"...poniekąd w tajemnicy? A cóż to niby ma znaczyć?" - zdziwiła się Anna, siadając przy oknie równolegle do chłopaka z gitarą. Miała nadzieję, że nie oznacza to walących się murów, które leżą na takim zadupiu, że nie zainteresował się nimi żaden konserwator zabytków. Albo wręcz przeciwnie - tak przerobione na potrzeby turystów, że z klasztornych cel zrobiono Hiltona. Choć zadupie akurat jej wcale nie wadziło, a co do zakwaterowania nie miała szczególnych wymagań.
Ziewnęła dyskretnie i zerknęła po współpasażerach. "Dobrze, że żadnych bab nie ma, trzeba by rozmawiać; a i na miejscu pewnie od razu by się przyczepiła, żeby razem spacerowac czy coś". Przespała by się, ale jakoś jej głupio było, a poza tym gość z przodu strasznie jechał papierosami. Ble... Uchyliła lekko okno, spoglądając na mijane budynki. "Ależ ta Warszawa jest brzydka... W sumie skoro i tak jedziemy na południe to mogłam tu nie przyjeżdzać, tylko wsiąść po drodze. Po co wracać... ożesz, szpital mijamy, niech to szlag... ciekawe, czy Robert wyżył... nie, nieważne już..." - potrząsnęła silnie głową i zagrzebała w plecaku w poszukiwaniu przewodnika po terenach, na których powinno leżeć tajemnicze opactwo. Trzeba się czymś zająć na czas jazdy, a wszystkie inne książki leżą w plecaku. "Swoją drogą prześladują mnie te ośmiogodzinne podróże. Chyba się nigdy od nich już nie uwolnię." - pomyślała z niechęcią, wertując indeks w poszukiwaniu Lesznikowa. |