Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2011, 12:43   #20
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Wszystkie mięśnie zadrgały w ciele Serafa. Zawsze tak miał. Jakby przygotowywał je do wysiłku. Czyli muszą wyrżnąć cały pokład więzienny. Niech będzie. Rozkaz to rozkaz.
Sihas pewniej chwycił swoją broń w dłoniach.
- Zaczęło się... - Powiedział na głos. - Wy! - Zwrócił się do szturmowców - Kto tutaj dowodzi?
Jego wspomnienia związane z inkwizycją były... No cóż. Przynajmniej nieprzyjemne , ale cóż. Rozkaz to rozkaz. Miał tylko nadzieję, że ci żołnierze są lepiej przygotowani do akcji pod względem ekwipunku niż towarzyszący im szarzy rycerze...
Jeden ze szturmowców przerwał zbrojenie się i zerknął na Sihasa. Gdy dostrzegł oznaczenia kapitańskie, niechętnie zasalutował.
- Sir! Dowodzi inkwizytor Koln, sir. Mamy z nią łączność, nie wiemy jedynie, jak długo. - przekazał gestem kilka niezrozumiałych dla Sihasa gestów, najpewniej własny język gestów wypracowany przez szturmowców jako rodzaj szyfru dla oczu wroga. Pozostała czwórka obstawiła drzwi. Serwitor, według kapitana z twarzą wykrzywioną niesmakiem, dość niespotykanie jak na bezrozumnego automatona, podszedł do konsolki.
- Wy tam nie wejdziecie, bracie Sprawiedliwy. - Serafin nie kojarzył większości szturmowców na pokładzie, ale kojarzył większość oficerów. Ten tutaj, oficer bez stopnia, to sierżant Hokan Kordic, który wielokrotnie towarzyszył Inkwizytor przy naradach dowódczych wespół z siedemnastką innych w jego randze i dwudziestką starszych stopniem. Astartes pamiętał nazwiska wszystkich.
- Jesteście nieuzbrojeni. - stwierdził, patrząc na ich miecze. - Zginiecie natychmiast.
- Wiara mą opoką, odwaga mym orężem. Idziemy tam gdzie jesteśmy potrzebni. Jeśli macie jakąś na zbyciu przyjmiemy z radością, ale jeśli nie to będziemy walczyć aż połamiemy miecze, a potem będziemy bić pięściami i gryźć. Prawda bracia?!
-Aye!- odpowiedziała churem pozostała piątka
Sihas sceptycznie spojrzał na szarych rycerzy.
- Pozwolę się wtrącić... Nie wątpię w wasze umiejętności i wasz zapał... Ale nasz towarzysz ma rację. Bez pancerzy jesteście niezwykle osłabieni i podatni na ataki wroga... Jest nas garstka, więc zachowajmy ostrożność
-Nie znamy lęku, ale to nie oznacza, że chcemy ginąć. Wiemy, że bez pancerzy jesteśmy bardziej śmiertelni i, że musimy dostosować sposób działania do aktualnej sytuacji. Może to głupie pytanie... ale czy nikt nie ma tej dodatkowej sztuki broni?- tu zwrócił się do wszystkich... może szturmowcy mieliby, poza główną, jeszcze pistolety...
- Mamy pistolety, a w stojakach i skrzyniach jest dużo broni bocznej i kontaktowej, pistolety, strzelby rozpryskowe... Bierzcie co chcecie, ale nie wpuszczę was do przybycia większych sił, możecie być jedynie rezerwą. Jako dowódca tego odcinka nie będę miał na sumieniu oddziału Szarych Rycerzy!
-Sierżancie. Pamięta pan komunikat? W środku jest CAŁY TRIUMWIRAT! Bez eskorty! Chcesz ICH mieć na sumieniu?
- Kordic, gdzie jesteście do cholery? Mamy duży problem! - wszyscy zebrani usłyszeli ustawione na tryb głośny kom-złącze szturmowca.
- W drodze, pani. - odpowiedział tylko. -Co do was... właśnie dlatego my idziemy. Przebijemy się do nich i ochronimy aż przybędą większe siły. Wiem, że dla was wskoczenie w pancerz to ponad godzina, więc zostańcie i pilnujcie, aby nic nie przedostało się na tę stronę, od wewnątrz. Będziemy musieli się szybko uwinąć. - odwrócił głowę do Sihasa. - Sir, udacie się z nami? Widzę, że macie uzbrojenie.
Kapitan zrobił krzywą minę.
- I tak mnie wzywano... Cóż. Przynajmniej ta audiencja będzie ciekawsza niż pozostałe.
