Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2011, 17:33   #7
Imuviel
 
Imuviel's Avatar
 
Reputacja: 1 Imuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwu
- Kurwa mać! Carrie tonęła w papierach. Setki tysięcy kartek, zakładek, akt, notatek wylało się na nią gdy sięgała zetrzeć kurze.
- Chciałam posprzątać, a tu takie... Fuck. - westchnęła do siebie blondynka. Zdarzało jej się to często, szczególnie od kiedy Derren opowiedział jej o tym, że całe życie obserwują ich naukowcy i kosmici z ukrycia. Carrie nie wiedziała co o tym sądzić, ale dla pewności wypowiadała myśli głośno, bo przecież taki acting z pewnością się podobał widzom. A może czytali oni w myślach? Tego już nie wiedział ani Derren ani Carrie.
Trzy długie godziny zajęło jej jako takie uporządkowanie papierów. Będzie je jeszcze musiała przejrzeć nim ojciec wróci, a mógł to przecież zrobić w każdej chwili.
Carrie miała zamiar zaskoczyć go. Zaczęła czytać stare, ojcowskie podręczniki o anatomii, znalazła też zapisy wideo z kamer z pracowni. Tatuś byłby wściekły gdyby dowiedział się, że jego córuchna weszła do pracowni. Zazwyczaj to ciemne pomieszczenie było tajemnicą dla Colemanówny. Za zamkniętymi na dosłowne cztery spusty drzwiami George Coleman przyjmował najcięższe przypadki. Czasami Carrie siedziała pod drzwiami godzinami, z przytkniętą doń szklanką, jednak nie słyszała nic poza stłumionymi wrzaskami i jękami.
Teraz czekała niecierpliwie aż nadejdzie jej kolej. Jej pierwsza operacja, tu we własnym, niejako, domu. Przygotowała wszystko – wyczyściła narzędzia zaciągnęła rzemienie, udawała, że wymienia żarówki w lampach, ustawiła aparat na stojaku tak by nakręcić i swój przebieg operacji, wyprała kitel i wydrukowała wizytówkę którą włożyła za plastikowe szkiełko identyfikatora.
Doktor Carrie Coleman.
Chirurg nadzwyczajny
głosiła plakietka.


Wertując pożółkłe strony grubego tomiska, Carrie zasnęła w pozycji facebook. Oh, ona wcale nie była głupia, po prostu insynuacje, że zombie dojdą do jej ulicy, jej domu, były irracjonalne (poprzedniej nocy Carrie czytała słownik).
Śniła o Derrenie. Był chory i to właśnie ona musiała uratować mu życie. To była ciężka operacja, ale udało się. Pierwsza na świecie uleczona alergia za pomocą skalpela. Jeszcze na jawie Carrie odebrała kolejny dyplom z rąk znienawidzonych przez ojca profesorów. Nagle jeden z nich wrzasnął, zaczął krzyczeć, drzeć mordę, japę, pysk, cokolwiek.
Carrie zerwała się, sięgnęła po pilota i wcisnęła przycisk POWER. Telewizor, czarna magia psiajegomać, włączył się zamiast wyłączyć. Nadal nic nie ustało.
Awaria w systemie, kosmoludki? - pomyślała gorzko. Otworzyła okno i wyjrzała przez nie. Chłodne zimowe powietrze rozbudziło ją trochę.
Gdzieś się coś darło,a Carrie nie miała najmniejszego zamiaru tego wysłuchiwać. Ściągnąwszy z włosów wałki, blondynka podreptała w kierunku wyjców.
Wcisnęła dzwonek tak, że o mało tips jej się nie ułamał.
Jestem pierdoloną oazą spokoju. Doktor powinien się szanować. Nie wypada...

- Dobry wieczór, nazywam się doktor Carrie Coleman, mam pytanie. Co się dzieje w pańskim domu?!

