| Boers, tłumacząc to potrzebą prywatności, zaprowadził całą bandę pod pokład, do kwater załogi, jak się zdawało.
Przysiadł na koi, a obok niego stanął jego nieodłączny i małomówny przyjaciel. - Może na początek, dla rozprężenia atmosfery - uśmiechnął się drwiąco - powiem wam, że ani my nie czyhamy na wasze życia, ani nie zasadzi się na nie załoga już w czasie rejsu. Gdybyśmy chcieli, już bylibyście martwi.
Jednak ze względu na tymczasową zbieżność celów wolimy, żebyście pozostali przy życiu.
Teraz, z chęcią wysłucham waszych relacji z ostatnich dwu dni. Potem możemy porozmawiać o jakiejś gratyfikacji. - Coś takiego. - Boers przeciągnął się - Aż trudno uwierzyć, że przypadkowa banda rębajłów wplątała się w taką aferę, narobiła tyle szumu i choć w okrojonym składzie, przeżyła. Prawda, że trudno uwierzyć? - zwrócił się do Ekmanna. Obaj mężczyźni ponownie patrzyli sobie w oczy przez kilkanaście sekund. - Ale najwyraźniej mówicie prawdę. Fascynujące.
Hmm, to nasuwa mi pewien pomysł. Wygląda na to, że ostatnie wydarzenia siłą rzeczy zrobiły z was całkiem zgraną grupę. Która dodatkowo potrafi sobie radzić z różnymi problemami. Może niezbyt subtelnie i nie zawsze przemyślanie, ale skutecznie. Co powiedzielibyście więc na kontynuację tej waszej... współpracy? Dla Królestwa Redanii, rzecz jasna. - wyjął zza pazuchy nabity trzos, mile brzęczący i rzucił im pod nogi. - Zapewniam was, że to się wam opłaci.
Widzicie, na północy naszego kraju, tuż przy granicy z Kovirem, pojawiły się problemy. Problemy, które jak sądzę, możecie rozwiązać. - urwał, ponownie nawiązał kontakt wzrokowy z drugim mężczyzną - Ten statek płynie aż do Pont Vanis. Możecie się tam zabrać, ale jeśli jesteście zaintersowani moją ofertą, wysiądźcie w Yspaden, do którego okręt zawinie po drodze. Tam odnajdźcie człowieka nazywanego Wydrwikuflem, który jest barmanem w jednej z tawern w tym mieście. On skontaktuje was z moim... kolegą po fachu. Zapozna was z naturą i szczegółami problemów. No - wstał z koi - komu w drogę, temu czas. Zastanówcie się nad moją propozycją, czasu będziecie mieli aż nadto. Na koniec pozwolęsobie powiedzieć, że spotkanie z wami było nadzwyczaj intersujące. Liczę, że jeszcze kiedyś się spotkamy. A na razie, żegnajcie. - po czym wraz z towarzyszem opuścił pomieszczenie. *** - Czy ja dobrze rozumiem? Całą operację chuj strzelił, oficer dowodzący nie żyje, dom informatora spłonął zapewne z nim w środku, sprzątacze wysłani do niego do tej pory się nie odezwali i nikt, kurwa, w ogóle nic nie wie?? I za tym wszystkim stoi jakaś zbieranina obdartusów i powsinóg, którzy może na spółkę mają jeden mózg? Aż tak bardzo chcesz dostać przydział na największe zadupie Kontynentu?
- Ja, eee... no...
- Kurwa. Dobra, zrobimy tak: znajdź ile się da na temat tych chujków. Od nich zaczniemy. A potem dobierzemy się do dupy temu redańskiemu gnojkowi. Jebany Dijkstra i jego jebane klony. Skąd on ich, kurwa, bierze? Won stąd i bierz się do roboty. Gdy wrócę od króla, chcę mieć wstępny raport albo będziesz do końca życia szpiegował białe smoki, jasne? *** - I to wszystko sprawka tych szelm, które zebrał z ulicy Stok? Hahaha! Dużo bym dał, żeby zobaczyć minę Temerczyków, kiedy dowiedzą się o tym wszystkim. Moment, która godzina? Hm, musimy na razie przerwać, idę na zebranie rady nadzorczej. Najwyraźniej nie potrafią zrobić kroku bez swojego prezesa. Dokończysz opowiadać wieczorem. *** - Gratulujemy, panie Stok, pomyślnego dla Kompanii załatwienia sprawy. Może pan wkrótce liczyć na przyjemną niespodziankę z działu płac.
A tak swoją drogą, lubi pan polować? *** - Ich statek właśnie odpłynął, wasza wielebność.
- To dobrze. Dla nich. Gdyby zostali w moim mieście jeszcze dzień dłużej, dosięgłaby ich sprawiedliwość Wiecznego Ognia. Mimo tego, że mimo wszystko maistu się przysłużyli. No, ale to już przeszłość.
Co mamy następne?
- Wasza wielebność chciał wiedzieć o wzrastającym problemie nożownictwa w mieście.
- Słucham zatem. *** - A co z Conorem?
- Jeden z ludzi Głodnego widział go w porcie, jak ładował się na krypę pod redańską banderą. Statek odpłynął po południu.
- Tym lepiej dla niego. Miał, kurwa, dowiedzieć się co to za akcja z tymi transportami, a zafundował mi, kurwa, wojnę z Fo. Jeśli ten skurwysyn kiedykolwiek wróci do Novigradu... *** - I co w końcu wyniknęło z tej sprawy z Kompanią?
- Nic, moja droga. Ten najemnik nie pokazał się już ponownie, uwierzysz w taki tupet? Bezczelność! No ale chyba nie było to ostatecznie nic wielkiego, zamieszanie przycichło, Kompania przestała werbować żołdaków.
Ale dość o tym. Chciałam porozmawiać z tobą o czymś znacznie bardziej interesującym: wiesz, że podobno Filippa sypia z Dijsktrą?
- Coś ty!? Poważnie?
- Poważnie, powiedziała mi o tym... ***
Novigrad płonął.
Żar wypełniał ulice i alejki, place i domy.
Sierpień chylił się ku końcowi, ani na jotę nie obniżając temperatury. Mieszkańcy szukali ochłody gdzie ino mogli. Bogaci opuszczali miasto, jeśli nie trzymały ich w nim akurat interesy, zamożni opłacali służbę, która na różne sposoby czyniła im upały bardziej znośnymi, a biedni szukali ochłody w miejskich fontannach i podmiejskich plażach, gdzie bryza dawała przynajmniej na jakiś czas wytchnienie od gorąca.
Czas płynął dalej, ludzie dalej zajmowali się swoimi codziennymi sprawami, nikt nie miał chęci i czasu, by grzebać w przeszłości, nawet tak nieodległej.
Prawie nikt. Koniec
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |