Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2011, 21:04   #4
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bal trwał w najlepsze.


Pary tańczyły kolejne menuety, tworząc barwne widowisko. Damy wirowały niczym barwne motyle wśród podobnym barwnym ptakom szlachciców.


A Marjolaine? Ona też tańczyła tyle, że swój własny taniec zwodów i uników. Przede wszystkim “uciekając” przed posępnie drepczącym jej śladem banneretem de Augury. Widocznie Horace rozmówił się z przyjaciółmi i zaczął polowanie na blond przepióreczkę. Marjolaine jednak nie była ptaszyną łatwą do schwytania. Lawirowała pomiędzy towarzystwem bawiącym się na balu, wymieniała uprzejmości i ploteczki. Manipulowała faktami i podejrzeniami na swój temat, żartowała, delikatnym spojrzeniem oczu i uśmiechem kusiła skutecznie partnerów do tańca, w ostatniej chwili umykając Horace’owi.
I zerkała od czasu do czasu w stronę Gilberta, za każdym razem czując jak jej serce drży. Bynajmniej nie z powodu romantycznego zadurzenia. Bowiem za każdym razem napotykała spojrzenie kawalera, spojrzenie śmiałe i bezczelne. Spojrzenie wędrujące po niej i wywołujące dziwne wrażenie. Jakby wzrok Maura nie zatrzymywał się na jej sukni, a wnikał pod nią, pod gorset i delikatną bieliznę. Jakby spojrzenie to wędrowało po jej drobnych piersiach, płaskim brzuchu i zgrabnych udach. Czuła się jakby paradowała przed nim nago. Oczywiście było to niedorzeczne uczucie, wywołane ostatnią rozmową z kawalerem D’Eon i jego bezczelnym zachowaniem wobec niej. Niemniej posyłała mu triumfujący uśmieszek, gdy na nią patrzył. Jakkolwiek zaskakująca, rozmowa z Gilbertem D’Eon nie była niemiła, a i trzepotanie serduszka w klatce piersiowej było przyjemne.

A, o ile przed Horace udało jej się umykać, to z Lorette d’Chesnier już tak łatwo nie było. Towarzyszka hrabianki znała jej sztuczki i nie tak łatwo było jej się wymknąć, tym bardziej, że Lorette była ciekawa rozmowy Marjolaine. I oczywiście widziała ją poprzez pryzmat swych romantycznych wyobrażeń. Prorokowała nawet, że Gilbert porwie ją do swego zamku, choć tu jej wizja mocno odbiegała od rzeczywistości. Lorrete naiwnie sądziła, że kawaler D’Eon, przyjedzie pod posiadłość Marjolaine (oczywiście na białym koniu) ubrany w błyszczącą zbroję. Po czym weźmie hrabiankę w ramiona, usadzi na siodle i wywiezie do swej posiadłości.
Marjolaine przypuszczała, że jeśli już porwie to nagle i wprost z ulicy. Porwie galopując na koniu i przerzuci brzuchem przez siodło. Tak jak to robili mityczni germanie, z równie mitycznym rzymskimi brankami w starożytnych czasach.
Hrabianka przypuszczała, że jej wyobrażenie jest bliższe rzeczywistości, niż niedorzeczne marzenia Lorrete.


Poza tym coś innego zaciekawiło hrabiankę d’Niort. Atmosfera balu stawała się nerwowa, a Żmijka coraz bardziej pochmurna. Przyczyna tego była prozaiczna. Étienne D’Rochers się spóźniał.
Nic więc dziwnego że oczka Madeleine ciskały gromy, a języczek prawie cały czas spływał jadem złośliwości. Jej wybranek ośmielił się zepsuć jej dzień chwały!
W końcu jednak się zjawił, nieco rozdygotany i blady. Ale niewątpliwie przystojny i elegancki. Lorette stojąca blisko Marjolaine, niemalże piała z zachwytu.


A potem zaczęło się “przedstawienie”.
Powolnym spokojnym krokiem, niczym tancerz Étienne podszedł do swej wybranki. Następnie ukląkł na jedno kolano i zaczął romantyczną i przesłodzoną wypowiedź, mającą wzbudzić zazdrość u wszystkich zgromadzonych dam. Cóż. U Marjolaine, jedynie wzbudził niesmak.
W końcu jednak padło tak długo oczekiwane pytanie. -Czy wyjdziesz za mnie?
I Madeleine wzruszając się i trzepocząc rzęsami, w żenującym zdaniem hrabianki d’Niort, popisie gry aktorskiej, zgodziła się oddać mu rękę.
I wtedy...Étienne próbował podnieść się z kolan, ale ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Zbladł jeszcze bardziej, jego twarz zrosił pot. Markiz wytężył siły próbując ponownie stanąć na nogi i... upadł na podłogę, łapiąc nerwowo powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody.
Pisk przerażenia Madeleine, otrząsnął widzów z zamurowania. Kilku medyków powiązanych z Sorboną rzuciło się na pomoc umierającemu mężczyźnie. I mdlejącej Madeleine.


Sytuacja jednak robiła się z każdą chwilą coraz poważniejsza. Autorytety medyczne debatowały nad kwestią zrobienia markizowi tracheotomii, badały puls i rozważały jakie zioła podać. Jednak czas nie był po ich stronie. Twarz Étienne zsiniała, oczy niemalże wyszły na wierz i po chwili, markiz zakończył wędrówkę na tym ziemskim padole. A biedną Żmijkę cucono. Wśród reszty gości panowało uczucie konsternacji, rozmowy stały się szeptami pełnymi niedowierzania. Jedynie nieliczni mężczyźni i kobiety zdołali zachować dość zimnej krwi, by trzeźwo myśleć. A jeszcze mniej z nich było dość trzeźwych, by nie wyciągać pochopnych wniosków.
- A właśnie... Chevalier D’Eon? Co robiłeś panie, gdy przebywałeś poza salą balową?- padło pytanie.
-Czyż to … nie oczywiste?- odparł Gilbert, choć w jego głosie pobrzmiewały nuty lęku. Większość uczestników balu, była już pijana. A co za tym idzie, różne pomysły mogły wpaść im do głów.
Maur przybliżył się do hrabianki D’Niort i poufale objął ją w pasie przyciskając drapieżnie do siebie.- Spędziłem kilka miłych chwil z Marjolaine. Spotykamy się już jakiś czas, ze sobą. Prawda mon petit?
Nachylił się i cmoknął delikatnie jej szyję szepcząc.- Obawiam się, że znaleźliśmy się w tej samej sytuacji. Oboje możemy być podejrzani o niecne czyny względem biednego markiza. Dobrze by było więc, byśmy na razie przynajmniej chronili się nawzajem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-12-2011 o 12:44.
abishai jest offline