Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2011, 15:10   #6
SoWhiskey
 
SoWhiskey's Avatar
 
Reputacja: 1 SoWhiskey jest godny podziwuSoWhiskey jest godny podziwuSoWhiskey jest godny podziwuSoWhiskey jest godny podziwuSoWhiskey jest godny podziwuSoWhiskey jest godny podziwuSoWhiskey jest godny podziwuSoWhiskey jest godny podziwuSoWhiskey jest godny podziwuSoWhiskey jest godny podziwuSoWhiskey jest godny podziwu
Duncun wyszedł z piwnicy i zaczął nerwowo chodzić w tą i z powrotem po korytarzu, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Gdy drwal otworzył, ukazała mu się jakaś długowłosa blondynka
- Dobry wieczór, nazywam się doktor Carrie Coleman, mam pytanie. Co się dzieje w Pańskim domu?!
- Dobry wieczór? Jak dla kogo... - Otaksował kobietę wzrokiem marszcząc czoło - Co się dzieje w moim domu to moja sprawa... A jeśli przeszkadzają te hałasy to MOŻE - wyraźniej zaznaczył to słowo - ściszę telewizor, Pani Doktor... Może... Dość skutecznie odstrasza złodziei i szczerze mówiąc dziwie się, że o tak późnej porze nie boi się Pani wyjść na zewnątrz.
- Może? Może?! - blondynka fuknęła groźnie - Ja tu dzień cały haruję, a ten mi tutaj łaskawie telewizor zgasi?! Ja nie wiem co pan ogląda, jak orangutan rodzi? Czy to dziesiąta część “Piły”? Przecież jak jest tak głośno to się pan nawet nie połapiesz kiedy ci ten telewizor wyniosą, bo będzie tak głośno! - zadowolona ze swojego żartu Carrie uśmiechnęła się.
-Kobiety... - westchnął beznamiętnie - Logiczne myślenie chyba nie należy do waszych mocnych stron. Jesteś lekarzem tak? To chodź ze mną, coś Ci pokaże...
Carrie westchnęła, teatralnie wodząc oczami po niebie, ziewnęła i rzekła:
- Oby to było coś ważnego...
-Chodzi o moją żonę... - Powiedział zapraszając gestem do wejścia - Jakby to ująć nie czuje się najlepiej ostatnio, choć sił Jej nie brakuje... - Ruszył w kierunku drzwi od piwnicy. - Trzeba Jej pomóc, wiem, że można, ale potrzeba leku, a ja mam tylko swoją insulinę i kilka antybiotyków w apteczce.
Gdy lekarka, wraz z z drwalem byli już w piwnicy, żywy trup nie dość, że wrzeszczał jeszcze głośniej, to zaciekle próbował się wydostać. Liny krępujące nieumarłego długo już nie wytrzymają...
- What the fuck? - Carrie na widok zombiego wrzasnęła i schowała się za mężczyzną - Człowieku, no heloł?!
-Sądziłem, że się już przywitaliśmy... Poznaj moją żonę, Michell. - Twarz Kanadyjczyka spowił wyraz bezradności - Jest z Nią coraz gorzej... - W oczach pojawiły się łzy, a głos zaczął łamać.
Niegdyś piękna brunetka szarpała coraz mocniej. Stara lina zaczęła powoli trzeszczeć.
-Musisz mi pomóc... Ale najpierw musimy Ją lepiej związać. Za domem stoi mój pickup, na pace leżą narzędzia, powinna tam być stalowa linka - Wydusił z trudem. - Powinna być też moja siekiera, ją też przynieś...
- C-c-co? - nagle blondynka zrobiła jakby nagła myśl ją poraziła. - Oooh, rozumiem! Tak, zajmę się twoją żoną, mięśniaku, ale lepiej ty pójdź po narzędzia czy co tam.... Przecież na dworze mógłby mnie ktoś napaść! - Carrie zrobiła minę niewiniątka.
- Kobiety... - Westchnął beznamiętnie. Otarł kroplę która zaczęła gromadzić się w kąciku lewego oka, zacisnął zęby i pobiegł na górę. Zatrzymał się jeszcze na chwile na schodach. Spojrzał na to czym stała się Jego żona... ~ Jest teraz o wiele podobniejsza do swojej matki ~ Przeleciało mu przez myśl. ~ Menopauza? ~ Nie wiedzieć czemu rozbawiło go to... Jego Teściowa zawsze przypominała zombie. Samochód stał kawałek za domem. Duncun zdjął plandekę z paki i szybko znalazł to czego szukał. Siekiera spoczywała na hakach za szoferką, lina zaraz pod nią pośród sterty innego tałajstwa. Zarzuciwszy plandekę pobiegł do domu.
- Bingo, dziewczyno, bingo! - rzuciła do siebie Carrie gdy tylko zaczęło się tete-a-tete z zombiem.
-Mam, teraz trzeba Ją związać. Złap ten koniec. - Podał Blondynce jeden z końców metalowej liny używanej zwykle do obwiązywania drzew przy ich wycince. Siekierę położył na stoliku z narzędziami, obok starego imadła.
Carrie z niechęcią chwyciła linę, przyglądając się to Duncunowi, to zombie.
- Jesteś pewien, że... no, wiesz? Nie ugryzie nas?
-Knebel? To Ty tu jesteś lekarzem... Decyduj, może ścierka albo ręcznik się nadarzą do ujarzmienia tych ząbków?
- Ja nie muszę kneblować swoich pacjentów... - prychnęła.
- Wybacz, miałem Cię za dentystkę... - powiedział z przepraszającym tonem i zaczął wiązać linę wokół nadgarstków żony, która nie była skora do współpracy. Co rusz się szarpała i kłapała zębami - W kuchni, zaraz po lewej stronie powien być ręcznik, kagańca nie mam...
- Ten? - wróciwszy z rzeczonym ręcznikiem, Carrie zaklaskała radośnie w dłonie. - Um, wiesz, na razie wystarczy jeśli uda ci się doprowadzić ją do mojego domu....
- Nada się. - Nagle brwi Duncuna uniosły się w geście zdziwienia - Do domu? Po co? Masz tam jekieś leki? Pomożesz Jej?
- Postaram się.
- To łap knebel, a ja Ją przytrzymam. - Kanadyjczyk był drawlem więc sił mu nie brakowało. Bez większych problemów złapał żonę, a raczej to co z Niej zostało i przyszpilił do posadzki, co umożliwiło skrępowanie Jej i zakneblowanie. Po kilku minutach zombie był sprawiony jak byk na Corridzie tylko, że mocną, metalową linką. Pusty wyraz oczu zamienił się w pełen furii i żądzy śmierci jeśli można tak to nazwać. W głębi duszy Drwal sądził, że robi źle, właśnie krępuje miłość swojego życia, ale jeśli ma to Jej pomóc, to to zrobi bez mrugnięcia okiem. Chwile potem przerzucona przez ramię rosłego Kanadyjczyka zombie przeniesiona została do domu Carrie.

