Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2011, 01:10   #8
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Prolog, Karczma “Na Wierzbowych Rozstajach”

W głównej sali panowała względna cisza, słychać było tylko krzątającego się za ladą karczmarza, który chyba wycierał właśnie kubki, oraz rozmowę dwóch mężczyzn, gadających przy piwie. Starsza kobieta z przeciwnej strony sali po prostu siedziała.
Główna sala była dobrze oświetlona i bardzo dobrze ogrzana - niewątpliwie karczma ta była jedną z lepszych w tych okolicach.

Podszedł wolnym krokiem do siedzącej przy ogniu kobiety. Czasami trzeba bawić się w konspirację, tajemniczość i ukrywanie swoich zamiarów; wątpliwe jednak było, by przypadkiem założyła taką samą, czerwoną wstążkę. Mógł więc pozwolić sobie na bezpośredniość.
- Fabier Larto – wyciągnął dłoń w kierunku elfki i uśmiechnął się – zdaje się, że mamy wspólnych znajomych. Jednym z nich jest, jak zgaduję, niejaki Osip. Drugi siedzi w tym samym pomieszczeniu, i słowo daję, gdyby nie ta czerwona wstążka, to wcale a wcale by się nie wyróżniał.
Mrugnął dla podkreślenia lekkiego żartu, jakim starał się przełamać pierwsze lody. Zerknął przelotnie na drugiego posiadacza czerwonej wstążki, z nogą uwieszoną na krześle.
- I tak mi się wydaje, że może powinniśmy zapoznać się tym bogatym jegomościem?
Cassiv kiwnął głową i strzelił na boki kącikami ust, jak gdyby słowa Fabiera były potwierdzeniem czegoś, czego wyczekiwał i należało się im uznanie. Zarazem w ogóle się nie krępował faktem, że nie były do niego kierowane. Miał minę kupca, który dobrze porachował zysk na giełdowej hossie. Rzeźbioną gnomim wzorem lufkę wsadził do ust, zakończył ją tytoniowym nabojem w bibułce, wciśniętym w złote obicie. Takowy nabój był w co bardziej luksusowych kręgach wygodną alternatywą dla zwykłych fajek. Wreszcie skrzącym patyczkiem mężczyzna w sile wieku zainicjował wielki kłąb dymu. Uśmiechał się do obcych zachęcająco, zupełnie jakby sam powysyłał zaproszenia i wcale nie widział zebranych w tym przybytku po raz pierwszy w życiu.
Oberżysta przyniósł do stolika puste kufle w trzyłokciowej długości drewnianym nosidle, postawił je przed gościem z Gors Velen.
- Wydajecie przyjęcie, panie?
- Nie, ja nie – Cassiv z zaciekawieniem obserwował lokalny przejaw ludowej tradycji. Słyszał o piwach zamawianych na sążnie i inne miary długości, ale nigdy jeszcze tego nie widział. Nosidło mieściło dziesięć kufli, było nieco zużyte, jednak solidne. - Ale zostaw naczynia, dobry człowieku. Mój przyjaciel może się tu zjawić w każdej chwili. Wtedy wiele osób zechce wypić jego zdrowie.
Ciekawe, jak wiele, zapytał się już w myślach Cassiv. Znając Osipa, pół karczmy mogło go znać. W otoczeniu kufli i antałka kreślił lufką wesołe kółeczka, przysłuchując się bezczelnie posiadaczom niezwykle pomysłowego ze strony nadawcy listu znaku wyróżniającego – figlarnej wstążki.

