Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2011, 19:28   #15
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Julia była niewyjętym dzieckiem nowego millenium. Żyła w epoce zmian i zdawała sobie sprawę z ich nieuchronności oraz, w przeciwieństwie do większości angielskich arystokratów zamkniętych w ramach głębokiego konserwatyzmu, ona uznawała je za błogosławieństwo.
Prawda była taka, że na ich oczach dział się cud. Cud zwany nauką.
Ojciec kiedyś jej powiedział, że ta jest po prostu implikacją ludzkiej ciekawości. Ciekawości trzymanej w karbach pokory i w okowach cierpliwości. Że z cudami nie ma nic wspólnego. Ale mylił się. Julia niezmiennie zachwycała się każdą nową myślą techniczną, każdą szaloną i rewolucyjną teorią. Nastała era wielkiej metamorfozy świata. Czas fal radiowych, darwinizmu, elektryczności i kolei żelaznej. Kapitalizm otwierał przed ludźmi wrota nowych możliwości, szybkiego wzbogacenia się i poprawy pozycji społecznej. Pochodzenie nie było już sprawą kluczową i nawet ktoś bez szlachetnego rodowodu mógł dostać się na salony i wgryźć w kawałek lukrowanego tortu snobizmu i magnaterii. Padały wszelkie ramy dawnego porządku i, co ważniejsze, kobiety zyskiwały wreszcie swobodę wypowiedzi i pierwotne prawo do myślenia, którego co prawdo odmawiano im jeszcze ale już mniej kategorycznie. Julia nie tyle wierzyła w równouprawnienie co nie dopuszczała do siebie możliwości, że ono mogłoby nie nadejść. Absurd wyższości mężczyzny nad kobietą musiał wreszcie doczekać swojego kresu. Odejść, jak odeszły fazy ciemnoty i zabobonów.
Sama żyła pełną piersią i robiła wszystko to co było owymi czasy jedynie męskimi przywilejami. Nigdy też nie wyszła za mąż bo byłoby to przejawem okrutnej hipokryzji. Jeżeli jej życie było okrętem to ster doń trzymała tylko ona sama i nikogo nie dopuszczała na kapitański mostek, nawet jeśli padła za to ofiarą towarzyskiego ostracyzmu. Co zabawne głównie ze strony statecznych matron, żon i matek, najzagorzalszą bowiem odrazą wobec łamania standardów obyczajowych pałały właśnie kobiety. Mężczyźni natomiast przejawiali umiarkowane zaciekawienie a nawet niektórym z nich imponowała samodzielność i żelazna wola, tak rzadko spotykana u płci przeciwnej. O ile zdarzało się, że spoglądano na nią jak na dwugłowe ciele (oczywiście porównanie mija się dalece z rzeczywistą atrakcyjnością bo tej młodej damie nijak nie brakowało) to jednak Julia wierzyła, że przeciera jedynie szlaki i już niebawem będą po nich wędrować masowo przedstawicielki płci słabej. Słabej oczywiście w teorii bo to było tylko kolejną bzdurą i wielce nietrafnym, wyssanym z męskiego palca imperatywem.
Nie żeby potępiała wszystkich mężczyzn w zupełności. W zasadzie Julia otaczała się wieloma dżentelmenami ale jedynie dwóch z nich mogła nazwać dla niej istotnymi. Jamesa Darlingtona, którego ubóstwiała i który dzielił z nią umiłowanie do wolności i wysublimowanych rozrywek. Drugim z nich był Charles Archer, przedsiębiorczy człowiek wywodzący się z nizin, który dorobił się na serii lukratywnych działalności.
Obu z nich miała szczęście mieć u swego boku w Bristolu. O ile James przybył wraz z nią już pierwszego dnia i zameldował się w pokoju obok miejscowego Savoy'a to pojawienie się Charlesa mocno ją zaskoczyło zważywszy na ich ostatnią żywiołową kłótnię, która wypadła nie mniej dramatycznie niż teatralna sztuka. W prologu Julia oświadczyła, że opuszcza Londyn, dalej miała miejsce ociekająca jadem scena zazdrości i w finale barwny popis rękoczynów. Charles, jak sam wielokrotnie zaznaczał, kochał ją i nienawidził jednocześnie. Nic dziwnego, że trzy tygodnie później pojawił się jednak w progu jej hotelowego apartamentu i został aż do śniadania.

* * *

Dwa tygodnie wcześniej

Julia lubiła mocne szumne wejścia. Z gruntu rzucała się na głębokie wody, dlatego zapewne eksplorację Bristolu rozpoczęła od skandalu dużego kalibru.

W sobotnie popołudnie miejscowy klub golfowy pękał w szwach.
Zielona połać trawnika wyglądała schludnie i nieskazitelnie jak misterny ręcznie tkany gobelin i Julia w pierwszej chwili musiała się zawahać nim skalała go swoją obutą stopą. Zaraz jednak w wyrazie prywatnej vendetty, że trawnik ów przyprawił ją o moment konsternacji zagłębiła weń czubek swojego męskiego lakierowanego trzewika i wydrążyła niewielki dołek aż na wierzch wybebeszył się kopczyk miałkiej ziemi. Ten subtelny akt wandalizmu mimowolnie poprawił jej humor.

Na werandzie kłębił się tłum gapiów, gentlemanów w ciemnych frakach i kontrastujących białych koszulach, którzy przywodzili na myśl skupisko bezmyślnych pingwinów. Stali niby wrośnięci w posadzkę jakby wysiadywali swoje drogocenne jaja a każdy ruch mógł wystawić ich osadzone w skorupie potomstwo na lodowaty podmuch biegunowego wiatru a tym samym narazić na wymarcie cały gatunek. Trwali więc w bezruchu i obserwowali.

Julia niezrażona publiką sunęła po murawie z gracją rączej klaczy i ściągnąwszy uprzednio kapelusz zmierzwiła dłonią swoje ciemne krótko przystrzyżone włosy.
- Są nieco zakłopotani - James uśmiechał się półgębkiem i obserwował jak siostra odgryza koniuszek opasłego cygara i wypluwa go pod buty. Przypalił jej nonszalancko i podał zestaw kijów. Wyglądał elegancko w ciemnozielonym aksamitnym fraku i rozwianych przez wiatr włosach.

- Raczej zdegustowani. I na tyle odrętwiali, że nikt nawet uwagi nam nie zwrócił. A może Bristol jest bardziej liberalny niż sądziłam i nie mogą się zdecydować czy powitać mnie kwiatami czy butelką mocnego porto?
- Po prostu daj im chwilę – lord Darlington zaśmiał się ponownie. Położył na podpórce piłeczkę i zamachnął się precyzyjnie. Biały punkt wystrzelił w powietrze i zniknął w oddali jak gołąb, który pragnie zanurzyć się w lepkiej bieli chmur.
Jak na potwierdzenie jego słów tuż obok pojawił się gentleman w czarnej liberii podwijający nerwowo swój sumiasty wąs.
- Przepraszam najmocniej sir – zwrócił się bezpośrednio do Jamesa. - Ale to klub wyłącznie dla mężczyzn. Kobiety nie mogą tu przebywać.
Julia mierzyła nowo przybyłego zadziornym spojrzeniem. Ułożyła dłoń na klapie jego surduta i wygładziła materiał.
- Naprawdę? Ja jestem kobietą – pyknęła cygaro i wydmuchała bez pardonu. Siwy dym omiótł twarz natręta. - I jak widać, właśnie tu przebywam. Nie wiem wobec tego... Czy jesteście jedynie instytucją, który wyznaje durne przestarzałe zasady, czy raczej klubem, który po prostu żadnych zasad nie respektuje? Nie chcę pana martwić, ale oba warianty stawiają was w dość kompromitującym świetle.
Mężczyzna spurpurowiał i chrząknął ze wzburzenia.
- Proszę o opuszczenie pola golfowego.
- Zmuś mnie – w uśmiechu Julii kryło się wyzwanie.
- To nie jest zabawne pani...
- Panno.
- Słucham?
- Panno. Darlington. I tak, wiem. Będzie pan zmuszony wezwać policję.
Przeniosła wzrok na brata, ułożyła piłeczkę i uderzyła weń energicznie. Zamachnęła się podręcznikowo, prowadząc kij zza głowy i skręcając tułów w ćwierć obrocie.
- Myślisz, że zdążymy skończyć rozgrywkę nim przyjadą?
- Wątpię – odparł James bez grama optymizmu. Mimo to zmienił swój kij na lżejszy putter i pomaszerował w kierunku dołka.