Carrie poprowadziła drwala wraz z małżowiną przez pedantycznie wysprzątany salon do kuchni gdzie za kotarą znajdowały się masywne drzwi. Blodynka wyciągnęła z tylnej kieszeni pęk kluczy i zaczęła otwierać cztery zamki. Gdy już skończyła, zapukała jeszcze trzy razy i dopiero wtedy nacisnęła klamkę. Światła jarzeniówek zamrugały zanim rozświetliły pracownię.
- Możesz ją... e, przywiązać do stołu - blondynka wskazała na stół operacyjny, znajdujący się po środku pokoju.
Nie zdąrzyła mrugnąć, a skrępowane ciało leżało już na stole. Masywne pasy zapięte były nieco ciaśniej niż powinny, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże. Lina, która dotychczas powstrzymywała Michell przed niekontorlowanymi i potencjalnie niebezpiecznymi ruchami lekko otarła, a gdzie niegdzie przecięła skórę. Najwyższy czas było ją zdjąć. Warunki były tu o wiele bardziej komfortowe niż w piwnicy, tak się przynajmniej wydawało Duncunowi. Knebel z kuchennego ręcznika dalej jednak tkwił blokując szczęki.
- Co teraz? - Serce drwala biło szybko. Być może zaraz Jego żona ozdrowieje i znów będą szczęśliwi, tak jak dawniej... Zanim przyjechali do Stanów.
 
__________________
Drinking doesn't make you fat, it makes you lean...
Agains tables, chairs and poles...
SoWhiskey jest offline