Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2011, 08:03   #12
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Charlotte spojrzała na oferującą jej pomoc kobietę, uśmiechnęła się uprzejmie i odpowiedziała lekko chrapliwym, ale dość przyjemnym głosem.
- Bardzo proszę pani Twisleton. Bedzie mi miło, jeśli dotrzyma mi pani towarzystwa w czasie opieki nad naszą chorą.

Odpowiedzią Meg było tylko spojrzenie i uśmiech. Wstała od stołu i podążyła za lekarzami. William odprowadził ją wzrokiem do wyjścia, a gdy znikła za drzwiami, odezwał się wreszcie:

- Panowie, czas działać. Kto idzie, a kto zostaje. Myślę, że na miejscu też powinien zostać któryś z nas. Tak na wszelki wypadek.

Stojąca dotąd cicho Hinduska szarpnęła Rogera za rękaw i gdy ten się nachylił, zaczęła mu coś szeptać do ucha. Z tego szeptu, rozwinęła się kłótnia... a przynajmniej cicha i gwałtowna wymiana zdań. Na końcu Roger poddając się, rzekł.
- Moja asystenka też rusza na poszukiwania. Jest obeznana z bronią i... udzielaniem pierwszej pomocy.

Na chwilę wszystkie rozmowy umilkły. Oczy zebranych na chwilę skupiły się sir Rogerze i pannie Rai.
Etherington już szykował się, żeby coś powiedzieć, ale ubiegł go porucznik.
- Zdajecie sobie państwo sprawę z zagrożeń??
- To nie piknik, młoda damo. -
Jednak gospodarz się odezwał.
- Pamiętaj o tym , gdy złamiesz sobie paznokcia i będziesz nad tym biadoliła.
-Zdaję sobie z tego sprawę.-
odparła Hinduska skromnie opuszczając głowę. Jednak jej słowa nie były tak potulne.-
W Indiach spotykałam się z większymi zagrożeniami niż burza. Poradzę sobie. Zresztą w gronie tak wielu dzielnych mężczyzn, czyż nie jestem bezpieczna?

Na słowa orientalnej towarzyszki sir Attenborough, William Twisleton spojrzał najpierw na gospodarza, potem na Hinduskę, wreszcie jego oczy zwróciły się ku niebu, jakby tam chciał szukać pomocy. Nie powiedział jednak nic. Z doświadczenia wiedział, że niektórych fanaberii nie da się kobietom wybić z głowy.

-To się okaże. Pewnym jest, że i tak umrzemy, więc nie mamy za wiele do stracenia - powiedział Rudolph uśmiechając się pod nosem.
Odpowiedzią na te słowa były wymowne uśmiechy. Kwaśnawy niczym ocet uśmiech sir Rogera i ironiczny Aishy.
- Z taką armią... - Zaczął gospodarz.
- Haward. - Chisholm przerwał mu tę jakże błyskotliwą i ciętą ripostę. -Weźmiemy twoje konie.

Etherington chcąc nie chcąc pogiwał głowną a następnie wydał służbie odpowiednie polecia dotyczące broni i wierzchowców. Pułkownik zarekomendował aby gospodarz w domu został, wszak on policję wzywał. Wprawdzie jedyna droga do posiadłości prowadziła właśnie koło miejsca wypadku, niemniej jednak trzeba się było zabezpieczyć.
Po niespełna piętnastu minutach wszystko było gotowe.
- Cóż za wspaniała noc na potyczkę. - Rzucił żartobliwie Chisholm dosiadając swojego rumaka. Odpowiedział mu zduszony śmiech porucznika.
- Byle nie za wiele krwi przelane zostało. - Doktor Bennett też zażartował.
Aisha z pomocą Rogera usiadła na wierzchowcu. W przeciwieństwie do swego pracodawcy, nie jeździła za dobrze konno. Zresztą dyplomata też nie urodził się w siodle. Niemniej obeznanie w konnej jeździe miał. Przy siodle umieścił także swoją laskę z wysuwanym ostrzem. Spojrzał w kierunku Chisolma i rzekł.

- Oficerowie przodem, reszta z tyłu?



CDN?
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 28-09-2011 o 08:08.
Felidae jest offline