***

Anouk powoli obróciła głowę, by dokładnie obejrzeć jegomościa, który tak nachalnie przerwał jej chwilę spokoju. Zauważyła wstążkę, ale nie zrobiła ona na niej większego wrażenia. Uśmiechnęła się spokojnie, ale nie podała mu dłoni.
- Odnosi pan mylne wrażenie, ze jestem tym w jakikolwiek sposób zainteresowana. Nie wiem, kim pan jest, i, szczerze powiedziawszy, dopóki palcem nie wskaże mi pana zaufana osoba, nie zamierzam się z panem zapoznawać. Ale proszę się nie krępować i zacieśniać więzy ze wszystkimi innymi.
- Jeśli jednak zmieni pani zdanie - proszę się nie krępować.
Skinął głową i uśmiechając się, odszedł od kobiety.
Często spotykał się z ludźmi. Często z nimi rozmawiał - przeważnie z elitami. Nie miał jednak kłopotów czy barier w komunikacji z szeroko pojmowanym "zwykłym człowiekiem"; gminem, pospólstwem, mieszczaństwem. Czasem po prostu ktoś nie chce rozmawiać z tego czy innego powodu. Najlepsze co można zrobić, to się nie narzucać.
Niczym niezrażony skierował się w stronę bogato ubranego mężczyzny.
- Fabier Larto - wyciągnął rękę z owiniętą nadgarstku wstążką - zdaje się, że mamy wspólnego znajomego, prawda?
- Tak, rzeczywiście. Co najmniej jedna rzecz by na to wskazywała – mość o aparycji królewicza udawał tonem głosu podejrzliwość, ale w niebieskich oczach nie krył radosnego potwierdzenia. Najwyraźniej miał na celu przedrzeźnienie braku zaufania okazanego przez kobietę, improwizował komedię. List zawierał uprzedzającą informację o tym, co się właśnie teraz wydarzyło. Osip był rozsądnym człowiekiem, można było spokojnie mu zawierzyć, a więc również tym, których pisemnie polecił. Szlachcic wskazał krzesło, pozwolił sobie poczęstować rozmówcę jasnym trunkiem. Zakłopotaną miną przeprosił za nieudolne nalanie piwa i w efekcie powstanie dużej ilości piany.
– Cassiv z Gors Velen. Jak widać nie mam talentu rozlewniczego równego naszemu nieobecnemu przyjacielowi. To trochę jak w tym słynnym truizmie, prawda? Że swobodną rozmowę przy kuflu można zacząć z kimś zaraz po pozdrowieniach od wspólnych znajomych. Ha, myślałem, że to tylko taka retoryczna figura, tymczasem proszę: słowo ciałem się stało.
Kufel powędrował do Fabiera. Cassiv przyssał się do lufki, nie chcąc pospieszać obcego. Miał parę pytań, ale wnioskował, że niekoniecznie jest możliwość uzyskania na nie odpowiedzi. Wolał, by nieznajomy sam mówił, zamiast go przesłuchiwać. Nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek wiedział coś ponad treść listu.
Larto skinął Cassivowi w ramach podziękowania za kufel. Chwycił go tylko, nie podnosząc jeszcze do ust.
- Mogłem zacząć od tematu pogody i sytuacji na kontynencie. W międzyczasie dwa razy byśmy ziewnęli, spoglądając od czasu do czasu na ciekawsze tematy - ledwie zauważalnym ruchem głowy wskazał siedzącą nieopodal elfkę - a tak przynajmniej mamy konkret na powitanie. Więc, skąd... - urwał, bo...
…Do dwójki rozmówców podszedł mężczyzna, najwyraźniej młody krasnolud, bo broda nie sięgała nawet połowy piersi
-Czołem waszmościowie- stwierdził tonem urodzonego dyplomaty, a przynajmniej kogoś obeznanego z etykietą- Zwą mnie Arhiman T’yshvarr. O ile się nie mylę wszyscy trzej znamy Osipa Turglema, byłego łowcę przygód, a aktualnie bajarza znającego chyba pół świata, mam rację?
- Racniejszej się nie da - przytaknął przybysz z temerskiego miasta portowego.
-To świetnie! A wasza godność...
- Cała, zdrowa, zwana Cassivem, dziękuję. A jedyne czego nie lubi, to pustych naczyń.
Oberżysta w mig pojął przytyk, by odjąć sobie roboty, na zapas przygotował coraz to bogatszy w podróżników stół pod wyraźnie się szykującą popijawę.
Fabier wyciągnął dłoń na powitanie.
- Fabier Larto. Rzeczywiście, mamy wspólny mianownik w postaci Turglema. Ma go również tamta urocza dama, która jeśli akurat nie wraca z jakiejś wojny, to prawdopodobnie na jedną się szykuje - uśmiechnął się lekko - Więc, skąd właściwie przybywacie?
-Cóż... fakt, że Osip zbiera własny oddział świadczy o zbliżającej się wojnie- Stwierdził rozbawiony - A przybywam zewsząd i znikąd. Przy żadnym z kominków nie zagrzałem zada na dłużej. Nie mam pojęcia w jaki sposób posłaniec mnie odnalazł, ale akurat byłem od kilku tygodni w Wyzimie... długo znacie naszego Osipa?
Fabier zaśmiał się krótko.
