Mały człowieczek w obcisłym skórzanym kubraku rozciągał się, robiąc wokół siebie dużo zamieszania. Sapał, odliczał skłony, coś podśpiewywał, na koniec zrobił sobie przebieżkę dookoła zgromadzonych.
Przemówienie prowadzących zdawał się puszczać mimo uszu. I dobrze bo po pierwsze primo wszystko było już jasne. Po drugie primo konferansjerzy zajęci byli śmianiem się z własnych dowcipów. Po trzecie primo widok dekoltu drowki zasadniczo nie sprzyjał skupieniu.
Poszli! Ton czytał list ze wskazówkami. "Konie nam dają! To po kiego trolla ja się rozgrzewałem? I za darmo niby! Znaczy nie odciągną mi z nagrody razem z podatkiem od wygranych? Nic to, idziemy bo szkoda czasu".
Szybko dotarł do stajni, gdzie wskoczył na konia, a drugiego przywiązał za lejce do siodła. W końcu obiecano im "konie" w liczbie mnogiej. Ciągnąc za sobą luzaka, pocwałował ku wiosce Epernay. - Au revoir, przyjaciele, auf Wiedersehen i tata! Do zobaczenia na mecie!
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |