Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2011, 12:46   #11
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Myślała, że nie zaśnie tej nocy. Za wiele się stało. Kraksa, rana Mistrza Karnisha, ślimak na bagnie, a potem to makabryczne znalezisko. Tak wiele doznań i emocji buzowało gdzieś w jej umyśle, były jak przelewająca się rzeka. Strach o Mię i Warda, męcząca świadomość ich zagubienia na końcu świata.
Jednak jej ciało miało swoje własne plany i zrealizowało je skutecznie. Gdy tylko dziewczyna opadła na prowizoryczne posłanie z traw i gałęzi jej powieki opadły i zapadła w sen.

Fizjologia vs. Maya Moonlight jeden do zera.

Śniła niespokojne sny. Znów były w ruinach rodzinnego miasta. Przedzierała się przez zawalone uliczki biegając jak mała małpka po gruzie zaglądając w rogi zwalonych domów. Gdzieś na przedzie umykał jej drobny cień. Echo niosło dziecięcy śmiech, hulał razem z wiatrem pomiędzy czarnymi dziurami wybitych szyb. W powietrzu wirował ciężki pył. Cień zatrzymał się i spojrzał na nią. Widziała twarz Mii, jej rude, krótko ścięte włosy targane przez wiatr. Pomimo odległości wyraźnie dostrzegała twarz siostry, jej uśmiech i wesołość w ciemnych oczach.
A potem niebo ściemniało, ciężkie buczące chmury zakryły słońce. Buczące?
Maya podniosła głowę, na rdzawym firmamencie przemykały ciemne kształty. Bombowce, kolejny nalot chemiczny. Mia odwróciła się na pięcie i pobiegła dalej ścieżką wśród gruzu. Maya już wyrywała się by popędzić za nią, gdzieś do schronu gdy nagle poczuła mocny uścisk na swoim nadgarstku.
- Nie możesz jej wiecznie szukać – powiedział Mistrz Karnish. Był tak blisko jednak biały, pełen pyłu wiatr sprawiał, ze wydawał się tak odległy.
Szarpnęła się, jednak jego dłoń trzymała ją miejscu z siłą imadła.
To już nie zabawa w chowanego. To jest życie – mówił a jego głos mieszał się z warkotem silników maszyn. Dziewczyna wiedziała, ze zaraz otworzą się luki bombowe i na ruiny spadnie kolejny ładunek śmierci. Pytanie tylko czyjej.

Nagłe szarpnięcie wyrwało ją ze snu. Wciąż miała strach pod powiekami. Było ciemno, ktoś zakrywał jej usta. Zareagowała instynktownie tak jak, ja uczono.
- Sithowie...
Łokieć dziewczyny zatrzymał się tuż przed planowanym uderzeniem w twarz „napastnika”. Kto jak, kto ale Edric powinien wiedzieć, że tak się nie budzi ludzi.
Zamrugała. Przez chwilę jej oczy przyzwyczajały się do ciemności nim zobaczyła przemykające pomiędzy drzewami sylwetki.
Coś zimnego zaległo jej na żołądku. Przez chwilę nie mogła się poruszać.
- Możesz się odczołgać… spróbować uciec, ja się nimi zajmę.
Maya spojrzała na niego jak na wariata. Chyba nie myślał, że go tu teraz zostawi? Nie była może największym wojownikiem zakonu, ale nie zamierzała się uchylać przed starciem.
Kiedy chłopak włączał miecz gorączkowo szukała swojej broni. W przeciwieństwie do Edrica zamierzała zostać w cieniu przynajmniej przez jakiś czas. Może uda się jej uzyskać element zaskoczenia. Ściskając mocno rękojeść odetchnęła głęboko wzywając Moc. Podczas treningów potrafiła wesprzeć kolegów telekinezą, latające przedmioty i wyrywana z ręki broń umiały wprowadzić skuteczne zamieszanie na polu walki.
 
Lirymoor jest offline