Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2011, 21:11   #127
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


ALAN MELLO

Allan był zadowolony. Za każdym razem, kiedy udało mu się oszukać śmierć i posłać w jej objęcia kogoś innego, czuł się tak, jakby trafił los na terrańskiej loterii.
Szedł, ćmiąc szluga i ciesząc się wylęknionymi lub pełnymi podziwu spojrzeniami więźniów. Tak. W takim miejscu jak więzienie umiejętność zabijania szybciej, niż potencjalni rywale, potrafiła człowieka ustawić wśród innych skazańców.

Do sekcji, w której znajdowała się jego cela, dotarł bez trudu. Rana zadana nożem czarnucha przestała już krwawić. Kombinezon przykleił się do ciała Mello tworząc tym samym prowizoryczny opatrunek.

Pozdrawiając ważnych więźniów z Rippersów i zmuszając do schodzenia mu z drogi tych, którzy w więziennej hierarchii nie liczyli się za bardzo, dotarł do grodzi, spod której miała wyruszyć ekipa na szaber.

Wartownicy już zostali zmienieni. Jednego z nich Mello znał z widzenia. Wołali na niego Banknot, Batonik, Banan czy jakoś tak podobnie. Allan nie pamiętał.

- Słyszałeś? – powitał go znajomy więzień. – Demon, który wcześniej wyrżnął ludzi w kantynie pojawił się ponoć w celi Wieszcza. Co się kurwa dzieje z tym statkiem? Wielki Q poszedł zrobić z fagasem porządek. Będzie się miał demon, jak go Wielki Q spotka.

Ale Allan nie słuchał już dalszych filozoficznych gadek wartownika. Bo ujrzał coś, co spowodowało, że krew szybciej popłynęła mu w żyłach.

Korytarzem z naprzeciwka szła Alis. W towarzystwie dwóch innych Cór Rzeźni. Czarna skóra lśniła na bladych ciałach, ciemny makijaż ostro kontrastował z białymi twarzami, a koronki – (skąd te kurwiszony biorą takie ciuchy?!) – przyozdabiały ich dekolty, mankiety i przedramiona.

Na widok Alis Mello poczuł dziwne podniecenie. Los bywa kapryśny. Czasami potrafi dopierdzielić znienacka. Pytanie, czy ghotka była w stanie go poznać.




PASTOR / SZEKSPIR i JAKUB SZKUTNIK

Decyzje zapadły.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HoXWshkpm38&feature=related[/MEDIA]

Pastor chciał odejść, Jakub Szkutnik siadł na korytarzu przed celą Gabora zwanego Wieszczem, by spróbować porozumieć się z istotą, która przywłaszczyła sobie celę zabitego więźnia.

Obie decyzje jakże różne, tak naprawdę podyktowane były tymi samymi przesłankami. Ten sam cel przyświecał obu ludziom.

Shamhayell zrozumiał. Jakaś myśl, czy cokolwiek kierowało tą istotą musiała przepłynąć przez cielsko sklecone z zabitych więźniów. Usta otworzyły się i popłynął z nich śmiech. Gałki oczne obserwowały odchodzącego człowieka.

Dwa chwiejne kroki. Tyle zdążył przejść Pastor, nim demon zawładnął jego myślami.
Poczuł to, jak gwałt na własnym umyśle. Podobnie jak wcześniej w celi, gdy z trudem uniknął samobójczej śmierci.

Nie powinien tutaj wracać! – przemknęło mu przez myśl. – Nie powinien traktować tego ... monstrum.... jak równego sobie. Nie powinien .... .

Czuł, jak jego ręce poruszają się wbrew jego woli. Że spotniałe dłonie zaciskają się na rękojeści zabranej członkowi Yakuzy broni. Klinga katany obiła przerażoną, wykrzywioną grozą twarz więźnia. Ostrze wykrzywiło się pod dziwnym kątem. Skierowało w brzuch Patora.

Więzień przypomniał sobie, jak skazańcy w amoku – jeden po drugim – zarzynali się z głupkowatymi uśmiechami na twarzy w celi Wieszcza, by potem w jakiś niepojęty sposób stać się budulcem demona.

Jakub Szkutnik zobaczył, co się dzieje. Siedział na kratownicy podłogi, czując jak zimna stal odciska mu ciało. Chciał się podnieść, zaprotestować, ale ta sama niewidzialna siła, która kazała Pastorowi dokonać samozniszczenia, trzymała go na uwięzi. Mógł jedynie patrzeć i myśleć. Ale i to z trudem.

