Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2011, 17:44   #13
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Spojrzał w oczy Montrose, a potem, trochę na siłę, oderwał jej dłonie od swoich. Wyglądał jakby miał zacząć zaraz na kogoś warczeć, ale ostatecznie wstał, potrząsając wściekle głową. To wszystko zaczynało go przerastać, a teraz robił tu za pieprzonego ojca jakiejś kompletnie obcej mu rodzinki. Nie tak sobie to zaplanował, do cholery, przecież w tym nie było nawet odrobiny niczyjego planu. Może poza tą całą Umbrellą, tyle, że ci idioci najwyraźniej przesadzili. Najchętniej złapałby jakiegoś skurwysyna, jednego z tych, których ścigał ten świr, Jilek. Może wydusiłby jakieś informacje. Poczuł, że to może być to. Nienawidził bezczynności i niewiedzy, a to drugie wzrastało wraz z czasem. Nie wiedzieli nic, nawet wiedząc więcej niż zdecydowana większość innych ludzi. Wrócił do Liberty, ale jego ściągnięta, zmęczona twarz nie wyglądała ani odrobiny lepiej.
- Nie będę siedział w jakiejś norze. Muszę znaleźć kogoś ze swoich. Do cholery, muszę się dowiedzieć co tu się dzieje. Jak tego nie zrobię to równie dobrze mogę sobie walnąć kulę w czerep.
Odwrócił się, aby odejść, zatrzymując jeszcze na chwilę.
- Żaden ze mnie pieprzony anioł stróż. Sprawdzimy lotniska, ale śmigłowca w środku gór ze świeczką szukać. A nawet jeśli to nikt z nas tym nie poleci. Potem jadę na południe i zachód. Podjąłem decyzję.
Nie dodał z kim, bo to już był nie jego wybór.

Miał pierwszą wartę, więc najpierw obszedł cały teren, nie znajdując nic dającego powody do obaw. I dobrze, bo tych mieli wystarczająco. Gorzej, że nie pomogło uniknąć kolejnej gadki, z niepewną swej przyszłości Boven.
- Postawmy sprawę jasno. Powinienem was zostawić wszystkich znacznie wcześniej, kurwa. Teraz już za późno. Ale nie licz, że przygotuję ci wygodną jaskinię w górach. Nie wierzę w szczepionkę, nie w najbliższym czasie i nie zrobioną w polu, Boven. Wiem jak potraficie być zaślepieni, wy, naukowcy. Nie moja sprawa, mogę nawet zostawić generator. Ja jadę dalej. Może ten świr ma trochę racji. Nie chcę zginąć w jakiejś pieprzonej dziurze, nie wiedząc nawet za co. Nie zwykłem porzucać śledztwa. Poświęciłem na nie całe swoje życie, rodzinę i wiele innych jebanych rzeczy. Nie ucieknę od tego teraz.
Powiedział za dużo, ale miał to w dupie. Wszyscy chcieli tylko pomocy, ochrony i jeszcze pomocy.
Tym razem także on czegoś chciał. Chciał prawdy. A jeśli przy okazji udałoby się dostać do kogoś ze swoich, tym lepiej. Z tymi myślami przesiedział resztę swojej warty.

ŁUP!
Usiadł natychmiast, ledwo widząc na oczy. Ktoś już zalał ognisko, ale warkot silników dopiero teraz doszedł do jego uszu. Nie dano mu pospać, zegarek wskazywał ledwie drugą w nocy. Thomson warknął do siebie, wygrzebując się ze śpiwora. Dobrze, że przynajmniej nie rozebrał się do snu. Wystarczyło chwycić M-16 ustawione pod ścianą, tuż obok niego. Dotarł do okna akurat wtedy, by usłyszeć wypowiadane przez tamtych słowa. Ten apartament nie był pierwszy w kolejce, ale detektyw już myślał o czym innym. Tamci nie mieli przecież szans, zwłaszcza gdy zobaczył tę iskrę, która czaiła się w oczach wytatuowanego wariata. To określenie już przypiął do Jileka i wątpił, by je zmienił. Odbezpieczył broń.
Mogli ich zabić, ale ludzi na świecie i tak było coraz mniej. Nie było też gliniarzy, którzy mogliby ich przymknąć. Opcje były tylko dwie. Albo oni, albo my. Mieli broń. Obrona własna. Nawet by ich uniewinniono.
A jednak ręce lekko drżały, a w oczach pojawiała się zakrwawiona twarz młodego chłopaka. Otrząsnął się mocno, zastanawiając się, czy ktoś widział jego zawahanie.
- Kurwa.
Ledwie słyszalny szept. Dlaczego to wraca w takich chwilach?! Odnalazł kobiety.
- Nie wychodźcie. Gdy nie wrócę, weźcie broń i uciekajcie prosto do wozu.
Jak zawsze, odruchy, pieprzone odruchy. Ruszył do drzwi, kierując się tam, gdzie "zabawowi" chłopcy popychali nieuzbrojonego.
- Masz problem facet...
Mruknął cicho, unosząc broń. Nie miał ochoty go zabijać, ale jeśli okaże się, że tamten zrobi coś głupiego, to skrupuły będą dopiero po fakcie. Wycelował. Tamci byli już u drzwi. Słyszał ich, widział światło z ich latarek. Żałował tylko, że nie ma tłumika, wtedy nie zobaczyliby go nigdy. Poczekał aż tamten wejdzie.
- Padnij!
Czekał tylko chwilę. Potem nacisnął spust.
Sumienie mu o tym przypomni. Jak zwykle.
 
Widz jest offline