Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2011, 09:58   #6
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
W „Miłej” zrobiło się jakby milej mniej. Jeśli w ogóle było to możliwe. Spośród szóstki biesiadników, dotychczas cichcem debatujących przy pitym z drewnianych kubków arb orskim, na słowa Dalmara zareagowała dwójka. Zareagowała nader nerwowo zerkając za okna, wypatrując tych, którzy gdzieś tam sobie czekali. „Czaili się” było by może nawet lepszym określeniem. Roland, który ostrzeżony przez Dalmara wnet ujął w dłoń swój największy atut wydobywając go spod lady, ostentacyjnie ruszył ku wejściowym drzwiom wiodącym do oberży. Spoglądając na jego sylwetkę można było mieć pewność, że póki dzierży w rękach ten swój dwuręczny miecz nikt bez jego zezwolenia progu „Miłej” nie przekroczy.

- To wasi? Ludzi ze sobą przywlekliście wbrew uzgodnieniom? – podniesiony głos najstarszego z szóstki, posiadacza sumiastych wąsów i krzaczastych brwi skierowane były z kolei do dwóch, którzy jako i on żywiej zareagowali na słowa Dalmara. Ta dwójka nawet podobna była do siebie. Na jeden, wspólny wszystkim mieszańcom sposób. Krew Starszej Krwi musiała w ich żyłach mieć swój udział. A rysy, pomimo tego że jeden był blondynem o długich włosach a drugi krótko ściętym szatynem, zawierały tę samą, elfią drapieżność.

- Uspokój się de Lorh! To nikt od nas. To pewnie ogon. Któryś z nas wszystkich okazał się głupcem. Stawiał bym na Burnsa. – dodał długowłosy wskazując na jednego z tych którzy dopadli okna. Solidnej postury mąż dzierżył już w prawicy miecz gotów wycinać sobie drogę odwrotu. Spod kapoty wyłaziła mu kolczuga, której chrzęst tłumiły szmaty. Widać było, że gotów jest na solidną potyczkę.

- Zdrada? – spytał półgębkiem ostatni z siedzących przy stole, ten z którego twarzy nie zniknął wyraz filozoficznej zadumy. Chudy, nie miał prawa być człekiem wojennego rzemiosła ale i on nosił przecie miecz u pasa. I nie wygląd a coś innego, ulotnego, sprawiało że nie dało się go lekko traktować.

- A zdradziłeś Sarasani? Zdradziłeś, że o zdradzie bajdurzysz?! Hę?! – drugi z tych co się zerwali od ławy ku oknom odwrócił się gwałtownie i przyskoczył do siedzącego filozofa. Uniósł nawet prawicę, ale zamarł w pół kroku. Jakby naraz cała ochota mu na wycięcie w pysk swego rozmówcy minęła.

- Siadajcie! I to szybko! Naradzić się musimy… - warknął najstarszy, ten z sumiastymi wąsami. Wnet posłuchali go wszyscy, poza Burnsem, który przy oknie wyglądał na zewnątrz lustrując okolicę. I przy ławie rozgorzała żarliwa acz szeptana dyskusja. Widać rozmówcom nie zależało na wtajemniczaniu Rostów w ich sprawy.

Do czasu…

***

Slawko przybywał na wezwanie Rosta od czasu do czasu. Chudy obdartus, pozbawiony prawicy na miejskim rynku za kradzież a złapany na gorącym, żył na pograniczu kwartału Rostów. Miał kilku żebraków pod sobą i wespół rzezali kogo się tylko dało oddając uczciwie trzecią część łupu Rostom. No, przynajmniej w teorii. Najważniejsze jednak było coś zupełnie innego. Slawko cieszył się zgodą Rostów na tę swoją małą chałturkę na ich terenie a oni zawsze mogli nań liczyć w potrzebie. Na niego i jego czwórkę obdartusów. „Po pozorach ich sądzicie”, głosiły słowa jednego z mędrców zgłębiających tajniki natury ludzkiej i spisanych w „Wielkiej Księdze Mądrości Narodów” przez niejakiego Benocjusza z Thornwardu. Księgę wnet zakazali posiadać wszyscy kapłani Jedynego, ale i tak popularne z racji swego nowoczesnego spojrzenia na świat i ludzi dzieło zyskiwało szeroki odbiór. Spośród obecnych w „Miłej” biesiadników i obsługi jedynie Sergio miał przyjemność do lektury owej sięgnąć, ale niektóre z prawd w niej zawartych zapamiętał na całe życie. I nie osądzał innych po pozorach. Stąd nie wahał się nigdy sięgać po pomoc do Slawka i jego ludzi. I cenił sobie łączącą ich, zawodową, przyjaźń. Czekał więc ze zniecierpliwieniem na rozwój wydarzeń. I wypatrywał Slawko.

