Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2011, 00:58   #30
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Miriael Sabathiel

Sabathiel zmrużyła powieki spoglądając ponad lufą pistoletu w oczy kapitana.
Uśmiechnęła się do niego ciepło czując wyraźnie zapach khornity wchodzącego do pomieszczenia.
- Niszczyciel czułby do Ciebie tylko pogardę gdyby się dowiedział, że jesteś zdany na moją łaskę kapitanie. - w jej spojrzeniu błysnęło rozbawienie. - A dodatkowo teraz chowasz się za Pożeraczem?
Uśmiech nie schodził jej z warg gdy po chwili dodała ciągle tym samym przyjemnym głosem.
- Bądź tak miły i poproś swoich wojowników by rzucili broń.
- Chciałem sprawdzić jak duże kłopoty mogą sprawić moi pasażerowie syreno... Tylko głupiec na przeciwwadze własnego życia stawia próbę zastraszenia władcy strachu. - nieco poetycko, ale pewnie stwierdził kapitan.
Miriael wybuchnęła śmiechem.
- Tylko głupiec na przeciwwadze życia stawia ego. Nie jesteś władcą strachu tylko sługą... - ciągnęła.
W tym momencie jego spięte mięśnie zareagowały. Sabathiel obdarzona przez swego patrona czułymi zmysłami i doskonałą percepcją wiedziała, że może spokojnie dopowiedzieć swoje.
- Śmierci. - z ręki kapitana, dla niej niezwykle powoli zaczął się wysuwać zestaw trzech szponów energetycznych, aktywowanych najpewniej przez neuro-złącze. Nie musiała reagować, bo jako trup nie będzie miał dostateczne zasięgu. Jego trup znieruchomieje, zanim wyrządzi jej krzywdę.
- Pozdrów ją ode mnie. - syknęła naciskając spust.
Nie mógł zdążyć.
I nie zdążył.

Furiacor
krążownik klasy Ubój, Oko Grozy, uskok Stołpu

Strateg Chaosu

Gdy drzwi się uchyliły i wszedł sługa Boga Krwi, eskortowany przez dwóch Drapieżców - członków kultu zaczętego nomen omen przez Władców Nocy, jakkolwiek niefortunnym sformułowaniem wobec w większości ateistycznego legionu by to było - ujrzał arenę w innych barwach.

Jej wymiary znał. Szybko podzielił sobie zgodnie znakami na cztery sekcje. Wejście było od południowej strony... rzuciło światło na resztę. Pięć rzędów na ich trybunie. Widać czasem musiało tu być naprawdę tłoczno - setka Kosmicznej Piechoty, oczywiście z legionu, zmieściłaby się przy niewielkim tłoku.

Z południowej strony nadszedł wojownik Khorne'a. Eskortowany przez dwóch Drapieżców. Po lewej stronie wejścia zobaczył trzech Władców, po prawej - dwóch.

W północnym skrzydle oświetlony przez chwilę Nihl Sietche i Sabathiel tuż obok niego. Po jego prawej dwóch weteranów... Wybrańców lub poruczników. Czy dowolnych przybocznych. Po lewej jeden. Tak. Poza tym w rzędach niżej jeszcze dwóch nie tak... naznaczonych jak tamci.

W zachodnim skrzydle ośmiu, we wschodnim jedenastu. W północnej części areny był anonimowy członek Legionu Alpha, któy do teraz się nie przedstawił. We wschodniej Febris. W południowej Pożeracz. W zachodniej on sam.

Nieco niepokojącym było, jak niewiele wie o Legioniście Alpha. O władcach wiedział dość wiele. Wiedza o wrogu była kluczem do zwycięstwa.

Rozdzielony fragmentarycznie Legion tutaj musiał być jedną z większych grup. Na sali widział ich trochę, ale jeżeli nawet uznać, że wyznawca Władcy Wojny wyolbrzymia, byłoby ich naprawdę dużo. Ciekawostka taktyczna.

