Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2011, 20:52   #18
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sir Attenborough gnał na złamanie karu za swoją asystentką. Tak mu się przynajmniej zdawało, gdyż i tak nie mógł jej dostrzec wśród gałęzi, które to złośliwie, bujnie rosły akurat na trasie jego przejazdu. Kilka dotkliwie uderzyło go w twarz, korpus, nogi. Na policzku poczuł coś lepkiego. Ale było zbyt ciemno by dostrzec co to, nawet gdy ręką starł to z twarzy.
Kilak razy sir Roger miał wrażenie, że kręci się w kółko. Być może jednak drzewa i okoliczne głazy były do siebie tylko podobne. Wszak było ciemno. Roger w pewnym momencie zatrzymał konia. To się nazywa mieć szósty zmysł. Dosłownie kilka metrów przed nim pojawił się konar. Jak nic zderzenie z nim spowodowałbym, że to Attenborougha należałby ratować. Dyplomata nasłuchiwał. Krople deszczu uderzały miarowo o liście. Wiatr szumiał w konarach. Gdzieś tam, w oddali, słychać było rżenie. Roger wskoczył na konia i zleciał z niego. Mężczyzna leżał przez chwile oszołomiony na ziemi i zastanawiał co się stało? Co spowodowało, że przeliczył się i nie trafił w strzemiono? To ten impuls. Roger poczuł wyładowanie energii gdzieś niedaleko. Ktoś gdzieś w pobliżu ośmielał się używać magyi. I to właśnie owo odczucie spowodowało, że zleciał z konia.
- Roger!! Roger!! - Usłyszał za sobą. Gdy się odwrócił ujrzał smukłą postać swej asystentki. Stała koło wielkiego drzewa wyrastającego jakby z muru częściowo ukrytego pod ziemią.
- Roger!! Chyba go znalazłam!!
Sir Roger nie bawił się już w ułana i chwyciwszy konia za uzdę podążył w kierunku Hinduski.
Rzeczywiście, coś znalazła. Zakrwawione ciało. Rzucone bezwładnie pod mur.

Bolało... Bolał upadek i bolała lewa ręka którą się zasłonił, przed uderzeniem gałęzi. Uderzeniem? Po przedramieniu spływała krew. Przez rozdarty rękaw widać było długą acz wąską ranę. Musiał się nadziać na ułamany ostro konar.
-Zapewne tak było.”-drwiący głos. Znany mu głos.
Awatar... w postaci ledwo zaznaczonej rozmywającej się sylwetki tygrysa.


-Uważasz, że to efekt magii?- spytał Roger, a awatar raczył mu odpowiedzieć.-” Efekt uboczny. Ktoś napina rzeczywistość jak błonę, a ona rozładowuje owo napięcie... na przypadkowych magach.
-Sądzisz, że...- Roger kucnął przy zwłokach. Potarł czoło w zamyśleniu. Kucnął przy trupie. Nie znał się na medycynie, ale zamierzał spróbować czegoś innego.
Nabrał palcem nieco krwi martwego mężczyzny i rysując na swej dłoni znak związany z Śiwą, bóstwem... cóż... wielu aspektów rzeczywistości. Ale obecnie ważniejsze było to, że patronował końcu... zarówno życia jak i czasu.
Po czym rzekł do Aishy.- Wypatruj czy ktoś się nie zbliża.
Naznaczył nią także punkt na czole. Ćakrę Trzeciego Oka, odpowiadającą za percepcję pozazmysłową i intuicję.
Szeptem zaczął mruczeć pod nosem mantrę, mającą synchronizować energie w jego ciele i pozwolić mu otworzyć okno w przeszłość. Chciał zobaczyć co tu się stało, chciał poznać w jaki sposób zginął mężczyzna, nad którego zwłokami medytował.