Dobrze kłamał. Dobrze udawał. Nie wiedział oczywiście, że Blint wie. Sihas jasno stwierdził, że szturmowiec chce go zabrać bez względu na to, co zastaną w środku i zaprowadzić do ochrony inkwizytor. Pozostawiając jej decyzję co do jego losu. Nie miał oporów przed wykorzystaniem jego życia dla osiągnięcia celu. Pytanie tylko, czy ten cel istotnie przypadkiem nie uświęcał środków.
Cóż, kapitan znał odpowiedź.
Twarz Serafa tężała z każdą chwilą. Był niemal pewny, że tam są demony, a prawo Szarych Rycerzy mówiło, że nikt spoza Astartes i inkwizycji nie ma prawa ich widzieć i przeżyć
-Postawię sprawę jasno. Wchodzimy do środka. Czy to się podoba czy nie. Tadeusie... zostaniecie pilnować, w razie problemów od razu składacie raport wyżej. Nikt i nic nie ma prawa tędy wyjść. Uzbroić się.- Astartes posłusznie wzięli po strzelbie udarowej i po granacie hukowo-błyskowym, tylko Kronus zabrał dymny, sam Seraf natomiast najlepiej czuł się z pistoletem w jednej i mieczem w drugiej ręce. Może to było mało profesjonalne, ale granaty musiał słożyć do kieszeni.
- Kapitanie... - szturmowiec zwrócił się bezpośrednio do Sihasa. - Proszę zabronić mi wpuszczania ich do środka.
- Nie zrobię tego... Chociaż bardzo bym chciał. Cokolwiek się tam stało jest to zbyt niebezpieczne, żeby to ignorować. Jakimkolwiek uzbrojeniem by nie dysponowali to i tak są jednymi z najbardziej elitarnych oddziałów w służbie Imperatora. Trzeba doprowadzić bezpiecznie Triumwirat za wszelką cenę. - Sam się dziwię, że to mówię - Pomyślał i skrzywił się - Zamiast tego przygotować się. Straciliśmy i tak za dużo ludzi. I mam prośbę bracie - Zwrócił się do Szarego Rycerza - Nie wykazujcie większej brawury niż to będzie potrzebne, coś mi się zdaje, że musimy być ostrożni...
-Brawura, żądza walki, czy własnej chwały nie jest drogą słóg Imperatora. Nie musisz się o to bać, kapitanie. Cieszę się, że to pan tu dowodzi. Więc pospieszmy się. Niedługo może nie być kogo ratować.
- Dziękuję, kapitan Sihas Blint do usług - Skłonił lekko głowę i odwrócił się do szturmowców - Wiem, że nie podlegacie bezpośrednio mi, ale siedzimy w tym samym gównie. Jeśli nie dotrzemy tam na czas to wolę nie myśleć co stanie się z wami ze mną... Więc czas ruszyć dupę. Wszyscy gotowi?
- Tylko nie wejdźcie nam w linię ognia... Żaden z was. - skwitował kapitan i dał znak.
Seraf podszedł jeszcze do Tadeusa i zamienił z nim kilka słów tak, że nikt inny nie mógł tego słyszeć.
-Znasz zasady. Nikt nie ma prawa opuścić pokładu więziennego jeśli nie jest Astartes, lub z inkwizycji, a istnieje choćby cień szansy, że widział demona...
-Aye, bracie, nikt nie przejdzie.
Serwitor wcisnął odpowiednią runę na konsoli, po czym drzwi rozwarły się w pionie, znikając w ścianie. Jeszcze przed otwarciem jeden ze szturmowćów wrzucił granat hukowo błyskowy. Eksplozja ogłuszyła na chwilę wszystkich poza szturmowcami - Sihasa boleśnie, ale implant uszny uchronił Astartes przed dyskomfortem. Żołnierze inkwizycji wskoczyli do środka, prowadząc ogień do niewidocznych jeszcze celów.
- Oczyśćcie za nami nieotwarte cele! - krzyknął do Astartes jeden ze szturmowców. - Ruchy, podwójna szybkość!
-Wykonać- rzucił Serafin do swojego oddziału. Zaraz dwójkami doskoczyli do cel, jeden ją otwierał, drugi rozsmarowywał na ścianie więźnia strzelbą udarową, gdy ten pierwszy go osłaniał. Pary nie działały razem, ale po kolei. Gdy pierwsza zajmował się więźniem, druga dobiegała do kolejnej celi i obserwowała czy z pierwszą wszystko w porządku. Aby nie wyszło tak, że jednocześnie wyskoczą dwaj psionicy na tyle potężni by sprawić problemy.
