Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2011, 20:40   #4
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Odchylony w kulbace, wychylający zarośniętą mordę do ostatnich, ciepłych promyków słonka Drake drzemał. Podróże po Imperium, a już zwłaszcza po stirlandzkim zadupiu stanowiły niezły hazard i mało, który turysta pozwalał sobie na relaks w czasie wędrówki. Ale rozwalony na grzbiecie siwej klaczy Drake miał na zwierzoludzi i innych borowych dziadów wyjebane. Podróżował w obstawie czterech zbirów, którzy mienili się jego kompanami, a jako dodatkowy druh dorabiał u niego załadowany za pasem pistolet. Z drzemki wybudził go szczęk miecza przy pasie, gdy któryś zawadiaka z drużyny sprzedał mu solidnego kuksańca pod bok. Rozbudzony zwadźca przejechał kosym spojrzeniem po jadących stępa kumplach i szybko złapał nieudolnie maskowany uśmieszek Williama.

"No i na chuj, żeś mnie..."
"Jesteśmy" – wyartykułował spokojnie Kasimir, który do tej pory sprawował pieczę nad mapami.
"Jest Lochen, czyli mamy pierwszy kawałek równania" – Drake wygrzebał z załadowanych żelastwem juk jakiś zestaw noży i mieczy, który widać uznał na piątkowy wieczór za najdopowiedniejszy i dał ostrogami po bokach Iskry – "Dość piasku w zębach panowie, koniec z traktem. Ruszamy!"

* * *


Żwawo zajechali pod jedyną w osadzie oberżę, od razu przechodząc do biznesu. Któryś z zakapiorów gwizdnął na stajennego, aby małolat zabrał się za oporządzenie koni, a reszta otrzepując płaszcze z kurzu władowała się do gospody. Było pustawo, ale to miało się szybko zmienić. Widać było po dziewkach latających dookoła budy z wiankami świeżego ziela i girlandami z kwiatów, że szykuje się jakaś solidniejsza biba. Coś musiało być na rzeczy, bo nikt nie ruszyłbym nawet palcem, by wiejskimi ozdóbkami umilić standardowe grzanie wódy przez okolicznych chamów.

"Serwus gospodarzu" – Drake wyłowił wątłą postać z grupki chłopów, którzy uwalili się przy kominku i zaczynali wieczór od walonej z kubków okowity – "Pozwól ku nam, powitać strudzonych wędrowców".
"Panowie..." – chuderlak zgiął się lekko w quasi-ukłonie, nie do końca świadom z kim ma do czynienia, jednak przekonany, że lepiej pochwalić się etykietą niż później pustkami w dolnej szczęce.
"Panowie, panowie. Słuchaj dobry człowieku, a słuchaj uważnie" – blondyn odsłonił poły płaszcza i poklepał pękaty trzosik – "Szukamy strawy i napitku. Szukamy wolnej alkowy, coby móc ową wieczerzę spożyć i szukamy izb na spoczynek na dziś wieczór".
"Tak, tak, ma się rozumieć..." – uśmiech szczupaczka świadczył, że utrata zębów jest rzeczywiście dopiero przed nim i stąd obawy o klawisze powinny być jego udziałem.
"Przede wszystkim szukamy jednak pewnego rudego dżentelmena ze szramą zdobiącą jego dostojne oblicze. Ów Marlo, bo tak się nasz przyjaciel nazywa, miał się tu dzisiaj zjawić. Był już?" – Drake zanurzył dłoń w sakiewce poruszając wypchanym po brzegi woreczkiem – "I do tego warto nam jeszcze wiedzieć, co to za harce tu dziś planujecie..."
"O, panie, mam nadzieję, że nie będzie to panom przeszkadzać, ale dziś będą tu świętować weselnicy. Mam jednak izby też poza..." – gospodarz mówił płynnie, ale teraz powstrzymany położoną mu na ramieniu, urękawiczoną dłonią przerwał w pół słowa.
"Dobrze. A co z Marlem, naszym ryżokudłym przyjacielem?" – w spoczywającej na barku gospodarza dłoni lśniła złota korona, a to był zwykle środek rozwiązujący języki lepiej od najlepszej gorzałki.
"Jak powiedzieliście, panie? Marlo, rude włosy, blizna?"
"Nie inaczej, gospodarzu, nie inaczej".
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 24-10-2011 o 21:27.
Panicz jest offline