Wtem rozległ się strzał, a ich kapitan chyba upadł. Natychmiast tam na trybunie doszło do walki.

Jak to ktoś kiedyś ujął, Chaos znalazł niewiele paliwa do rozpalenia nienawiści we Władcach Nocy. Wszystko było wypalone nienawiścią do Imperatora już wcześniej, dlatego w tak niewielkim stopniu ziarno zasiane w Konradzie Curze nie wykiełkowało w zbyt wielu jego podwładnych. Może nawet ci tutaj wciąż byli... bractwem.

Grunt że byli dość nerwowi.

- ANI DRGNIJ! RZUĆ TĘ LASKĘ! NA ZIEMIĘ! - wyłapał krzyki jednego z czterech Władców, którzy zeskoczyli tuż koło niego celując z pistoletów bolterowych... głównie z pistoletów i dobywając broni białej. Przekrzykiwali się wzajemnie nakazując mu rozbrojenie się i padnięcie plackiem na ziemię.
Skojarzenie z zestresowanym na pierwszej akcji oddziałem żandarmerii Gwardii zatrzymującej zidentyfikowanego szpiega czy zdrajcę samo się nasunęło.

Oni byli tylko trzykroć bardziej narwani i o dziesięć tysięcy lat nadczłowieczeństwa niebezpieczniejsi... Tylko... po spełnieniu ich żądań... co dalej?

Alpharius

Sytuacja była dość klarowna. Na górze rozgorzała walka służki Mrocznego Księcia z doświadczonymi i preferującymi walkę wręcz oponentami.
Mogła się w każdej chwili wycofać, czy wygrać? Mogło się to rozstrzygnąć bardzo szybko. W każdym razie ona już wiedziała.

Władcy Nocy jednak pamiętali kto umożliwił Syrenie dotarcie do ich kapitana. W wyobraźni słyszał najbardziej doświadczonych z nich na vox-złączu koordynujących grupę i wzywających wsparcie.

Ci najbliżsi otworzyli ogień ponad murem, w trybie automatycznym, licząc na wykorzystanie luk w pancerzu przez prawdopodobieństwo a nie mierzone strzały. Wiedzieli, co robią, nie znali tylko jego możliwości.
W tej samej chwili kilku wyskoczyło obok Stratega Chaosu. Nie zajmowali się jednak nim, choć oczywiście ktoś z nich go obserwował. Instynktownie to wiedział.
Jednak obok Febrisa czwórka wyskoczyła z trybun i ruszyła w jego stronę...
Jeden dzierżył miecz i długi łańcuch, którym kręcił okręgi w powietrzu.
Jeden miał topór, który nawet on musiał dzierżyć oburącz.
Jeden miał szpony, jakże naturalne dla tego Legionu.
Jeden , okazało się, dzielił ciało z demonem i jego ręce miały więcej nadnaturalnej nienaturalnej broni naturalnej niż był w stanie zliczyć zanim się zetrą.

Zbliżając się liczyli całkiem słusznie na ogień zaporowy swoich braci. Oczywiście, przy takim natężeniu liczyli, że ogień zaporowy może i zabić czy choćby ranić...

Axisgul

Drapieżcy równocześnie odwrócili głowę w stronę sługi Khorne'a, chcąc się upewnić, że nie zabije ich on zanim zdążą zareagować.
- Nawet nie myśl o dołączeniu do walki. - przestrzegł go bez przekonania jeden z nich. Przyglądali się starciu, najwyraźniej dosyć zadowoleni, że nie muszą potykać się z Czempionami Abbadona.
Zresztą elita ich kompanii to musiało być w ich mniemaniu aż nadto dla takiego wroga.

