Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2011, 15:37   #26
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
“Cherubie... zaraz będziesz się gęsto tłumaczył, z tego, że dałeś się zabić...” przeleciała Serafowi myśl przez głowę.
-W imię Imperatora!- zakrzykną wyszarpując miecz, z taką siłą, że przeciął skórzany pas. Spadającymi portkami będzie się martwił kiedy indziej.
-Ognia bracia!- krzyknął, mimo, że już nie dowodził, od kiedy był w towarzystwie paladyna Ardora, zaczął strzelać najszybciej jak tylko potrafił, jednocześnie wznosząc miecz by móc szybko zaatakować wręcz
Sihas spróbował się opanować i przyklęknął na jedno kolano przybliżając jednocześnie broń do siebie. Nie pierwszy raz musiał stanąć oko w oko ze śmiercią. Widział zbliżające się do niego sylwetki, jednak dopiero po chwili rozpoznał znajome twarze uzbrojonych ludzi idących w jego stronę...
“To kolejna mara, to tylko złudzenie” - Powtarzał sobie w myślach. Musiał spośród nich wszystkich odnaleźć prawdziwe zagrożenie i je wyeliminować. Przenosił wzrok z jednego celu na drugi, uważnie się każdemu przyglądając.
- Rozumiem, że nikt mi nie powie z czym dokładnie walczymy? - Mruknął nieco zrezygnowany. Miał nadzieję, że wymiana kilku słów z kimkolwiek kto jest realny pomoże mu w odzyskaniu kontroli nad swoim umysłem.
Ardor zaczął modlić się do Imperatora. Paladyn zignorował gwardzistę, powiedział tylko jedna rzecz, która przy dużej ilości szczęścia mogłaby im pomoc w walce z demonami.
-Bracia, niechaj każdy szary rycerz wykrzyczy swe imię, tylko na Imperatora pełne.- Gdy to powiedział wziął głęboki oddech i krzyknął- ARDOR DOMITIANUS.
Orientis ze zdumieniem przyglądał się jak wróg kładzie jego braci trupem niczym muchy. Miał ochotę zapytać ich dlaczego podobnie jak on nie nosili oni pancerzy, w jego przypadku było to zrozumiałe, w końcu do niedawna był jeszcze więźniem, ale oni? Oddział, który przybył im z odsieczą przypominał mu grupę ludzkich wczasowiczów. Kronikarz nie miał jednak czasu na pytania, tym bardziej na złośliwości. Rzucił okiem na dziwadło, które miotało piorunami, pozostałe nie zaprezentowały zdolności walki dystansowej, ale wyglądały równie nieprzyjemnie... Gdyby miał więcej czasu na rozpatrywanie ich wyglądu, zapewne by zwymiotował... Trzeba było działać szybko więc skupił swoją rozchwianą uwagę na najbardziej wyrywnym z potworów. Nie chcąc dopuścić by szarżująca bestia uśmierciła, którąś z osób, które nadal dzierżyły broń palną uklęknął na oba kolana i oczyścił umysł z trawiących go wątpliwości, oraz z egoistycznego przywiązywania uwagi do własnych, mentalnych tortur. Przymykając powieki wziął głęboki wdech i rozpostarł szeroko ręce. Kiedy otworzył oczy by znów ujrzeć pędzącego demona, wykonał wydech i gwałtownie uniósł obie dłonie do góry. Atak kinetyczny został wymierzony w całe cielsko bestii, Marine chciał zaatakował od spodu, tak by z całą zebraną w sobie siłą wyrzucić ją w powietrze, i roztrzaskać jej rogaty łeb o sufit korytarza, lub przy pełnym powodzeniu, uczynić z większej części stwora rozmytą po suficie, krwawą plamę.
Chociaż Aleena nie odczuwała tego bólu, jaki ogarniał resztę, nie oznaczało to, iż nie przejął jej w pewnym momencie strach. Poczuła jego lodowaty uścisk w gardle, jednak szybko nakazała sobie spokój, jaki starała się wytrenować oraz udoskonalić, przez te wszystkie lata. Panikujący medyk, o drżących z przerażenia dłoniach, był najzwyczajniej nieprzydatny Imperium i samemu Imperatorowi.