Sihas szedł powoli za swoimi towarzyszami lustrując otoczenie. Śmierć. Wyczuwał ją. Widział ją. Każdy z jego towarzyszy mógł się tylko cieszyć, że nie dostrzega tego co on. Był jednak twardy, twardsi niż oni wszyscy tutaj. Po prostu szedł.
- Powoli i ostrożnie! Nie zróbcie niczego głupiego! Nie możemy dać się zaskoczyć!
- Pierdolę ostrożność! - okrzyknął dowódca szturmowców. Jego oddział przebiegł między trupami już nie ludzkich istot, których przemiany nie dało sę jednak rozpoznać. Byli to inni szturmowcy, pełniący wartę wewnątrz. Dwóch. Nie mieli nawet na głowach hełmów. Według Sihasa wpatrywali się z wyrzutem pustym, ale ruchliwych oczu w mijających ich, jeszcze niedawnych towarzyszy broni. Wiedział, że najpewniej musieli oszaleć, ale ich towarzysze nie szczędzili czasu na pytania i danie im szansy. Szybko znikneli z oczu w korytarzu, co chwila rozświetlając panującą ciemność łuną czerwonych wiązek laserowych, zostawiając sprawdzających w żmudny sposób cele Astartes. W pewnym momencie jeden z braci Eheliona wkroczył do otwartej celi, ale zawahał się, nie strzelając.
Seraf natychmiast dostrzegł brak huku strzelby
-Strzelaj! Na imię Imperatora!- zakrzyknął.
- Wszystko w porządku. Cela jest pusta. - odparł, i ruszył dalej z jego partnerem. Czterech Astartes działało sprawnie, pozostawiając kapitana Sihasa Blinta oraz Sprawiedliwego jako zabezpieczenie.
Oczyszczanie szło nader sprawnie. Zbyt sprawnie, jak dla Sprawiedliwego, ale może to kwestia szczęścia. Psionicy nie byli poddani mutacji, żaden też nie stał się nosicielem demona. Wydawali isę za to oszaleć, jak najprawdopodobniej pilnująca każdej sekcji para szturmowców. Dwóch stąd już wyeliminowano - Kod Czarny i tak nie dawał im szans. Doszli do włazu drugiej sekcji wysadzonego w powietrze.
Jedyne, co sprawiedliwy mógł czemukolwiek zarzucić, to kwestia nieprzypadkowości tego co zaszło. Jeżeli ktoś wymierzył atak w inkwizytorów zdawał się wybrać miejsce. Ponadto psionicy tam, gdzie znajdowali się inkwizytorzy byli zdecydowanie silniejszymi bytami, i bardziej podatnymi na wpływ istot Osnowy.
Obaj dowódcy zdawali sobie sprawę, że piątka szturmowców to może być zbyt mało.
Serafin skakał zygzakiem, tak aby móc, w razie potrzeby, natychmiast wspomóc dwójkę która właśnie otwierała celę. Wszystkie mięśnie jego ciała były gotowe do natychmiastowej reakcji. Oba serca biły równo i szybko, ale pozostawał spokojny. Martwił się tylko o piątkę co wyleciała do przodu. Mijali koljne grodzie i ciała. Zbliżali się.
Jeden z braci otworzył kolejne drzwi, drugi przyskoczył i wypalił ze strzelby. Wtem goła ręka psionika wydobyła się z sąsiedniej celi, nieudolnie próbując chwycić Astartesa, który się uchylił. Cherub wypalił do niej ze strzelby i znowu zniknęła za metalem.
- Sekcja druga... - wymruczał.
Po drugiej stronie dwójka braci podeszła do kolejnej celi.

Dla Sihasa szli niezwykle powoli. Jego zmysły czasem wariowały w ten sposób, gdy czuł się gorzej. Wydawało mu się to dziwne, że istota za metalem wydała się poruszać normalnie, a czas dla zachowania kontrastu, proporcji szybkości zwalniał do właściwego poziomu. Wyglądało to dla niego tak, jakby szyba była przerzroczysta, a ponętnych kształtów kobieta niczym animowany czarny kontur przelewał się przyklejony doń po drugiej stronie.
- Tak, tak... Marines nie umieją postępować z damami. Myślisz, że trening im wystarczy zanim znowu zaczną obrażać inkwizytor swoim prostackim sposobem życia? - zapytał Sihasa komisarz Kas Venku. Stał z nim ramię w ramię, przypatrując się dwóm płynącym jak muchy w smole Astartes.
 
Arvelus jest offline