Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2011, 23:37   #4
MatrixTheGreat
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
W autobusie robiło się na zmianę gorąco i lodowato. Thomasowi przypominało to znienawidzony przez niego klimat Afganistanu, w którym przyszło mu spędzić trochę czasu. Otwierał okno od razu, gdy zaczynało się robić cieplej, natomiast gdy było chłodno ubierał sweter i trząsł się z zimna. Podróż dłużyła się niezmiernie, bateria laptopa padła po dwóch godzinach, więc Thomas nie miał praktycznie nic do roboty. Wspominał miły lot do Waszyngtonu w przytulnym wnętrzu samolotu. W tej chwili dałby wszystko, żeby warunki w autobusie były, chociaż w połowie takie jak tam.
Większość z pasażerów nie umiała już wytrzymać, gdy zaczęło się coś dziać. Pyskata, młoda dziewczyna wywarła nie małe wrażenie na Thomasie, ochrzaniając napakowanego kierowcę, chociaż ona nie dostałaby tak szybko po mordzie jak facet, który rzuciłby się z pretensjami.
Po zatrzymaniu się na stacji Thomas wyskoczył z autobusu zaraz za dziewczyną, nie tyle po to by się odlać (choć do toalety także się udał), co pooddychać trochę normalnym powietrzem. Reszta podróży przez śnieg i góry minęła w takiej samej nudzie jak poprzednia część z tą różnicą, że teraz dochodziły także momenty strachu.

***

Thomas dawno nie czuł się tak radośnie jak wtedy, gdy kierowca wreszcie się zatrzymał i otworzył drzwi. W podskokach wydostał się na zewnątrz i wziął swoje walizki z luku bagażowego. Rozejrzał się dookoła. Nie obchodziła go architektura, budynki, atrakcje czy co jeszcze tam było. Rozglądał się za przytulnym pensjonatem gdzie już powinien na niego czekać cieplutki pokój. Tymczasem on i reszta „turystów” stała na mrozie po kolana w śniegu.
-Którędy do DeMeo? - zapytał ktoś wreszcie. Kierowca spojrzał krzywo i wskazał jakiś wysoki punkt w oddali. „No to pięknie… Nie ma to jak dobrze zacząć.”
-Omal nie zapomniałem... - wzrok Thomasa znów powędrował na krzywą gębę kierowcy - Witajcie w Dickson - dziennikarz słyszał w głowie te słowa jeszcze długo po tym jak autobus odjechał. Miał długo je zapamiętać…

Blackshire nie czekał długo, gdy ktoś zaproponował zatrzymać się w hotelu w pobliżu. Było cholernie zimno, a do DeMeo był kawał drogi. W środku, poczuł się o wiele lepiej, choć wystrój nie zachęcał zbytnio do pozostania tam dłużej. Wiadomość o zamknięciu pensjonatu, w którym miał się zatrzymać trochę wytrąciła go z równowagi. „No to trochę dupa… Nie wydostanę się do wiosny, a główny temat poszedł się…” Z braku lepszej możliwości wynajął pokój na kilka dni i od razu się do niego udał.

Po przejściu przez próg Thomasowi opadła szczęka, lecz na pewno nie z zachwytu. Pokój był obleśny i brudny, a z kranu zamiast wody lała się brązowa breja. Jedynym pocieszeniem było to, że chociaż pościel była czysta. Dziennikarz szybko się rozpakował, podłączył laptopa do ładowania, przebrał się i poszedł spać.

***

Obudził się następnego ranka i pomimo dość długiego snu był strasznie niewyspany. Spowodował to zaduch w pokoju, w którym nie można było nawet otworzyć okien, oraz towarzyszący mu bez przerwy niepokój. Thomas nie potrafił określić dlaczego go prześladował. Ale to było teraz nieważne, Blackshire ubrał się najszybciej jak potrafił i pognał na parter, by tylko jak najbardziej się oddalić od dusznego pokoju. Wyciągając ciuchy z szafy natknął się na czyjąś kartę kredytową. „Będę musiał ją dać właścicielowi, chociaż i tak pewnie to nic nie da. Z tego co widzę, ten ktoś był tu dużo wcześniej niż ja.”

***

Thomas na dole spotkał kobietę zajętą zamiataniem parteru. Nie zwróciłby pewnie na nią uwagi, ale przeszyła go dziwnym wzrokiem i powiedziała:

-Dobry, parter jeszcze nie gotowy więc kuchnia jest nieczynna, żarcia nie będzie. A na dwór wychodzić nie polecam bo ciągle trwa śnieżyca – kończąc wraca do pracy nie czekając na odpowiedź.

- A dobry, dobry... - odpowiedział mało przytomnym głosem. „No więc zjedzenie czegoś na zewnątrz odpada, a o fajki będę musiał chyba kogoś poprosić. Hm... dobrze, by było powiadomić Matt’a o zamknięciu DeMeo. Byle się nie wścieknie…” Blackshire wyciągnął telefon z kieszeni i spróbował złapać zasięg. Było ciężko, ale w końcu udało mu się dopaść jedną kreskę. Wykręcił numer Matthew’a i zadzwonił. Udało mu się połączyć, niestety nie na długo.


-Tommy? Tommy? To ty? - usłyszał zanim zdążył cokolwiek powiedzieć - Pół nocy do ciebie wydzwaniam, ponieważ… - i tu nastało tylko denerwujące: Beep! Beep!
- Halo? Halo?! Szefie?! Kurw… - odsunął komórkę od ucha i zaklął pod nosem. Zaczął biegać po całym holu próbując znowu złapać zasięg, jednak z mizernym skutkiem.
- Pięknie… - Thomasowi doskwierał głód, ale również ciekawiło go dlaczego Matt do niego wydzwaniał, a jeszcze bardziej dlaczego nie przyszło na jego telefon nawet powiadomienie. Zwrócił się do kobiety:

- O której mniej więcej można by się spodziewać czegoś do jedzenia? I chciałbym porozmawiać z właścicielem, woda lecąca z kranu... no delikatnie ujmując: to nie woda.
-O której? A bo ja wiem… Jak dobrze pójdzie to kolacja będzie serwowana… jak nie pójdzie dobrze to może jutro śniadanie… No i szefem jest mąż, na razie zajęty, ale powiem, że pan się pytał o niego… - kobieta wróciła do swojej roboty. Reportera drażniło takie podejście do klienta, ale w tej chwili i tak nie miał co liczyć na nic lepszego. Wrócił do pokoju z nadzieją na rychły koniec śnieżycy i zostawił otwarte drzwi, żeby trochę wywietrzyć. Wchodząc sprawdził jeszcze czy naładowała się już bateria laptopa z czym mogło być różnie. Następnie zaczął biegać po całym pokoju, a później także po korytarzu, by spróbować się znowu dodzwonić do swojego szefa. „Choćbym miał nawet zacząć chodzić po suficie, czy zwisać głową w dół z tej szafy muszę złapać przynajmniej tą jedną kreskę!”
 
MatrixTheGreat jest offline