Kiedy zaczęło się piekło, Siostra rzuciła się w stronę jednej ze ścian i przylgnęła do niej, chcąc uniknąć znajdowania się na linii kolejnego ataku. Nie posiadała wystarczającej broni czy pancerza, ale nie oznaczało to, iż miała zamknąć oczy i modlić się... chociaż modlitwa nie opuszczała jej umysłu. Miast jednak oczekiwać bezczynnie, wycelowała w odrażającego stwora o wielu twarzach, stworzonego przez plugawe moce Chaosu, na zgubę wiernych Imperatorowi. Wiedziała, że najpewniej otrzymany pistolet bolterowy, nie zrobi większego wrażenia na tym pomiocie, jednak i tak strzeliła w jego stronę, dodając do tego strzału własną siłę wiary. Mimo wszystko czuła nieprzyjemny uścisk w żołądku, kiedy patrzyła na formę tego demona...

Ciemność litościwie skryła marę na jawie przed ich oczyma, ale mogło to jedynie uwydatnić zmysły, które posiadał każdy człowiek, a które znaleźć zastosowanie mogły jedynie w próbie przetrwania tego koszmaru.
Z wewnętrznej strony kompleksu, od miejsca, gdzie ostatnio widać było demona o wielu obliczach rozległa się seria strzałów. Dogorywający Szary Rycerz, pozbawiony pancerza i umierający zrobił co mógł, wpakowując w istotę całą komorę nabojową i raniąc ją dostatecznie, by chwilę po okrzyku paladyna Ardora wycie tysiąca potępieńców zagłuszyło wszystko - nawet odgłosy wystrzałów. Wesprzeć go próbował Jego brat i przywódca. Seraf wypalił na oślep praktycznie cały magazynek, w zupełnej ciemności oświetlając ich twarze przy błyskach towarzyszących odpaleniom pocisków z pistoletu. Wiedział, że większość trafiła, to było jednak za mało.
W tym czasie krwistoczerwony herold wojny zaszedłby go z przeciwka, zachwiał się jednak pod wpływem działań Orientisa. Kronikarz jednak sam był zaskoczony - spodziewał się przeistoczyć wroga w miazgę na suficie niewysokiego korytarza, ten jednak w Osnowie w samej swej esencji wyślizgnął się mu niczym garść piasku między rozcapierzonymi palcami. Płomiennie gorącego piasku, który na jego umysłu zostawił pulsujące ślady bólu, pogłębiając jego cierpienie, ale w żadnym razie nie wyłączając go z walki - jak choćby inkwizytora Geo Mantamalesa.
Spowolniło to jednak szarżę humanoidalnego koszmaru, który wydał z siebie ryk składający się z okrzyków rannych, szczeku stali, strzałów i eksplozji - wszystkich odgłosów wojny, ciśniętych o ich uszy równocześnie w zagłuszający sposób, gdy oba demony przeszły w crescendo. Ehelion odwrócił się w porę by dojrzeć zagrożenie i w ostatniej chwili uniknąć ciosu demona.
Nie on był jednak głównym celem, a paladyn Domitianus, który zmuszony był uskoczyć w tył w celu uniknięcia rozpłatania jego głowy przez potężny topór przewyższającego go demona Khorne’a, jak go zidentyfikował. Ten był niezwykłym zagrożeniem, jednak w jego boku, korzystając z braku równowagi oponenta miecz zagłębił Sprawiedliwy przechwytywaczy, wykonawszy szerokie cięcie na oślep.
Wojna zabrzmiała dwukrotnie w zupełnej ciemności.
Na to czekał Sihas Blint. Żaden z duchów jego przeszłości, oponentów czy sojuszników tak nie brzmiał. Rozpoznawszy zagrożenie, zareagował natychmiast opróżniając całą baterię w jednej wiązce energii - prosto w źródło dźwięku, wypalając głowę nadistoty i na ułamek sekundy oślepiając towarzyszy nieoczekiwanym blaskiem. Ciało wyparowało zanim zdążyło uderzyć o ziemię.
Aleena była jednak odwrócona w drugą stronę, mając w pamięci przerażający i wysysający poczytalność z umysłu obraz teraz niewątpliwie rannej istoty. Wystrzeliła przynajmniej dwukrotnie w ciemność, bez potwierdzenia trafienia. Blask z karabinu laserowego kapitana gwardii oświetlił jej korytarz, ujawniając piekielne oblicza górujące nad ich niedawnym więźniem, który przedstawił się jako Orientis.