***

Narada szóstki nie trwała długo. Nie mogła trwać bo i radzili w wielce nerwowej atmosferze. W końcu jednak coś uradzili, bo wstali z miejsc i ławą niemalże ruszyli ku szynkwasowi za którym teraz stał Dalmar. On również wyczuwał nerwową atmosferę i jakieś napięcie. Znał to uczucie nie od dziś i zwykle poprzedzało jaką drakę. Dłoń sama powędrowała ku głowicy miecza, szczęśliwie niewidoczna zza lady dla szóstki spiskowców.

- Gospodarzu, dzięki wam wielkie za ostrzeżenie! Dłużnikami waszymi jesteśmy. Teraz jeszcze jedna prośba do cię i wiedz, że nie poskąpimy grosza, jeśli nam pomożesz. Na zewnątrz czekają na nas tacy, co krzywdę nam chcą uczynić. Nie wiem jak za nami tu trafili, ale źle się stanie, jeśli nas wszystkich tu znajdą. Wyprowadź nas stąd jakim sekretnym wyjściem, które z pewnością masz w oberży bo mieć musisz. Pomórz nam gospodarzu, a nie pożałujesz… - słowa starego brzmiały statecznie i pewnie. Choć Dalmar nie miał wątpliwości, że jego głos niezbyt jest wdrożony do próśb. Raczej zdawał się nawykły do rozkazów.

- Masz tu trzy lwy! A dostaniesz trzy razy tyle, jeśli nas stąd skrycie wyprowadzisz. Jak nas tu tamci zatrzymają, będą nas pytać. Nas. Ale nie tylko nas. No bo z pewnością pytać będą co my tu robili. Nie chcecie by was pytano. A my się po trupach nawet, ale przebijem. Ino po co? Pomórz nam nie za darmo przecie dobry człowieku. Pomórz… - krótko ostrzyżony z domieszką Starszej Krwi nalegał. A jego chude palce nerwowo bębniły po blacie. Długowłosy zachodził już z boku lady. Burns z dobytym mieczem nerwowo wpatrywał się w wejściowe drzwi i stojącego przy nich z dwuręcznym mieczem Rolanda.

Atmosfera w „Miłej” gęstniała z każdą chwilą. Tą teraz chyba dało by się już kroić…

***

Sergio od dawna nie czekał na powrót Szarleja z takim utęsknieniem. Kiedy zobaczył smyka, który przemknął przez tylnie podwórze i załomotał w drzwi, otworzył niemal od razu i wciągnął malca do środka. Zdyszany smyk z trudem łapał powietrze.

- I co? Znalazłeś? Powiedziałeś com ci kazał? Długo cię nie było… - Sergio jednym ciągiem zasypał Szarleja pytaniami jednocześnie na powrót ryglując drzwi. Rudzielec w końcu złapał oddech. I zaczął mówić…

- PanieRost! Slawko znalazłem, choć nie łatwe to było. Musiałem…

- Nie interesuje mnie co musiałeś. Mów na czym stoimy? Gdzie on i jego ludzie?
– Sergio był bardziej zdenerwowany niż chciałby to przed sobą przyznać. Słyszał rozmowę przy kontuarze i wiedział, że nadchodzi czas decyzji. Urażony Szarlej żachnął się, ale przeszedł do rzeczy. Sergio wrył sobie w pamięć by mu to wynagrodzić.

- Slawko czeka u garbarza ze swoimi ludźmi, ale tylko trzech ich przyprowadził. Nowy i Kulawy Henio tak się spili, że jako te żłoby leżą w korycie u Fica na placu. I rzygają jak koty. Aaaa. Tak, do rzeczy. Slawko kazali wam rzec, że to szpicle siedzą po bramach. I ich chłopoki od mokrej. Ale głównie to niuchacze. Mówi, byście Panie Rost uważali, bo coś tu śmierdzi…

Nie musiał tego mówić. Sergio, jako jeden z nielicznych Rostów, dwa do dwóch dodawał przednio. I nie potrzebował łopatologii by zrozumieć pewne kwestie. Jeśli zaś „szpicle”, czyli nieoficjalnie mianem tym określani urzędnicy Trybunału, wzięli sobie „Miłą” pod lupę to musiał być po temu powód. I z całą pewnością musiał mieć coś wspólnego z obecnymi biesiadnikami goszczącymi w oberży, bo do dnia dzisiejszego nikomu w Trybunale Rostowie nie wadzili. Nie mogło wszak przecie być inaczej. Rostowie płacili komu trzeba i nawet Straż Miejska miała z ich interesu swoją działkę. A Trybunał wszak zajmował się zgoła innymi sprawami. Sprawami Królestwa. Skoro więc teraz tajni urzędnicy Trybunału wzięli ich oberżę pod lupę, z całą pewnością nie wróżyło im to nic dobrego…

Skąd zaś Slawko znał niuchaczy i szpicli Trybunału, było pytaniem na później…


.
 
Bielon jest offline