Przez moment stanąłem i podrapałem się po łysej głowie. Nie bardzo wiem o co chodzi, ale zakwalifikowałem się do tego programu. Mam ze sobą moją czarną płaską powierzchnię z uchwytem, a przez ramię mam przewieszony pas z moim oznaczeniem plemiennym. Spojrzałem zagubionym wzrokiem na prowadzących program, a potem na konie... to niby ja mam tym jechać? Po czym zwróciłem uwagę na lekarzy i powrócił mi dobry humor.
- Ja lubię doktorów! - krzyknąłem z zadowoloną mordą i poklepałem po plecach małego gościa Osztana, że ten aż się przewrócił. Po czym zagadnąłem prowadzących: - A medyk może ze mną jechać? Ja najlepiej sobie radzę z medykiem w drużynie.
Następnie, niezależnie od odpowiedzi, uspokoiłem się i z pewnym trudem wsiadłem na konia - już większość konkurentów była w drodze. Smutne, ale przynajmniej nie muszę się zastanawiać gdzie jechać na tej kobyle. I tak ich pokonam na siłowych sprawdzianach, na razie niech jadą przodem. Droga nie była zbyt ciekawa. Ot dużo winorośli pod którymi leżeli zmarnowani dwarfowie - po żadnym chyba nikt nie przejechał, ale kto wie czy niektóre z łachmanów na drodze to nie byli ci pijacy. Nic mnie to nie obchodzi. Konia gnać nie będę, bo może się przyda w zadaniu. Nie dojadę jednak na zadanie jako ostatni, więc jak będzie trzeba przyspieszyć to przyspieszę! Chcę być jakoś tak po środku stawki. |