Bez wahania wypuściła serię opróżniając połowę magazynka. Po takim zużyciu amunicji zorientowała się dopiero, że napastnik zniknął, jedynym śladem jego obecności była widoczna przez moment w blasku ostrzału purpurowa mgiełka. Nie miała wątpliwości, że ocaliła życie Astartesa.
Kronikarz też o tym wiedział.

Wtedy doszedł do nich - wszystkich - obleśny, mlaskający i mokry śmiech ostatniego upiora, który niespiesznie człapał w ich stronę nieomal dochodząc już do linii składającej się z Serafa i Sihasa. Do uszu wszystkich, nawet w zupełnej ciemności dochodziło brzęczenie rojów much, które sfrunęły z jego ciała w ich stronę.
W ich brzęczeniu ledwie słychać było swobodnie wydostający się z cel trujący gaz mający za zadanie unicestwić wciąż tkwiących w celach więźniów.

Ardor skupił całą swoją siłę woli, całą swoją wiarę na jednym tylko celu, uratowania triumwiratu. Z całej siły swego umysł uderzył w demona zarazy, próbując zrobić to co tak często szarzy rycerze robili w bitwie. Wygnać demona z tego świata. Robiąc to Ardor powtarzał pod nosem kilka prostych słów:
-Jestem synem Imperatora, on moją tarczą, wiara jest mym orężem.
Ale nie atakował on sam, bo do szarży ruszył ostatni z oddziału przechwytywaczy. Ich dowódca, Seraf wypełniony świętym gniewem po stracie najbliższych przyjaciół. Ostrzelał demona póki mógł, po czym pchnął z głębokiego wykroku.
Kapitan zignorował towarzyszących mu marines. Oni mieli swoje sposoby walki, a on swoje i jak na razie to on żył, a większość rycerzy udała się w lepszy świat.
Pierwszy raz spotykał się z czymś takim twarzą w twarz i nie za bardzo wiedział jakie są słabe strony tego stwora, ale cóż... Na dłuższe badanie chyba nie będzie czasu.
- Uwaga! Odsuńcie się wszyscy! - Krzyknął do pozostałych, odbezpieczył dwa granaty odłamkowe i rzucił je w pobliże demona. Przypuszczał, że to go nie zabije, ale może dać im trochę czasu na działanie.
Aleena wciąż przyciskała się plecami do ściany, nakazując swoim dłoniom spokój. Nie drżała, trzymając pewnie pistolet bolterowy, ale niepotrzebne myśli zaśmiecały jej umysł. Wiedziała, że musi się skoncentrować, tak jak przy zajmowaniu się rannymi, na polu bitwy, nie zważając na otaczający ją zamęt, skupiając się jedynie na jak najlepszym wykonaniu zadania. Przymrużyła oczy, celując w nadchodzącego demona, ale nie zaczęła strzelać. Zużyła już połowę magazynka, chociaż nie żałowała tej straty, a na pewno nie powinien jej żałować Orientis. Mimo to czekała cierpliwie na najlepszy moment do oddania strzału, starając się zbytnio nie myśleć o formie tego, co kroczyło w ich stronę.
Legionista nie zamierzał teraz nikomu dziękować za uratowanie życia, głównie dlatego, że wciąż nie był pewien czy siostra nie odłożyła jego śmierci o zaledwie kilka minut, a może nawet sekund. Wciąż martwiło go, że czerwony demon okazał się częściowo odporny na jego moce telekinetyczne, wiedział, że jeżeli przeżyją to będzie musiał dokładnie wypytać towarzyszy o metody walki z każdym rodzajem takich istot., Nie chcąc powtarzać błędu, przez jakąś sekundę zamierzał po omacku odnaleźć jedną z leżących gdzieś na ziemi strzelb... Jednak puszczenie granatów w ruch razem z szarżującym piechurem uniemożliwiło mu odnalezienie broni. Wciąż klęcząc, póki jeszcze widział oba lecące obiekty uniósł prawą dłoń. Skupiając się na nich wykonał kinetyczne pchnięcie, ale znacznie słabsze od tego, którym chciał zgładzić Khornowe bydle. Spróbował po prostu nadać im większą siłę lotu, tak by nie upadły pod nogami potwora, tylko jakieś dwa, lub trzy metry za nim. Był pewien, że w takim wypadku i tak zwalą bestię z nóg i zapewne rozerwą jej plecy na strzępy, mogło to jednak ograniczyć obrażenia Serafina z rozerwania na strzępy do poparzeń i nacięć wywołanych odłamkami.
 
Zell jest offline