- Poznaliśmy się w dwa lata temu, w roku 1271, gdy służyłem jeszcze w korpusie dyplomatycznym - mówił wolno i wyraźnie, tak jakby każde słowo miało zdobyć swoje własne odznaczenie pod względem dykcji - Znamy się więc od niedawna. Z Osipem dogadujemy się nadzwyczaj dobrze, mamy jakąś nić porozumienia.
- Więc mogłoby się wydawać, że macie waści w miarę świeże informacje o naszym nadal nieobecnym pisarczyku - wtrącił Cassivellaunus. - Nie widziałem go od wielu lat, a i korespondencji jakoś zaniechaliśmy.
-Ja poznałem się z nim blisko dwa dziesięciolecia temu, gdy walczyłem na arenie w Carcano i trzymałem się go póki nie zmęczył się podróżą i przygodami. Ja nigdy nie lubiłem pisać listów, więc rzadko jakieś wysyłaliśmy, tym bardziej, że nie mam zwyczaj usiedzieć w miejscu. Pewno musiał nieźle opłacić posłańca, skoro mnie znalazł... Panie starszy! Piwa jeszcze! Jedno czy trzy?- Pytanie skierował do współrozmówców?
- Trzy - wielmoża oszczędnym gestem odgiął tyleż palców.
- Pozwolę sobie odmówić -Larto pokręcił głową, po czym wyjął z małej sakiewki przy pasie drobne zawiniątko.
- To by się zabawnie złożyło, panie T’yshvarr - zauważył błękitny Nordling w zadumie. - Nawiązaliście znajomość z Turglemem podówczas, gdy ja zaprzestałem z nim podróży.
-Więc dwa piwa z korzeniami panie starszy!- cholera, w sakiewce słabo a on trunki stawia? “Chyba mnie wujek Alojzy kopnął...”
- Carcano? - zdziwiony uniósł tylko brwi, wciąż skupiony na zawiniątku - Pewną wiedzę o świecie mam, słowo daję, jednak miejscowości nie mogę skojarzyć...
-To w Nilfgardzie, bogatsze miasto nadmorskie. Niewolnictwo kwitnie, ale jedzenie jest tanie, za to alkohol jakby doili go z cycków młodych panien, jak mawiał mój dziad...
- Nigdy nie byłem w samym Nilfgaardzie. Ale już prowincje mają w sobie coś... obcego, egzotycznego. Stolica cesarstwa musi być wspaniałym miejscem - magnat błysnął nieludzko białymi, zadbanymi zębami. Wydął przy tym wargi w zblazowanym zaciekawieniu, typowym dla ludzi, którzy udają zainteresowanie czymś, co mogłoby dla nich nie istnieć albo chcą na zajętych wyglądać przez wzgląd na pozycję i konwenans.
- Bzdura. Nilfgard nie ma nic do zaoferowania... - stwierdził z cichym zarzutem
- Poza stabilnym pieniądzem, dyscypliną, czystymi ulicami, kobietami dbającymi o higienę, kanalizacją, bystrym władcą... - wyliczenie cichło, aż ostatnie słowa Cassiv wypowiedział już pewnie dla samego siebie.
- Cesarstwo..
Fabier rzucił na stół mały, prostokątny kawałek bibułki. Odwiązał od pasa niewielki woreczek, jego zawartość - cienko zmielony tytoń - wysypał na bibułę.
- Bywałem tam czasami. Samo miasto Złotych Wież...rzeczywiście, potrafi zaimponować.
Polizał dłuższą krawędź bibuły, w palcach powoli i dokładnie zaczął ją sklejać z przeciwległą.
Arhiman odebrał piwa od gospodarza i jedno dał Cassivowi, samemuy, od razu, przyssywając sie do swojego
-Każde państwo ma swoje perełki, które lubi pokazywać i masę błota wokół. Nilfgard różni się tym, że perełki są większe, ale błoto jeszcze bardziej śmierdzi...
Włożył tak skręconego papierosa do ust, pochylił się nad tlącym się na stole ogarkiem świecy.
- Oh, ale wiesz na pewno jak to jest. Lepiej mieć jeden duży brylant niż kilka małych.
Zaciągnął się dwa razy, po czym wrócił do normalnej pozycji; oparł się o krzesło i wyciągnął nogi.
- A co do tych brylantów... kulinarnych, to trzeba przyznać - wydmuchnął dym - Zdecydowanie znają się na rzeczy.
-Nie, lepiej mieć kilka małych i niech gdzie indziej będzie podobnie, albo niech nie cuchnie gnojówką...
- Z kamieniami szlachetnymi jest ten problem - zauważył denerwująco mentorskim tonem gość z Gors Velen - że wielkość jednak ma znaczenie. Dwie błyskotki o masie sumarycznej równej trzeciemu klejnotowi, mimo identycznego szlifu, zawsze będą mniej wartościowe. Mość Fabier ma trochę racji.
- Bo ja wiem - palący papierosa wpatrywał się w unoszące się szare obłoki- Tym z pałacu było raczej zbyt wygodnie, by iść w koncepcję społecznej solidarności z owym błotem i gnojówką. Jedną chwilę panowie, dobrze?
- Nilfgaard jak żadna inna kraina rozumie, co znaczy społeczna solidarność - Cassivellaunus ściągnął brwi w naiwnym wyrazie pedagogicznym, z byle wypowiedzi umiał zrobić wykład. Teraz słyszała go chyba cała izba. - Wymusza ją batem i ścisłą hierarchią. To jedyne państwo, gdzie asymilacja różnych ras się powiodła. Pod tym względem Nordlingowie mogą się od południa uczyć.
 
Arvelus jest offline