Rosnąca połowa księżyca z trudem przebijała się przez gęste chmury, niepokój narastał, wraz ze zbliżającą się pełnią. Ulica pachniała spalinami, alkocholem i ludzkim potem, ale Nieumarli o wyczulonych zmysłach rozpoznawali w niej także wędrujące strumyki krwi i wilczego piżma unoszone wraz z wiatrem. Pełni zmieszanych uczuć pożądania, rozdrażnienia i obawy, wychodzili na ulice w poszukiwaniu jedynego lekarstwa dla swojej egzystencji. Erick niknąc w cieniach zaułków, wąskich uliczek i kamienic w Soho, rozrzuconych wokół elizjum, szukał ciepłego posiłku, deklamując cicho słowa sztuki. Przystanął. Może ta dwójka skryta przy drzewie zadowoli mojego mistrza – pomyślał. Ona – Julia, oparta dłońmi o pień, osłabiona wyraźnie spożytym nadmiernie alkoholem. On – Romeo, wdzięcznie ciągnący ją za rękę niczym wół bronę. Na pewno nie do ołtarza. - Chdź ! dokończysz w klubie, tam jest łazienka! - wybełgotał Romeo walcząc z ciężarem swojej głowy.
Tymczasem Gabrielle szła szybkim krokiem podenerwowana stąpając pomiędzy kałużami. Ostatni raz puściłam go gdzieś samego! – pomyślała wyciszając w umyśle uderzającą ze słuchawek muzykę. Dwie przecznice dalej rozwrzeszczana grupka dzieciaków z pomalowanymi włosami z puszkami piwa w dłoniach demolowała właśnie mijaną wiatę przystanku autobusowego. Jeden z nich stojący z boku zaobserwował jej obecność. Poprawił kołnierz kurtki i odstawił trzymaną puszkę po czym sprężystym krokiem, wyluzowany, z uśmiechem na ustach wyszedł jej na przeciw. – Hej! piękna … dokąd tak biegniesz? Dołącz do nas, będziesz się świetnie bawić! Gwarantuję. – z bliska wyglądał nawet przystojnie, Gabrielle zmierzyła go wzrokiem, krótka, modna drapieżna fryzura, markowe ciuchy za 400 funtów, sygnet… |