* * *

Tydzień wcześniej

Kraty uchyliły się z nieprzyjemnym dla ucha chrzęstem.
- Zapłacono kaucję panno Julio.
Z sierżantem Brooksem zdążyła przejść na ty. Bądź co bądź było to już trzecie jej aresztowanie odkąd przybyli do Bristolu przed zaledwie dwoma tygodniami. A Julia szanowała na tyle angielski system penitencjarny żeby zawsze dobrowolnie poddawać się karze. Czerpała z tego prawdopodobnie jakąś namiastkę przyjemności. Z faktu, że buntowała się wobec absurdalnemu prawu i manifestowała w ten swoją niechęć wobec niego.
- Dziękuję Ben.
Panna Darlington zgrabnie wyślizgnęła się z więziennej celi szczelnie otulając się męską marynarką. W biurze sierżanta czekał na nią James z wyrazem rozbawienia czającym się na twarzy.
- Siostrzyczko, wyglądasz jak nie boskie stworzenie – kończył właśnie podpisywać dokumenty. - Czy mi się wydaje czy masz siniec na policzku.
- Mhm – mruknęła sięgając do jego kieszeni w poszukiwaniu papierosa. - Pobiłam się z prostytutką.
James tylko się zaśmiał.
- I to za to cię zamknęli?
- Nie. Bójkę zaliczyłam już w celi. Do aresztu trafiłam z powodu słownej utarczki z panią Brigsby.
- Z tą starą raszplą? - uśmiech Jamesa jeszcze bardziej się poszerzył by zaraz zniknąć bezpowrotnie pod wpływem piorunującego spojrzenia sierżanta Brooksa. - Miałem na myśli... z naszą przesympatyczną znajomą? Niech zgadnę, oskarżyła cię o zniesławienie.
- Panie Darlington – wtrącił się funkcjonariusz policji. - Pana siostra obrzuciła hrabinę Brigsby stekiem obelg a ostatecznie sprzeczkę zakończyła fatalnym aktem wandalizmu. Hrabina wytoczy proces i będzie dochodzić praw odszkodowawczych.
James wybuchnął śmiechem.
- Helen na pewno przesadza, pomówię z nią. Szybko się złości i zazwyczaj z byle powodu. Bo zakładam, że Julia raczej nie podpaliła jej domu?
Kiedy zdał sobie sprawę, że tylko on jeden szczerzy się radośnie porzucił nieco dobry humor.
- Prawda? - lord Darlington chyba lekko zbladł.
- Prawda – skomentowała Julia. - To nie był dom. Tylko skrzynka na listy.
- Która była wmontowana we frontowe drzwi – dodał sierżant Brooks z przekąsem.

* * *

Dzisiaj

Obudziły ją cudowne nowoorleańskie rytmy sączące się z wykręconej tuby patefonu.

Julia uwielbiała bluesowe muzyczne łakocie, które przywiozła na winylach z podróży po Ameryce. Nie znosiła za to popularnego Scotta Joplina i jego do wyrzygania radosnej linii melodycznej przy której buty same rwały się do stepowania a usta rozjeżdżały w bezmyślnym uśmiechu.

James nalegał na wycieczkę krajoznawczą do Bath i chociaż Julia odchorowywała nadal przedawkowane dnia poprzedniego czerwone chianti to dość ochoczo przystała na propozycję. Spakowała pękatą walizkę szykując się przezornie na kilkudniowy wypad za miasto. Charles został w bristolskim hotelu i wreszcie mogła pobyć jakiś czas jedynie w towarzystwie brata. A przynajmniej była o tym przekonana dopóki złudzeń nie rozwiał widok cioteczki Viki pakującej się do jej gustownego, krzykliwie czerwonego Mercedesa Simplexa sprowadzonego przez Archera aż z Niemiec.

Starsza pani zmierzyła Julię podejrzliwym spojrzeniem ale zaraz ujęła pod rękę Jamesa uznając jego towarzystwo za znacznie bardziej warte uwagi. Tego dnia panna Darlington miała na sobie jasne wygodne bloomersy noszone pod warstwą króciutkiej spódnicy oraz wydekoltowaną bluzkę haftowaną ręcznie w etniczne wzory. Kempe nie skomentowała jednak jej modowych upodobań, zarówno co do stroju jak i krótkiej kontrowersyjnej fryzury, która tego ranka prezentowała się wyjątkowo niesfornie, zapewne po nocnej kotłowaninie z Archerem.
Julia lubiła zostawiać takie detale nienaruszonymi aby jeszcze przez jakiś czas były żywą pamiątką przeżytych zdarzeń. Ta sama ckliwa strategia nie pozwalała jej się wykąpać przez cały dzień po wizycie w bristolskim areszcie bo – jak tłumaczyła bratu – ta unikatowa kompozycja nut zapachowych, uryny, potu i brudu ulicy pozwala jej spoglądać na świat z innej perspektywy i intensyfikuje odczuwanie. James zaśmiał się tylko ale dzielnie znosił fetor a nawet zabrał ją do najelegantszej w mieście restauracji pozwalając by biesiadujące tam towarzystwo w popłochu opuszczało sąsiadujące stoliki.

Podróż mijała nawet przyjemnie, oczywiście do czasu. Naraz pogoda rozszalała się gwałtownie jak kochanka, której partner zakończył przedwcześnie. Julii i Jamesowi wystarczyło jedno porozumiewawcze spojrzenie. Tak niedyskretne użycie magii wydało im się niepokojące. A później Julia zobaczyła cień przemykający pod kołami i opadła na nią szara mgła odrętwienia.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 28-01-2012 o 11:41.
liliel jest offline