- Dobry wieczór? Jak dla kogo...- gość spojrzał się jak jeden z tych gwałcicieli - Cosię dzieje w moim domu to moja sprawa... A jeśli przeszkadzają te hałasy to MOŻE - wyraźniej zaznaczył to słowo - ściszę telewizor, Pani Doktor... Może... Dość skutecznie odstraszają złodziei i szczerze mówiąc dziwie się, że o tak późnej porze nie boi się Pani wyjść na zewnątrz.
- Może? Może?! - blondynka fuknęła groźnie - Ja tu dzień cały haruję, a ten mi tutaj łaskawie telewizor zgasi?! Ja nie wiem co pan ogląda, jak orangutan rodzi? Czy to dziesiąta część “Piły”? Przecież jak jest tak głośno to się pan nawet nie połapiesz kiedy ci ten telewizor wyniosą, bo będzie tak głośno! - zadowolona ze swojego żartu Carrie uśmiechnęła się.
-Kobiety... Logiczne myślenie chyba nie należy do waszych mocnych stron. Jesteś lekarzem tak? To chodź ze mną, coś Ci pokaże...
Carrie westchnęła, teatralnie wodząc oczami po niebie, ziewnęła i rzekła:
- Oby to było coś ważnego...
-Chodzi o moją żonę... - powiedział zapraszając gestem do wejścia - Jakby to ująć nie czuje się najlepiej ostatnio, choć sił Jej nie brakuje... - Ruszył w kierunku drzwi od piwnicy. - Trzeba Jej pomóc, wiem, że można, ale potrzeba leku, a ja mam tylko swoją insulinę i kilka antybiotyków w apteczce.
Cóż, służba nie drużba – westchnęła w duchu.
- What the fuck? - Carrie na widok zombiego wrzasnęła i schowała się za mężczyzną - Człowieku, no heloł?!
-Sądziłem, że się już przywitaliśmy... Poznaj moją żonę, Michell. Jest z nią coraz gorzej... - W oczach pojawiły się łzy, a głos zaczął łamać.
Niegdyś piękna brunetka szarpała coraz mocniej. Stara lina zaczęła powoli trzeszczeć.
-Musisz mi pomóc... Ale najpierw musimy Ją lepiej związać. Za domem stoi mój pickup, na pace leżą narzędzia, powinna tam być stalowa linka. Powinna być też moja siekiera, ją też przynieś...
- C-c-co? - nagle blondynka zrobiła jakby nagła myśl ją poraziła.- Oooh, rozumiem! Tak, zajmę się twoją żoną, mięśniaku, ale lepiej ty pójdź po narzędzia czy co tam....Przecież na dworze mógłby mnie ktoś napaść! - Carrie zrobiła minę niewiniątka.
Eureka! - wykrzyknęłaby Carrie gdyby mówiła w starożytnej grece. Kosmoludki chyba ją wysłuchały. Mogłaby opracować lek. Dezombifikację! I ma testera! Świetnie! Wybornie! Tatuś będzie taki zadowolony!
- Kobiety... - Westchnął bezczelnie drwal i wyszedł.
- Bingo, dziewczyno, bingo! - rzuciła do siebie Carrie gdy tylko zaczęło się tete-a-tete z zombiem.
-Mam, teraz trzeba ją związać. Złap ten koniec. - Podał Blondynce jeden z końców metalowej liny używanej zwykle do obwiązywania drzew przy ich wycince. Siekierę położył na stoliku z narzędziami, obok starego imadła.
Carrie z niechęcią chwyciła linę, przyglądając się to Duncunowi, to zombie.
- Jesteś pewien, że... no, wiesz? Nie ugryzie nas?
- Knebel? To Ty tu jesteś lekarzem... Decyduj, może ścierka albo ręcznik się nadarzą do ujarzmienia tych ząbków?
- Ja nie muszę kneblować swoich pacjentów... - prychnęła.
- Wybacz, miałem Cię za dentystkę- powiedział z przepraszającym tonem i zaczął wiązać linę wokół nadgarstków żony, która nie była skora do współpracy.
DENTYSTKĘ?! Ta... ta... ta zniewaga krwi wymaga! Co rusz się szarpała i kłapała zębami - W kuchni, zaraz po lewej stronie powien być ręcznik, kagańca nie mam...
- Ten? - wróciwszy z rzeczonym ręcznikiem, Carrie zaklaskała radośnie w dłonie. - Um, wiesz, na razie wystarczy jeśli uda ci się doprowadzić ją do mojego domu....
- Nada się. - Nagle brwi Duncuna uniosły się w geście zdziwienia - Do domu? Po co? Masz tam jakieś leki? Pomożesz Jej?
- Postaram się. - I była to prawda.
- To łap knebel, a ja Ją przytrzymam.
Sąsiad chyba miał wprawę w spętywaniu swojej żony, bo chwilę potem cała trójka dreptała w stronę domu Carrie.
Carrie poprowadziła drwala wraz z małżowiną przez pedantycznie wysprzątany salon do kuchni gdzie za kotarą znajdowały się masywne drzwi. Blondynka wyciągnęła z tylnej kieszeni pęk kluczy i zaczęła otwierać cztery zamki. Gdy już skończyła, zapukała jeszcze trzy razy i dopiero wtedy nacisnęła klamkę. Światła jarzeniówek zamrugały zanim rozświetliły pracownię.
- Możesz ją... e, przywiązać do stołu - blondynka wskazała na stół operacyjny, znajdujący się po środku pokoju.
Nie zdążyła mrugnąć, a skrępowane ciało leżało już na stole. Masywne pasy zapięte były nieco ciaśniej niż powinny, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże. Lina, która dotychczas powstrzymywała Michell przed niekontrolowanymi i potencjalnie niebezpiecznymi ruchami lekko otarła, a gdzie-niegdzie przecięła skórę. Najwyższy czas było ją zdjąć. Knebel z kuchennego ręcznika dalej jednak tkwił blokując szczęki.
- Co teraz?
- To z pewnością trochę potrwa. Czuj się jak u siebie w domu.
 
__________________
moja postać =/= ja // Tak, jestem kobietą.
Imuviel jest offline