Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2011, 23:05   #9
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Margaret starała się ignorować osobę gadatliwej Irlandki. Cóż z tego, że należały do tej samej Tradycji. Sposób mówienia, a także słownictwo, jakiego używała kobieta najlepiej wskazywały na jej pochodzenie. Kontrowersyjny strój i zachowanie dodatkowo świadczyły o tym, że w jej wychowaniu czegoś zabrakło, być może odpowiednich wzorców. Jakie by tego powody nie były Aoife była grubiańska, zachowywała się - delikatnie rzecz ujmując - niestosownie.

Jakie były powody, dla których ta - wyglądająca jak najzwyklejsza dziwka - dziewczyna znalazła się w tym towarzystwie, pani Twisleton nie miała zielonego pojęcia. Podobnie jak nie miała pojęcia, co skłoniło porucznika Rao do zabrania jej w takie miejsce.

Meg ze współczuciem spoglądała na gospodynię. Wiedziała, ile wysiłku musiało kosztować Sylivię przygotowanie całego przedsięwzięcia. Z doświadczenia wiedziała ile pracy wymaga sporządzenie menu i dopilnowanie służby. Widziała złość w oczach kobiety spowodowaną impertynencją panny O'Brian. Widziała, a jednak jedyne, co mogła zrobić to uśmiechem i dobrym słowem starać się dodać otuchy pani domu.

- Wyborna pieczeń, Lady Sylivio - rzuciła z uznaniem. - A te paszteciki - dodała z uśmiechem - niebo w ustach.
- Ależ dziękuję. - Sylivia odwzajemniła uśmiech, ale był on wyjątkowo sztuczny. - Nie należy po prostu rzucać pereł przed wieprze. - Ale to już bardziej powiedziała do swojego męża.
- Święte słowa, święte słowa. - Dodała pani Swanson.
-A skoro już jesteśmy przy tym temacie. To czy za tym przyjęciem, kryje się jakiś powód? Ogłoszenie czyichś zaręczyn, może?- spytał Roger wtrącając się do rozmowy. Nie wiedział, czemu został zaproszony do Oakspark. Samego Etheringtona nie znał wszak, nawet wtedy gdy jeszcze mieszkał w Bath.
- Haward? - Pani Ethernigton pytająco spojrzała na męża. - Zapraszasz gości i nie informujesz ich z jakiej okazji.
- Panie Attenborough. - Odezwała się milcząca do tej pory Mireia de Mendizába. - Mamy okazję świętować urodziny naszego gospodarza. - Obdarzyła Etheringtona przy tym ciepłym uśmiechem gospodarza.
- Zaręczyny?? - Haward Etherington uśmiechnął się do sir Rogera. - Ja żonaty jestem. Ale pan...
-Ale dzieci pan ma.- odparł Roger i dodał.- Życzę więc zdrowia na kolejne lata. Wszak zdrowie to bezcenna rzecz, w każdym wieku.
Potarł podbródek w zastanowieniu.- Nie byłem przygotowany na przyjazd na urodziny. Proszę wybaczyć tę niezręczność z mej strony, ale... Niestety, zaproszenie dotarło do mnie zbyt późno. Pewnie przez jakieś zamieszanie na poczcie.
- Ja również nie ubrałem się zbyt stosownie, na tak uroczystą okazję. Następnym razem wybiorę bezpieczne rozwiązanie i włożę mundur jak porucznik Nath- wtrącił, milczący do tej pory Rudolph. Istotnie jego strój był bardziej odpowiedni na piknik i partyjkę golfa niż na elegancką kolację.
-Mundur? W jakiej formacji pan służył?- spytał uprzejmie Roger, dzieląc swą uwagę pomiędzy Rudolpha, a rozmowy hindusów.
-Pułk Lancashire Fusiliers, wojska lądowe. Długo się nie nasłużyłem, ale zdążyłem trochę powalczyć- Rudolph taktownie zamilkł, nie chcąc wspominać o konflikcie w którym pani domu straciła brata.
-A więc mamy w swym gronie bohatera wojennego.- wbrew temu co się można było spodziewać, w głosie sir Rogera nie było ni śladu ironii. Tylko suche stwierdzenie faktu.
A półtorej godziny później, nastąpiło zdarzenie, które wywołało mały wstrząs wśród biesiadników. Wstrząs związany z przybyciem państwa Chisolm i “wypadkiem” na drodze.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline