemaniu, nawet go jeszcze nie dotknęły. Potoczył wzrokiem po pozostałych trupach, chcąc zobaczyć gdzie stoją i jak by im najbardziej zaszkodzić.
Z przydatnych rzeczy strażak zauważył tylko jakiś nożyk... a tak w ogóle, jego tu chyba nie było wcześniej...
Lekko już podburzony walką mężczyzna spostrzegł ten nożyk, i pomyślal, że nawet jeśli Bóg istnieje i mu właśnie pomógł, to mu coś nie poszło. Zamiast jakiegoś pancernego czołgu, nożyk? A może to wytwór jego wyobraźni..Steve nie miał jak nożyka chwycić, chyba że w zęby, więc zrezygnował z myślenia o nim i chwycił mocniej rękojeść toporka, czekając aż któryś trup wykaże się lekkomyślnością i podejdzie.
Żywe trupy podchodziły razem zbliżając się coraz bardziej do częściowo sparaliżowanego strażaka.
Szwajcar nieco już się zaczął nudzić, jeśli mozna użyć tego określenia będąc obleżonym przez zombie. Ostrożnie podszedł do nożyka, danego najpewniej od Boga, i chwycił go w łapkę. Toporek standardowo pod pachę na czas “akcji”. Przyjrzał się nożykowi, zezując jednak co chwilę na nadchodzących.
Nożyk wyglądał na wojskowy, ostrze miało mniej więcej 15 cm długości, rękojeść mniej więcej tyle samo.
Uznał, że to jednak nie Bogu, tylko coś w rodzaju miniaturowych zrzutów zaopatrzenia. Albo ma po prostu dziurę w pamięci. W każdym razie, wcisnął nożyk za pas. Z początku chciał nim rzucić, ale jako Szwajcar nie mógł rzucić czymś, co chociaż troszkę przypominało scyzoryk. I odwrócił się w kierunku zombie, z zamiarem rozwalenia jeszcze paru łbów zanim desperacja zapewne przywiedzie go do samobójczego skoku przez okno. //ot, co dajej//
Kolejne dwa żywe trupy zostały zabite, ale teraz na przeciwko Steva pojawił się teraz jego dawny kolega z fachu. Czy Szwajcar da radę zabić swojego przyjaciela? A tak zupełnie z innej beczki, z jakiegoś z pobliskich budynków zaczęły dochodzić strzały... chyba po wszystkim należałoby zobaczyć kto strzelał.
Co prawda strażak niekoniecznie był jednym z takich, co za kumpli życie i ostatnie gacie oddadzą, ale jednak nie wypada tak zdzielić przyjaciela, nawet martwego, przez łeb..Więc postanowił zdzielić go humanitarnie, tępą częścią toporka przez zęby. Kiedyś mu chyba wisiał parę dolców, więc wybite zęby nie dosć, że dadzą mu satysfakcję to jeszcze uniemożliwią (mniej więcej) mu atakowanie Steve’a. Przynajmniej taki plan sobie ułożył.
Cios sprawił, że kolega z branży Szwajcara poleciał do tyłu, i upadł, zapewne gubiąc większość zębów. Zparaliżowany strażak rozejrzał się ponownie. Z dziesięciu zombie żyło jeszcze sześć, jeden był obezwładniony. Teraz próba ucieczki ma większą szansę na powodzenie.
Z toporkiem przed sobą Steve rzucił się do przodu - walczenie z zombie dalej byłoby bezsensu, jedynym wyjściem było “przebicie” się przez nie na otwarty teren.
Przebicie się udało, i Szwajcar szybko zszedł na dół. Tam czekał już na niego wóz strażacki...
Inwalida jednak nie umiał wcale kierować samochodem, w jednostce wręcz wywieszona była tabliczka “Temu panu podziękujemy”. Chociaż teoretycznie wiedział, gdzie są kluczyki, zrezygnował z tego środka transportu i postanowił udać się do budynku, z którego dobiegają strzały, na piechotę.
Było już dość ciemno, a więc, i niebezpiecznie. Mimo to strażak dzielnie szedł w stronę, z której parę minut temu dobiegały strzały. Gdy był już dość blisko, zobaczył jak ulicą jedzie jakiś samochód, dokładnie w przeciwnym kierunku. Steve jednak dzielnie szedł dalej. Martwił się jedynie, że nie znajdzie tego domu na czas, jednak znalazł go bez problemu. Garaż był otwarty, drzwi wyważone. Cały dom wyglądał bardziej jak jakaś mini-willa.
Wiedzony instynktem, nabytym podczas 16stu lat pracy, wiedział, że coś tam musi być. A jak nie ma, to jeszcze lepiej, bo był głodny. Postanowił wejść przez garaż, uznał że będzie miał tam więcej miejsca do manewru, jakby domek okazał się zdobyty przez zombiaki.