Warunki w jakich przyszło mu czarować, nie były idealne... nawet pod względem czasowym. Ale cóż, drugiej takiej szansy mieć nie będzie.
Poczuł ból. Poczuł strach. A potem zobaczył, z wielkim wysiłkiem ale zobaczył. Zobaczył uciekającego mężczyznę. Nie, to on sam uciekał. Na oślep. Uciekał przez las. Gałęzie raniły go. Co chwila upadał, a za każdym upadkiem miał mniej siły. Czuł też na swoich plecach cuchnący oddech ścigającego. Dusił się. Słodkawy zapach śmierci. Zapach gnijących ciał. Nie mógł oddychać. Upadł po raz ostatni. Serce waliło jak oszalałe. A gdy otworzył oczy ujrzał na sobą czarne, puste oczodoły. Zobaczył w nich śmierć.
- Roger. - Aisha poruszyła medytującym mężczyzną tym samym wybijając go z rytmu medytacji. - Tam coś jest. - Wskazała ręką w czarną dziurę w murze.
Ale nie było tam nic. Tylko pustka. Tylko wiatr w konarach. Nic. Oni i trup. Trup o rozprutym, wybebeszonym brzuchu. Jak tamten poprzednie, o których sir Attenborough mógł czytać w gazetach. O których rozprawiali wszyscy.
Roger podniósł się chwiejnie rozcierając dłonią krew zasychającą już na czole i dłoni. Podszedł ostrożnie w kierunku dziury w murze, zerkając na to co wskazywała mu Aisha.
Spojrzał na Hinduskę i rzekł.-Laska, podaj mi ją.
Aisha rozejrzała się dookoła, szukając przedmiotu którego on zgubił. Po czym znalazłszy go podała Rogerowi.


Wysunął wąskie ostrze z pochwy i trzymając pewnie rączkę, wykonał kilka zamachów. To miejsce było zbyt niebezpieczne, by przebywać tu prawie nieuzbrojonym.
Nie było tam nic. Tylko oni, drzewa i trup. Nawet nie było drobnych zwierząt. Ale to raczej dziwić nie powinno, w końcu padało.
Attenborough sam nie wiedział czy to obecność ofiary brutalnego mordu czy samo to miejsce wywołuje u niego niechęć do przebywania tutaj. Wszak nieboszczyków już w swym życiu widywał.
Jego towarzyszka natomiast była dziwnie spokojna.
-Aisha... wszystko w porządku?- spytał lekko zaniepokojony stanem hinduski, arystokrata. Co prawda pamiętnej nocy w Kalkucie, widzieli gorsze sceny, ale...
- Nie. - Odparła rzeczowo. - Chyba trzeba wrócić na drogę i powiedzieć im, że znaleźliśmy ciało. - Hinduska wskoczyła na swojego konia.
Roger wsiadł na swego wierzchowca, po schowaniu ostrza w lasce. Czuł że używanie magyi zajęło mu około godziny. Było już późno, dużo później niż się z pozoru mogło wydawać. Las był “mroczny”, wprawiał arystokratę w lęk. Zranione przedramię pulsowało tępym bólem, a Roger nie wiedział gdzie jest i gdzie się udać, za to Aisha... najwyraźniej wiedziała, prowadząc pewnie swego wierzchowca. Anglik więc podążał za nią. Od czasu do czasu zerkał znacząco na idącego obok nich awatara, na co odpowiedzią były porozumiewawcze mrugnięcia tygrysich oczu. Obaj uważali dziwne zachowanie Hinduski za... niepokojące.
-Aisha... skąd wiesz, że trzeba tędy iść?- spytał zaciekawionym tonem głosu anglik. Hinduska zawahała się, zatrzymała. Przez chwilę wydawała się... zaskoczona i zdezorientowana. Wreszcie rzekła.- Nie... Nie wiem. Takie mam przeczucie.
-Przeczucie? Niech będzie... zawierzę mu.- rzekł ciepłym tonem głosu Roger, choć po jego kręgosłupie przebiegł zimny dreszcz. To mu się nie podobało. To mu się zdecydowanie nie podobało. Ani zachowanie Aishy, ani wulgarna magia, ani ten mroczny ciemny las.
To miejsce budziło w nim niemal zwierzęcą panikę. I budziło dawne koszmary. Zerknął na awatara i rzekł bardzo cicho.- Miej ją na oku... cały czas.
-Możesz na mnie liczyć... tym razem.”-mimo drwiącego tonu słów tygrysa, Roger był pewien, że awatar wywiąże się z zleconego zadania. Wszak obaj żywili ciepłe uczucia wobec Hinduski i nie chcieliby, by coś jej się stało.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 18-06-2012 o 15:39.
abishai jest offline