Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2011, 16:04   #123
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
- Przepraszam, przepraszam, sorry... - Jakub niespiesznie przepchał się na czoło zbieraniny. - Ja wiem, że to wygląda jak w pytę zabawa, ale ustaliliśmy, że to moja cela, więc panie pozwolą...

Szkutnik ruszył w stronę celi Wieszcza. Zdawał się poświęcać jakieś pół procent uwagi temu jakie słowa wychodzą z jego ust. Jego myśli podzielone były w tej chwili między modlitwę, a próbę nawiązania kontaktu z istotą w środku.

Nie karma, posłaniec. Reprezentacja. Wołający na pustyni. Prostujący ścieżki. Budujący statki. Nadchodzę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=sEwOon2q8u4&feature=related[/MEDIA]

Wielki Q spojrzał jedynie na Jakuba i zatrzymał swoich ludzi ruchem ręki.

Nie starczy powiedzieć, że Pastor nie chciał tu przyjść. Jeśli w ogóle czegoś w życiu nie chciał bardziej niż tu przyjść to tylko przybywać na Gehennę. Widział jednak poczynania Szekspira, który w końcu przestał recytować fragmenty pozlepianych modlitw. Widział i czuł, że tym razem koniec może być jeszcze bliższy niż poprzednio. Ledwo stąd uciekł, a zapach wcale nie wywietrzał. Przez krew i ludzkie mięso zrodziła się groza. Słodki Jeezu… musiał działać gdy tylko nadarzy się okazja. Ratować ich znowu z tego samego dokładnie miejsca. Drugi raz. Co więcej. Miał wrażenie, że Szekspir tym razem dopuszcza go. Ukrywa coś przed nim, ale pozwala mu odrobinę działać. Pozwala mu mówić.

- Nie powinniśmy tam iść… Nie powinniśmy – szepcze do ludzi wielkiego Q podążając jednocześnie za plecami Szkutnika. Nie może krzyczeć – Dlaczego nas nie powstrzymacie? Ludzie… dobrzy ludzie. Nie czujecie tego? Tam jest bestia… Wszystkich nas zniszczy. Odżywi się nami jak sraczką, rozumiecie?

Wydawał się iść jak skazaniec za Szkutnikiem.

Szkutnik czuł .. głód istoty. Nienasycony. Trudny do nazwania. Wręćz materialny.

Korytarz za grodzią pogrążony był w mroku. Tylko jedno czy dwa światła migotały gdzieś ew lepkich, przesyconych zapachem krwi ciemnościach.

- Chodź. Chodź do mnie dziecię.

Jakub i Pastor słyszeli głos tego czegoś. Głodny. Pożądliwy.

Znowu to coś… Znowu bestia przemawiała. Zapraszała. Jest tyle miejsc na Gehennie. Tyle sektorów, bloków, cel… tu zawsze jest gdzie uciec. Zawsze jest jak przeżyć i przebiedować. Los się przecież może odmienić. Ratunek i zbawienie mogą się pojawić. Po co pchać się w paszczę demona???

- Taaa… jasne. „Chodź”… Chodź, a pozwolę by i twoja krew posłużyła mojemu stworzeniu – szepcze do Szkutnika – Zabije nas. Chodźmy stąd. Ratujmy się póki to możliwe. Ostrzeżmy tych ludzi i wiejmy…

Dziecko Jednego Boga. Nie twoje dziecię. Chcę porozmawiać. Idę - “odparł” w myślach Jakub i ruszył w stronę celi Wieszcza.

Pastor zauważył, że Szkutnik wydaje się nie zwracać na niego uwagi. Mało kto zwraca na niego uwagę. Dlaczego? Przez dobrą wolę? Przez grzeczność? Od kiedy cnoty stały się przywarami?

Nawet jeszcze nie zbliżył się do celi. Wszedł na korytarz bloku, w którym cela się znajdowała. Odór śmierci wisiał w powietrzu ciężkim całunem. Podobnie, jak w kantynie, gdzie pierwszy raz Szkutnik miał okazje zetknąć się z tym CZYMŚ.

Światło migotało, kiedy szedł w stronę celi Wieszcza. Migotało na korytarzu, migotało w pootwieranych celach, gdzie nie było widać nikogo. Czy więźniowie zdołali uciec? Nie wiedział.

Na pierwszego pechowca natknął się w pół drogi. Mężczyzna siedział w kałuży krwi pod ścianą i chichotał. Ręce ubabrane miał krwią po łokcie. Szkutnik widział otwartą jamę brzucha, nóż - którym więzień własnoręcznie się wybebeszył - leżał tuz obok okrwawionej dłoni.

- On czeka - zabełkotał skazaniec niewyraźnie unosząc głowę w stronę idącego.

- Czeka na ciebie budowniczy więzienia.

- On ciebie woła. Ja zostanę. Naprawdę… Do cholery. No przecież wyraźnie powiedział, że chce rozmawiać ze Szkutnikiem… Proszę… Idźmy stąd… Idźmy… - Oblicze Pastora robi się w końcu płaczliwe gdy z uporem powtarza swe mantry podążając za Jakubem.

Kolejny trup leżał w celi naprzeciwko klitki Wieszcza. Również w kałuży krwi. Jeszcze drgał spazmatycznie. W niespokojnym świetle drgawki te wyglądały, jak mroczne przesłanie. Niezrozumiałe i makabryczne. Drgający leżał twarzą do podłogi, a z ust wydobywał mu się upiorny chichot.

W celi Wieszcza paliło się światło. Z otwartych drzwi, niczym dzika winorośl, wyrastały ścięgna, żyły, tkanka skórna - wszystko złączone w sposób podobny do tego, jak demon połączył trupy w jadalni. “Narośl” zdawała się przemieszczać, sięgała już do kilku najbliższych cel, pokrywała podłogę i część ścian oraz sufitu.

W czasie pobytu na Gehennie Jakub widział już wiele, ale ten spacer niemal pozbawił go zdrowych zmysłów. Miał dość, a zabawa zdawała się dopiero rozkręcać. Dopiero teraz zauważył więźnia podążającego zaraz za nim w epicentrum piekła. Skojarzenie z trzema więźniami, którzy zginęli bo poszli za nim na stołówkę było aż nazbyt mocne. Czuł jednak, że jest już za późno na powrót.

- Poeta... niech cię cholera. Zaczekaj tutaj. Błagam. - co powiedziawszy ruszył do przodu i stanął naprzeciw celi wieszcza i spojrzał wgłąb. Spróbował uformować chaotyczne myśli w spójny, możliwy do odczytania ciąg.

Jestem. Dlaczego mnie wezwałeś? Dlaczego... (ciąg makabrycznych obrazów z korytarza, groza, niepewność, oczy Gabora na krzyżu, przebłysk wydarzeń ze stołówki)? Kim ty jesteś?

- Jestem, który jestem - zachichotał głos w głowie, nieprzyjemnie, jakby ktoś tarł szkłem po kawałku metalu. - Więźniem, jak i ty. Obaj szukamy sposobu na oswobodzenie. Proponuję ci przymierze w tej kwestii. Pakt. Pomiędzy toba i mną. Tobą, mną i niewielką grupą tych, którzy usłyszą twoje słowa. Poniesiesz je na korytarze. Do miejsc, w których gnieździ się wasz cuchnący gatunek.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline