Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2011, 10:05   #6
DrD
 
DrD's Avatar
 
Reputacja: 1 DrD nie jest za bardzo znany
Powolne uniesienie powiek. Ból zastałych mięśni falami rozchodził się po martwym ciele. Ból, rozkosz, po tylu latach nie robi większej różnicy, które z nich odczuwa. Grunt, że w ogóle jest zdolny jeszcze cokolwiek odczuwać. Wysoki mężczyzna powoli wstaje z krzesła i odkłada broń, którą trzymał w rękach na stolik. Kilka minut potrzebnych na rozciągniecie stawów i ścięgien później podchodzi do szafy i odsuwa drzwi z zamontowanym w nich wielkim lustrem. Smukłe palce muskają tkaninę, gdy wybiera odpowiedni strój. W końcu decyduje się na stalowoszary garnitur, wciąż pachnący nowością. Powoli, każdym ruchem przezwyciężając marazm ubiera białą koszulę, krawat, spodnie, marynarkę. Zamyka szafę i krytycznie przygląda się swemu odbiciu w lustrze. Delikatnym ruchem poprawia krawat. Twarz, którą widzi w lustrze przypomina oblicze autentycznego trupa. Blada, pozbawiona wyrazu czy choćby cienia emocji. W końcu, po szeregu poprawek stan ubioru zdaje się satysfakcjonować mężczyznę. Odwraca się i przechodzi na drugą stronę łóżka, do misy pełnej sygnetów. Zanurza w niej dłoń i na jego twarzy pojawia się cień emocji. Zadowolenia? Satysfakcji? Ekscytacji? Gości ona na martwym obliczu zbyt krótko, by dało się ją dokładnie zidentyfikować. Rozlega się głuche kaszlnięcie, które słuchaczowi mogłoby nasunąć skojarzenia z pecyną mokrej gleby opuszczającą ściśnięte, skurczone gardło. Gdyby oczywiście znajdował się w pobliżu jakikolwiek słuchacz. Czuły szept dziwnie brzmi w głuchej ciszy pomieszczenia
- Dobry wieczór, moje Skarby. O tak, naprawdę dobry. W taki wieczór jak ten, chce się wyjść tam gdzie życie i gwar, zanurzyć się w nim i przez chwilę zapomnieć, na nowo umieć rozkoszować się tak prostymi przyjemnościami. - głos mężczyzny obojętnieje – ale co Wy możecie o tym wiedzieć, hm, Skarby? Czy któreś z Was w ogóle jeszcze to pamięta – w jego głosie zaczyna pobrzmiewać rozdrażnienie – Ehh Skarby, w ogóle nie doceniacie tego, co Wam ofiarowałem. Przyjdzie czas, że zatęsknicie nawet do tego – w końcu dłoń wyciąga jeden z sygnetów, który natychmiast ląduje na serdecznym palcu. Lucjusz Dunsirn, już w ewidentnie dobrym humorze, opuszcza sypialnię.

***

W salonie, podnosi ze stołu słuchawkę bluetooth i umieszcza ją w uchu. Przechodząc przez pokój w stronę kuchni rzuca krótko - Sprawdź wiadomości. - słuchawka po chwili milczenia, odwdzięczyła się równie lakonicznie - Naszym życzeniem jest spotkać się z Panem dzisiejszej nocy o godzinie 23:00 w Elizjum. - No tak, polityka. Przeglądając w myślach plan dzisiejszej nocy wyciąga z półki pokaźnych rozmiarów worek karmy i wychodzi z nim do ogrodu. Zawartość ląduje w czterech stalowych miskach, a opakowanie wraca do kuchni i ląduje w koszu. Lucjusz mógłby oczywiście zatrudnić kogoś, kto karmiłby psy, przycinał trawnik czy sprzątał mieszkanie. Mógłby, ale żal mu świadomie pozbawiać się tych malutkich drobiazgów, którymi wciąż podtrzymuje nieubłaganie umykające człowieczeństwo. Opiera się o blat kuchennego stołu i rzuca w przestrzeń – Dzwoń Jebany Kretyn – kilkanaście sekund później w słuchawce rozlega się wesoły, męski głos
– Lucjusz? Cieszę się, że dzwonisz, właśnie zabierałem się do tego żeby samemu do Ciebie przekręcić. Słuchaj, czy sprawiłoby Ci wielki kłopot wpaść do Lodziarni tak z pół godzinki wcześniej? Mamy trochę roboty i przydałbyś się tutaj. - Lucjusz zdusił cisnące się na usta przekleństwo i zdobył się na uprzejmy ton – Wybacz szefie, ale nie dam rady. Więcej, chyba w ogóle się nie pojawię. Nie najlepiej się czuję – To akurat było prawdą. Rozmówca Lucjusza wydał z siebie głębokie westchnienie – Widzisz, wiedziałem, że w końcu się rozłożysz. Ostatnio robisz się coraz bardziej blady. To przez to zarywanie nocy i ciągłe branie zmiany- zombie. Wykończysz się przez tą robotę. Wiesz co, najlepiej weź cały tydzień wolnego. Wykuruj się i pojedź na parę dni w jakieś wesołe miejsce. Bóg mi świadkiem, wykorzystaj wreszcie choć dzień urlopu. - Lucjusz niezwykłym wysiłkiem woli zachował uprzejmy ton głosu – Niczego nie mogę obiecać Bedrich. Niczego nie mogę obiecać. Dobrej nocy – szybko rozłączył się zanim jego rozmówca zdążył cokolwiek jeszcze dodać. - Ta praca byłaby naprawdę świetna, gdyby nie ten skurwiel. Ehh w kościach czuję że to się kiedyś skończy Szałem i złamaniem Maskarady. - westchnął, po czym szybko dodał uspokajającym tonem – Nie bój się nic Skarbie, Tobie to wiele nie zaszkodzi. - Zerknął na zegarek i skierował się ku łazience. Kilka psiknięć wody toaletowej później opuszczał dom w swoim ulubionym samochodzie.

