Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2011, 16:19   #3
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Dalmar poprawił swój pas z bronią, obserwując gości "Małej". Przyzwyczaił się do ciężaru miecza, broń dodawała mu otuchy i pewności siebie, ot nie raz okazywała się dla niego najlepszym przyjacielem, ratowała mu życie i w niejednej bitwie prowadził do celu. Teraz wyraźnie studiował uzbrojenie zarówno gości karczmy, jak i obserwatorów z zewnątrz.

Wydawało się, że uzbrojenie mieli dobrej jakości, dodatkowym faktem godnym zanotowania było to, że z pewnością nie była to broń paradna czy turniejowa. Ot proste narzędzie do mordowania, w tym względzie przypominające jego miecz. Gdyby miał ich ocenić tylko na podstawie broni, powiedziałby, że to najemnicy, mordercy, psy wojny, tacy jak on. Ich zachowanie świadczyło jednak o wysokiej pozycji. Czyżby byli rycerzami? Takimi prawdziwymi rycerzami - wojownikami, a nie turniejowymi paniątkami? Było to ciekawe spostrzeżenie, które rodziło kolejne pytania, skąd ci ludzie wzięli się w "Małej".

Spojrzał ponownie na Sergio i odezwał się nad wyraz jak na tą sytuację spokojnym głosem

-Coś tu śmierdzi, od czasu znalezienia tego trupa ... coś tu śmierdzi - jego palce zabębniły na rękojeści miecza, po chwili na jego usta powrócił tajemniczy, kpiący uśmieszek, który wydawał się być jego stałym towarzyszem.

-Te paniątka wyraźnie chcą pozostać anonimowe, jak dla mnie na kilometr śmierdzi to jakąś konspiracją. Miejmy tylko nadzieję, że nie okaże się ona nad wyraz nieudolna, bo i nam może się oberwać - po tych słowach skierował się ponownie na zaplecze, do schodów prowadzących na kolejne piętra kamienicy, odchodząc rzucił krótkie "Zaraz wracam".

Nie był tchórzem, ale wiedział ile może oznaczać wcześniejsze przygotowanie terenu czy miejsca, w które można się wycofać. Otworzył kolejne drzwi i okna prowadzące na dachy, a dalej na podwórza i labirynty zaułków i uliczek. Obserwatorzy cały czas siedzieli wokół karczmy, ale nikt z nich nie powinien zwrócić uwagi na otwierane jedno okno, bo i po co?

Nie miał pojęcia czy to przyjaciele, czy wrogowie siedzących teraz w ich karczmie żołnierzy. Szczerze powiedziawszy nie wiedział, czy chciał się o tym przekonać, jednak coś mu mówiło, że nie obejdzie się bez rozlewu krwi. Gdyby jednak zadyma miała zacząć iść w nieodpowiednim kierunku, będzie miejsce, gdzie się wycofać. A potem można szukać wiatru w polu ... nie podobało mu się to. "Mała" była wszakże jakąś stałą w jego życiu, a siedząc w jakimś namiocie, pod wzgórzem, wokół którego walały się ciała wrogów i przyjaciół, myślał czasami o niej jako o domu. Wolałby, żeby wojny pozostawały poza nią. Wiedział już jednak dobrze, że człowiek nieczęsto dostaje to czego pragnie.

Wrócił do karczmy, gdzie sytuacja nadal się nie zmieniła. Konspiratorzy, jak zaczął ich nazywać w myślach nadal rozmawiali o czymś w swoim kąciku.
-Gdyby sprawy przybrały zły obrót, uciekajmy na dach - powiedział do Sergio, gdy mijał go w drzwiach prowadzących z zaplecza do głównego pomieszczenia karczmy.

Z jednej z półek zdjął kolejną butelkę wina i ruszył z nią w kierunku stolika gości. Tutaj po drodze złapał Rolanda
-Coś się będzie działo. Lepiej uważaj - po czym kontynuował swój spacer w kierunku jedynych gości.

Położył na ich stole butelkę i odezwał się jakby zupełnie nie wiedział o co chodzi -Spodziewają się panowie jeszcze jakiś przyjaciół ... ktoś chyba zmierzał w stronę naszej małej karczmy, to dobrze ... ruch o tej porze ... dobry interes - nie czekał na ich reakcję, zaczął wracać na upatrzoną sobie wcześniej pozycję.

Karczmę znał pewnością lepiej niż ktokolwiek, kto postanowiłby ją zaatakować. Wiedział gdzie usiąść, żeby dobrze się bronić. Natomiast wolał, żeby tajemnicza szóstka była ostrożna. Człowiek ... nawet dobrze wyszkolony człowiek mógł postąpić głupio i nierozważnie, kiedy go zaskoczyć. Często w takich chwilach ludzie działali bez zastanowienia, dając się ponieść odruchom, a one mogły okazać się śmiertelne. Nie obchodził go jakoś szczególnie los tych gości "Miłej", jednak jeżeli miał już wybierać, to wolałby żeby los dopadł ich gdzieś indziej ... poza ich małym przybytkiem. Śmierć nie była dobra dla interesów, a przynajmniej nie tak otwarta.

Cóż karty zostały rozdane, teraz wypadało tylko czekać, jak zagrają pozostali gracze ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline