Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2011, 19:05   #13
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Maya nienawidziła wojny i walki. Przypominała sobie w jednej chwili szaloną siłę, która zniszczyła jej rodzimy świat. Ward długo nie mógł od niej wyegzekwować ćwiczeń z mieczem świetlnym. Zwyczajnie nie mieściło sie jej w głowie jak istoty światłe, miłujące pokój i zgodę mogły swoim symbolem uczynić narzędzie zniszczenia. Skręcenie własnego oręża zajęło jej najwięcej czasu ze wszystkich uczniów Karnisha. I sięgała po niego naprawdę rzadko, tylko jeśli nie było innego wyjścia. Tak jak tej nocy.

Widząc jak sithowie zachodzą Qel-Dromę od tyłu pozostało jej tylko wyskoczyć ze swojej kryjówki. Dziewczyna pchnęła przeciwnika i zawirowała ze swoim błękitnym ostrzem na małej polance. Uchylając się i parując kolejne ciosy starała sie osłaniać plecy Edrica.

Szło im dobrze, przynajmniej na jej niedoświadczone oko. Do chwili gdy na horyzoncie pojawił się Massassi. Dziewczyna naczytała sie o nich dość żeby wiedzieć, że nie jest dobrze. Kiedy ten zignorował ja skupiając sie na towarzyszu serce podeszło jej do gardła. Wszyscy pozostali sithowie rzucili sie na nią i dziewczyna rozpaczliwie manewrowała pomiędzy ich ostrzami próbując zbliżyć się do Qel-Dromy, to wielkie bydle nie było przeciwnikiem dla jednego. Niestety pilnowanie przy tym własnej głowy i jej styczności z ciałem nie było łatwe.

Rozpaczliwie rzuciła się przed siebie widząc jak Edric pada, chociaż wiedziała, ze nie ma szans zdążyć. A potem wszystko się zatrzymało. Napastnicy zamarli i dziewczyna wykorzystała okazję by dopaść kolegi i odciągnąć go choć trochę w bok.

Z lasu wypadła grupka obcych i Maya przez chwile myślała, ze są uratowani. Ale gdy tylko dojrzała, kto przychodzi im z ratunkiem westchnęła ciężko.
- To Coway, jeden z rodzimych gatunków. Prymitywni, mocno terytorialni i brutalni. Do tego nie znoszą obcych na swoim terenie. – mówiła do towarzysza pomagając mu wstać na nogi. – Cenią odwagę i waleczność. Ich społeczność jest mocno patriarchalna, więc w razie, czego to ty jesteś w lepszej pozycji do negocjacji, nie ja. – Obrzuciła zaniepokojonym spojrzeniem zbierające się plemię. – Jeśli przyjdzie co do czego… lepiej żebyś choć spróbował się im postawić, w granicach rozsądku bez wszczynania bijatyki, ale pozuj na wielkiego wojownika – uśmiechnęła się. – …z resztą nie musisz pozować. – spoważniała w jednej chwili widząc nadchodzącego wodza. – Spróbuje wesprzeć twoją aurę w Mocy, może zdołamy wywrzeć na nich wrażenie.
 

Ostatnio edytowane przez Lirymoor : 28-09-2011 o 19:10.
Lirymoor jest offline