Wtedy nadeszło...
Odczuł to pragnienie. Mrowienie przeszło w co w innego gdy do jego nozdrzy dotarła krew Nihla.
Poczuł ogarniającą go furię... Czuł się jak na odwyku od ulubionego narkotyku, jak pacjent przytułku dla obłąkanych, któremu na czas śpiączki farmakologicznej odmówiono leków.
Ta śpiączka trwała zbyt długo.

Wiedział oczywiście, jak może to kontrolować... walcząc, jednak z opanowaniem, z perfekcją, z precyzją.
Khorne wymagał od niego dzisiaj krwi za swoje dary, jemu pozostawiając, jak będzie walczył i przeciw komu.

Tylko... z kim? Czy było trzecie wyjście?
Czy miał walczyć z Wybrańcami Abbadona? Pamiętał swoje zadanie. Z Władcami Nocy? Wiedział, że tylko oni będą w stanie zabrać Furiacora za uskok stołpu. Jako nawigatorzy, infiltratorzy i szybcy najeźdźcy cieszyli się sławą, która nadrabiała brak zdolności bojowej w skali większych legionów czy brak potęgi zapewnianej przez Mrocznych Bogów.

A pozostali Wybrańcy mogą mu być jeszcze potrzebni...

Miriael Sabathiel

Odczuła sadystyczną satysfakcję gdy odczuła odrzut broni. Czas momentami przeciągał się dla niej, w koordynacji z jej nadludzkim refleksem. Miało to istotne zastosowania w jej oddaniu dla Tej, Która Pożąda.
Koniec końców, każda przyjemność powinna trwać jak najdłużej.

Z uwielbieniem obserwowała, jak krew tryska z przeoranej odłamkami twarzy Nihla Sietche.

Zbyt oczywiste.
Zbyt proste.

Pod wpływem strzału odwrócił się, padając...
Z trudem się uchyliła w ostatniej chwili przed zaskakującym dokończeniem cięcia szponów energetycznych. Odchyliła tors i cofnęła rękę, jednak jej pistolet został przecięty przy komorze nabojowej. Bezużyteczne.

Pociski zagłębiły się w twarzy kapitana, może nawet rozrywając jedno oko, jednak Astartes, zwłaszcza skąpani w nienawiści i walczący od dziesięciu milleniów Astartes nie na długo byli pod wpływem takiego bólu. Ich organizmy były dostosowane do ignorowania tak prymitywnego cierpienia w porównaniu z dziesiątkami nieskomplikowanych metod, które przyszły jej na myśl w tej sekundzie.

Pole refrakcyjne...
Dlatego nie miał hełmu. Dlatego tak wielu dowódców, lojalistycznych głupców czy wyznawców mrocznych potęg rezygnowało z hełmów. Oznaka statusu. Oznaka braku strachu.
Władca Nocy musiał być pozbawiony strachu.

Upadł i tak by się przetoczyć przez bark. Nad nim przeskoczył jeden z dwóch jego pomagierów, nie zamierzając dopuścić do pościgu ze strony siostry. Walczył dwoma długimi na dobre czterdzieści centymetrów nożami czy sztyletami w jakiejś opanowanej do perfekcji egzotycznej ewolucji stylu ulicznych gangsterów.
Z drugiej strony już do niej dobiegał napastnik wyposażony jedynie w miecz łańcuchowy i pistolet.

Tamten drugi obok Sietche'a także miał pistolet... plazmowy. Charakterystyczny gwizd oznaczał, że kondensował ładunek plazmowy do maksymalnej siły.

- ŻYWCEM SUKĘ! - na poły wywrzeszczał, na poły wycharczał... z wyraźną pożądliwością w głosie, który mógł wydawać z siebie tylko osobnik wyniszczony najmocniejszymi narkotykami jakie oferowała galaktyka.
Był chyba także Drapieżcą, ale w przeciwieństwie do eskorty barbarzyńcy Khorne'a, nie miał plecaka skokowego. Czekał na okazję.

Dookoła rozbłysły strzały i harmider walki.
Było w tym jednak coś, czym nie mogła się nie delektować.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline