Tymczasem Benedykt Ressiere, jak na prawdziwego męża przystało, łzy swe starał się ukrywać. Lecz w chwili, gdy młody Medyceusz skończył swą wypowiedź, w oczach mężczyzny pojawił się gniew, złość, irytacja... - Nie wiem! Nie wiem, nie wiem- nie dowiedziałem się, w tym jest cały problem, Medyceuszu! To właśnie jest koszmar, który dręczy mnie co noc, to jest powód tej całej klątwy i choroby, Bóg nie wybaczy mi grzechu niewiedzy, nie w tym wypadku...- powoli złość ustępowała, a jej miejsce na twarzy podróżnika powoli zastępował smutek. - Widzę, iż do pańskiej towarzyszki dotarła jakaś przesyłka, tak więc- odszedł krok do tyłu i skłonił się dość nisko- Żegnam i mam nadzieje, iż nasze drogi jeszcze wiele razy się skrzyżują.
Benedykt odwrócił się na pięcie i dystyngowanym, acz szybkim krokiem zniknął po chwili za jednym z fantazyjnie przyciętych krzewów. A myśli w głowie Vincenza zostały same...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |