Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2011, 18:38   #72
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Szybko zaczął żałować, że dał się skusić na tą wyprawę. Początkowo fascynowała go obcość tego miejsca, podobnie jak zakonnika, który wykrzykiwał peany na cześć owej zielonej niesamowitości, po której kroczyli. Jednak po kilku chwilach Edgarowi znacznie bliżej było do opinii towarzyszących mu marynarzy. To coś nie było naturalne. A jeśli coś nie było naturalne, to z pewnością było wytworem Chaosu. Rozumując tym tokiem, już po jakimś czasie Albiończyk uznał, że zielona masa jest im wroga. I oczywiście okazało się to prawdą.

W momencie, gdy pojawiła się mgła, nic zrobić nie mogli. Zostali całkowicie pochłonięci przez mleczny opar, który skutecznie ich id siebie odseparował. Teraz każdy był zdany tylko na siebie. Edgar spodziewał się ataku z mgły, wyciągnął nawet kordelas i obracał się co chwila wokół siebie, wypatrując wroga. Jednak zamiast napastników, zobaczył jakąś postać. Mężczyzna wydawał mu się znajomy. Ruszył w jego stronę, z każdym krokiem dostrzegając coraz więcej szczegółów. Już po kilku metrach był pewien. To był jego ojciec!
- Ojcze! Tutaj! – krzyknął i zaczął niepewnie biec w jego stronę. Słyszał inne krzyki we mgle. To z pewnością krzyczeli jego towarzysze, ale do kogo? I dlaczego? Ojciec był tuż, tuż. Ale Edgar nie mógł do niego dobiec, tak jakby tamten cały czas utrzymywał niewielki dystans. Czemu, tato mi to robisz? Zatrzymaj się! Poczekaj!

Edgar stanął jak wryty. Balansował na krawędzi wodorostów. Ojca nigdzie nie było. Plusk! Coś dużego wpadło do wody. Popatrzył w lewo, w miejsce z którego dochodził odgłos. Zamarł. To marynarze jeden, po drugim wpadali do wody, biegnąc z wyciągniętymi przed siebie rękami. Tak jakby za czymś gonili, coś lub kogoś chcieli pochwycić. A więc i ja tak wyglądałem, pomyślał. To wszystko jakaś ułuda. Ale kto za tym stoi? Zrozumiał, w momencie gdy skoczył na ratunek topiącym się. Zielony kobierzec był sprawcą owej ułudy i żywił się ciałami utopców. Kilkanaście z nich, nadgniłych i rozkładających się dostrzegł gdy zanurkował. Musieli się stąd wynosić, uciekać jak najprędzej z powrotem na Meduzę. Nie mogli tu zostać. Chyba że...

Elfy ponoć dysponowały wielką wiedzą i magią. Może ona byłaby w stanie ich uratować. Wysmukły statek o dziwnej konstrukcji znajdował się zaledwie kilkanaście metrów od niego. Edgar zostawił wracających do życia marynarzy i pobiegł ku elfiemu korabiowi. Przez chwilę patrzył na niego zafascynowany. Nigdy wcześniej nie widział takiego statku. W porównaniu z nim wytwory ludzkiej sztuki szkutniczej wyglądały jak rozklekotane tratwy. Był piękny, majestatyczny ale i obcy. Coś w nim było takiego, że od razu wskazywało na zupełną odmienność jego twórców. Otrząsnął się i wdrapał na pokład.

Może gdyby miał więcej czasu, to znalazłby coś przydatnego. A gdyby miał naprawdę dużo czasu i znalazł się na elfim okręcie w innych okolicznościach, to zostałby bardzo bogatym człowiekiem. Niestety okoliczności były niesprzyjające, a na domiar złego coś się zaczęło dziać z wodorostami. Nagły skurcz nawodnego dywanu spowodował, że elfi statek zaczął się rozpadać, a Edgar musiał z niego uciekać. Z pustymi rękoma.
- Fuck! – zaklął gdy w oddali zobaczył Meduzę, która właśnie na rozpostartych żaglach, zaczynała odpływać. – Nie! Nie! To przecież niemożliwe!

- Wstawać! Ruszamy z powrotem!
– zaczął podnosić swoich kompanów i popychać ich w stronę macierzystego okrętu. Nie wierzył w to co zobaczył. To musiał być kolejny omam spowodowany przez wodorosty. Oni nie mogli, ot tak, odpłynąć i zostawić ich tutaj. Gdy zbliżą się do statku to na pewno okaże się, że Meduza nie poruszyła się ani o łokieć, a Grand na nich czeka z niecierpliwością. Z tego wszystkiego zapomniał o zimnie. Był cały przemoczony, a ubranie zaczynało na nim sztywnieć z mrozu. Zapalenie płuc murowane!
 
xeper jest offline