Strażak wszedł do środka garażu, a następnie do domu. W środku nie było prądu, więc widoczność była prawie zerowa.
Strażak pogrzebał w kieszeni, zanim wszedł do dziwnego garażu. Włączył kamerkę termowizyjną, jedną z niewielu elektronicznych rzeczy, jakie umiał obsługiwać i powoli wszedł do garażu.
Nie było żadnych śladów ciepła. A tak w ogóle, to czy zombie wydzielają ciepło...
Walczący z ogniem są odważni, więc Steve wlazł do garażu. Tylko, by sprawdzić, czy jest tam cokolwiek ciekawego. A później wycofał się na ulicę i wszedł, jak kulturalny człowiek, drzwiami. Nawet buty wytarł na wycieraczce.
Przy wejściu stał całkowicie zniszczone telewizor plazmowy, na podłodze pełno myło jakiejś mazi. Przy schodach na wyższe piętro coś leżało, niestety strażak nie widział dokładnie co. Nic w pobliżu nie wydzielało ciepła.
Obszedł dookoła “jeziorko” mazi i od razu skierował się na wyższe piętro, tutaj wątpił czy będzie coś ciekawego.
W otwartej sypialni leżał trup kobiety, jej głowa została przebita na wylot...
Strażak na jej widok przełknął ślinę z obrzydzenia. Oparł się chęci przeszukania jej ciała, za to zaczął się rozglądać za przydatnymi przedmiotami lub drzwiami do reszty 1szego piętra.
Na górze były normalne rzeczy, będące w większości domów. Łazienka, garderoba pełna ubrań, gabinet z komputerem i kilkoma szafkami. Na dole było coś w rodzaju kuchni, było w niej kilka talerzy, patelnie i inne rzeczy potrzebne w kuchni łącznie z lodówką, w której było trochę jedzenia i picia.
Steve od razu dorwał się do pierwszej rzeczy do jedzenia. Zdjął kask, toporek położył obok i zaczął buszowanie po kuchni. Gdy skończył, wyszedł przed budynek i przypomniał sobie o samochodzie, który przed chwilą tu jechał. A potem poszedł w jego kierunku.
Niestety, w wejściu już ktoś był. Stał tam jeden truposz zwabiony zapewne odgłosami strzałów. Został zdzielony z toporka, który się niestety zaklinował. Co gorsza, następne zombie były w pobliżu... było ich co najmniej kilkunastu.
Szarpnął rozpaczliwie za rękojeść toporka, który jednak nie kwapił się do opuszczenia ciepłego, lekko śmierdzącego zapewne schronienia. Więc Szwajcar puścił swoją broń i cofnął się nieco. Zadanie “Odzyskać toporek” uzyskało u niego najwyższy priorytet, więc wyjął z kieszeni wojskowy nóż i spróbował zdziałać coś, żeby powalić zombiaka i wyciągnąć swój atrybut z jego czachy zanim dobiorą mu się do skóry.
Efekt niestety był mizerny. Gdyby strażak miał więcej czasu, zapewne udałoby mu się, ale pierwszy z żywych trupów zaczynał się już zbliżać do Szwajcara.
Strażak puścił w końcu toporek, z którym wiązało go tak wiele wspomnień i puścił się biegiem w kierunku remizy. Wydedukował, że jakiś toporek powinien zdobyć szturmem na swoim niedawnym miejscu pracy, a później pójdzie za tym dziwnym samochodem.
Niestety, żywe trupy dość dobrze okrążyły budynek. Gdzie się nie poszło,były wszędzie.
Waltz cofnął się nieco. Wciąż nie panikował, widział jeszcze kilka możliwych wyjść z sytuacji. Wrócił do domu i zatrzasnął drzwi.
- Gdzie ta pieprzona kawaleria, jak jej potrzebują. - wymamrotał, otwierając wszystkie możliwe okna by stworzyć sobie drogę ucieczki. Jakoś nie pomyślał, że mogą przez nie wleźć - ale był na to w miarę przygotowany psychicznie.
Nadchodzą... cała armia, wchodzą od strony garażu, drzwiami, i wszystkimi oknami.
Strażak najpierw postarał się ekonomicznie zużyć wszelkie lżejsze meble do wyeliminowania chociaż paru nieumarłych. A następnie wbiegł na piętro i chwycił za łóżko, z zamiarem przesunięcia go niedaleko schodów. Jaki niecny plan wykluł się w jego zorganizowanym umyśle? Chciał zepchnąć łóżko i przewrócić jak najwięcej zombie, a jakby jeszcze zablokować przejście to by się nawet, po raz pierwszy od wielu lat, pomodlił.
 
louis jest offline