Dla obu gatunków – myśli demona w głowach skazańców ociekały cynicznym okrucieństwem. Wasz gatunek jest słaby. Jest karmą. Tylko wybrani dostąpią przeistoczenia i ocalenia. Inni staną się pożywieniem. Każdy, kto mi się sprzeciwi, umrze. Każdy, kto mi się sprzeciwi zostanie wchłonięty.

Miecz sięgnął brzucha. Rozciął kombinezon. Pastor wyprostował ręce, by mieć większą sposobność manewru. Jedno pchnięcie. Tyle oddzielało go od śmierci.

I wtedy niespodziewanie miecz wypadł z rąk Pastora. Z brzdękiem odbił się od kratownicy.

Jakub Szkutnik zobaczył, jak twarz więźnia zaczyna się .... zmieniać. Jakby przez skórę próbowały wydostać się inne osoby. Inne twarze. Przez chwilę wydawało mu się, że ... twarz Pastora eksploduje rozerwana od środka przez coś, co próbowało wydostać się na zewnątrz ciała.




Chwiejąc się, jak pijany, Pastor ruszył w stronę wyjścia.

Niemożliwe – głos demona o mało nie rozsadził czaszki Jakuba Szkitnika. – Niemożliwe!

Więzień zachwiał się raz jeszcze i zatrzymał przy grodzi wyjściowej, za którą czekali już Wielki Q i jego Rippersi.

- Pierdol się – głos, który wydobył się gardła Pastora był obcy. Nie należał ani do Pastora, ani do Szekspira.

Zabij go! – Jakub usłyszał głos demona w swojej głowie. – Albo ja zabiję ciebie




APACZ

To było, jakby przestąpił próg pomiędzy ciemnością a światłem.

Oczy zalało mu pomarańczowy, dawno nie widziany blask słońca.

Apacz otworzył zdumiony powieki i rozejrzał się zdumiony.

Zniknął statek. Zniknęły ponure, ciemne korytarze. Apacz stał na środku pustyni, a na widnokręgu widział góry.



Na szczycie góry Apacz widział jakieś dziwne światełko. Odbite promienie słońca uderzyły go w oczy. Ktoś tam wysoko puszczał w jego stronę „zajączki” lusterkiem.

Gdzieś na niebie przemknął jakiś kształt i Apacz usłyszał skrzek polującego jastrzębia wędrownego.

Znał to miejsce. Wychował się tam, za tym zerodowanym szczytem.




SPOOK

Huk zatrzaskującej się grodzi nie zdążył dobrze przebrzmieć echem po korytarzu, kiedy z celi, w której zniknął Apacz ktoś wyszedł.

Spook znała tego kogoś! Znała go bardzo, bardzo dobrze! To właśnie dzięki niemu znalazła się na pokładzie kosmicznego więzienia.

- Witaj, kochanie – powiedział psychopatyczny morderca, przez którego Spook tutaj się znalazła. – Tęskniłaś?

Mężczyzna ruszył powoli w stronę Cygana, który nadal klęczał trzymając się za „klejnoty”. W rękach mężczyzny pojawił się długi nóż, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jeszcze kilka kroków i gardło Tölgyego zostanie rozchlastane.

Spook widziała gazety i holograficzne zdjęcia ofiar mężczyzny. Prasa na Terrze nie szczędziła szczegółów brutalnych morderstw, które popełnił ten człowiek.

Jeszcze sześć kroków.... pięć .... cztery ......

Gdzieś, z głębi celi numer 1313669 zaczęło wydobywać się ciepłe, pomarańczowe światło. Jakby ktoś w środku zapalił ognisko.




TÖLGY

Spook okazała się zwinna i wredna. Kopniak w jajca zwyczajnie zgiął Cygana w pół. Przez chwilę mógł jedynie zastanawiać się, czy uda mu się szybko odzyskać oddech. Gdyby dziewczyna chciała z nim skończyć, dobiłaby go jednym szybkim cięciem po gardle. Ale Spook zaczęła uciekać.

Oddychał ciężko. I wtedy poczuł, że ktoś się do niego zbliża. Powoli. Rzucił okiem w bok, dostrzegając coś, co zmroziło mu krew w żyłach.

Zbliżał się do niego ... trup. Zgniłe zwłoki w więziennym kombinezonie.



Odór rozkładu uderzył w nozdrza Cygana powodując nagła ochotę na wyrzyganie się na podłogę. Ale nie miał na to czasu. W rękach żywego trupa widział długie, zardzewiałe ostrze sztyletu. Wystarczająco długie, by mógł nim rozpłatać gardło Tölgyego.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 01-10-2011 o 21:32.
Armiel jest offline