***

Lokalna stacja informacyjna nadawała jakiś bzdurny program, Lucjusz nie poświęcał mu zbyt wiele uwagi. Jego głowę zaprzątało rozważanie czego może chcieć Książę, który ostatnimi czasy okazywał temu miastu i jego sprawom ostentacyjne lekceważenie. Czyżby potrzebował usług Lucjusza? Jeżeli tak, to czemu wzywał go do Elizjum? Nie, sprawa musi dotyczyć czegoś innego. Szybki rzut oka na zegarek upewnił go, że czasu ma w zanadrzu. Spokojnie zaparkował przed Elizjum i ruszył w stronę budynku, podchodząc wprost do Ghula oczekującego gości. Jego twarz, zamieniła się w maskę uprzejmej dobrotliwości
- Miroslav, dobrze Cię widzieć - złapał Ghula za ramię i lekko je ścisnął - świetnie wyglądasz! Jak się trzymasz, co u Ciebie? Szefowa wciąż Cię zajeżdża? - Lucjusz, wciąż zwrócony twarzą w stronę Ghula ruszył powoli w głąb budynku, zmuszając go do podążania za nim.
- W czymś mogę pomóc? - zapytał uprzejmie jednocześnie zręcznie wysuwając ramię z uścisku. - Spotkanie odbywa się w Sali Impresjonistycznej.
- Ha! Przyznam, że to zazwyczaj ja zadaję to pytanie - tym razem był już autentycznie rozbawiony - Myślę, że trafię tam bez problemów aczkolwiek twoje towarzystwo sprawiłoby mi przyjemność. Zwłaszcza, że zdaję się jestem dość wcześnie. - Lucjusz wciąż powoli szedł naprzód narzucając formę swobodnej konwersacji - Powiedz mi mój drogi, ostatnio nurtowała mnie pewna myśl. Nie byłbyś może zainteresowany sprzedażą jednej czy dwóch swoich prac? Wyobraź sobie że jeden z moich krewnych, mający kompletnego fioła na punkcie rzeźb, usłyszał o Tobie i Twoich pracach. Oczywiście dowiedziawszy się że pracujesz i mieszkasz w Pilznie nie mógł przepuścić takiej okazji i zobligował mnie abym zdobył coś, co wyszło spod Twoich palców - Lucjusz przystaną i zwrócił się w stronę Ghula, nachylając się lekko i patrząc mu prosto w oczy - Byłbyś zainteresowany?
- Oczywiście, każdy artysta jest zainteresowany ukazaniem swojego poglądu na otaczającą rzeczywistość jak największej ilości osób...
Lucjusz nie pozwolił mu dokończyć - To świetnie, po prostu wspaniale! Weź moją wizytówką - rzekł wręczając Ghulowi czarny kartonik - i zdzwonimy się jakoś, znam świetną kawiarnię, czynną do późna w nocy. Tylko chyba nie dam rady załatwić tej sprawy dziś - rzucił znaczącym spojrzeniem na drzwi do Sali Impresjonistycznej, przed którą stanęli - Tak w ogóle, wiesz może dlaczego Książę mnie tu zaprosił? Z pewnością sam mi to powie, ale wolałbym wiedzieć czego się spodziewać, sam rozumiesz - popatrzył na Ghula z porozumiewawczym spojrzeniem.
- Książę nie poinformował mnie o temacie spotkania.
- No cóż, w takim razie będę musiał dać się zaskoczyć - zaśmiał się lekko i skinieniem głowy podziękował Ghulowi. Ruszył w stronę drzwi i przeszedł przez nie. Na widok księcia, odchrząknął i zwróciwszy na siebie jego uwagę głęboko się skłonił - Witaj Książę, przybywam zgodnie z Twym wezwaniem - Lucjusz pozostaje w ukłonie tak długo, aż Książę nie odpowie.
- A, tak, witaj - wzrok Mariusa zaledwie prześlizgnął się po postaci - czekam jeszcze na kogoś. - Dodał siadając w fotelu. Praktycznie natychmiast jego palce zaczęły bębnić w oparcie. Z początku niezgrabnie - takich ludzkich odruchów widocznie dawno nie wykonywał. Po chwili najwyraźniej zaczęło go to bawić i wystukiwał jakąś melodię.
Lucjusz na kilka sekund pogłębił ukłon zaznaczając, że zrozumiał po czym stanął na samym końcu pokoju, niedaleko drzwi, oparł się o ścianę i zamarł w całkowitym bezruchu, do jakiego zdolne jest chyba tylko martwe ciało.

***

Po przemówieniu Księcia Lucjusz zabrał głos jako pierwszy, zaskakując lekko swoją obecnością tych, którzy go dotąd nie zauważyli - Oczywiście Panie, możesz uznać tę sprawę za rozwiązaną - Uśmiechnął się nieco arogancko i odprowadziwszy Księcia oczami powiódł spojrzeniem po zebranych
- Witajcie moi drodzy. Piękna noc na śmierć. Oby tylko nie naszą - zaśmiał się kipiąc dookoła pewnością siebie.
 
__________________
I saw what you did there.
DrD jest offline