Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2011, 16:41   #23
Kritzo
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Wizyta Diakona musiała zwiastować coś złego. Inaczej by się nie zjawił u Inspektora. Było to oczywiste i niestety w pełni poparte obserwacją, doświadczeniem, teraz się realizowały.

- Stawiasz mnie w trudnej sytuacji Mistrzu Diakonie, bo o ile zgadzam się z obawami i zapatrywaniami to samo przedstawienie oczekiwań mocno mnie rani. - głęboki wdech pozwolił na chwilę odrzucić myśl o wygodnej posadzie, która byłaby spełnieniem marzeń. Na skroni maga pojawiła się kropla potu, której miał nadzieję Aureliusz nie zauważył.
- Pozwól, że rozeznam się w sytuacji bo o ile chcę być Ci przychylnym Mistrzu Diakonie, muszę wiedzieć na czym stoję, choć myśli jestem dobrej. Że tak powiem myśli jestem dobrej, ale sprawy innych fundacji zostawmy na razie na boku.

Diakon milczał. Bez słowa przypatrywał się mu jakby czekając na dalsze słowa. Hermetyk musiał więc myśleć kurczowo dalej jak się załatwić sprawę z korzyścią dla siebie, by nie zostać ofiarą, która sama na siebie naszykuje haki. Chwilowo podołał niezwykle silnej pokusie ulegnięcia. Nie chciał jej zaprzepaszczać, musiał więc szybko myśleć.

- Nie lubię być kierowany przez innych, ale chętnie jak każdy szukam silnych sojuszników, dlatego z chęcią zbadam sprawę Awaycrafta. Nie wiem czy jestem zdolny spełnić Twoje żądanie względem jego osoby Mistrzu Diakonie. Czas działa na naszą niekorzyść, już teraz wiesz dużo więcej ode mnie w tych sprawach. - Colin delikatnie ściszył głos, jakby w obawie przed tym, że ktoś mógłby go usłyszeć. Tym samym dając Diakonowi pewne poczucie kontroli nad sytuacją i podległości inspektora. - Jeśli zapewnisz mi środki mogę po nitce, która mnie tu skierowała, zadziałać na tego kto mną pokierował. Nie chce jej jednak zrywać od razu, bo cała rzecz się rychło wyda. W zamian za to chciałbym się jednak dowiedzieć czego szuka tutaj Jovan. Ostatnio pojawiło się tu wiele twarzy, z czego on jest chyba najbardziej dokuczliwy. Atak na Twoją pozycję nastąpi na pewno z wielu stron.

- Wybacz Adepcie Inspektorze lecz to nie są negocjacje. Wystąpiłem z moją propozycją w pełni uczciwą i honorową. Widzę tylko dwie opcje w takiej sytuacji. Przyjmujesz moją dłoń, czynimy to o czym mówiliśmy, a za parę tygodni bawisz się w Indiana Jonesa. Albo też odrzucasz moje propozycje, a tym samym moją dłoń.

Może była to uczciwa propozycja podpisania cyrografu, dusza za marną korzyść, choć tak upragnioną. Nikt nie był doskonały. Mogła się w każdej chwili wyśliznąć. Powinien Diakon jednak rozumieć w swej dumie, że inni też mają swoje dążenia i nie chcą ich tracić. Tak sądził Colin.

- Mam swój honor i w związku z tym wychodzę z tymi prośbami i przedstawiam swoje możliwości tak, byś Mistrzu Diakonie nie miał złudzeń. Jednostronne umowy są zdradliwe, szczególnie dla tych którzy chcieliby się im poddać. Skoro życzysz sobie współpracy, ja jej także pragnę. Gdybyś natomiast rozkazał mi co robić, nie miałbym wyboru. Na taką sytuację zgodzić się nie mogę. Zagram więc w tą grę o ile nie skończy się ona teraz Twym wyjściem, Mistrzu. Co by nie było i tak ja najwięcej ryzykuję, niezależnie od tego co teraz zrobię. Oboje chcielibyśmy jednak zyskać.

- Obawiam się, że każda godzina w fundacji wojennej jest większym ryzykiem. Skora tak, skoro pragniesz adepcie szerszej współpracy, a ja nie chcę takiego zausznika... Do widzenia.

Diakon widać nie rozumiał. Duma go zaślepiła, bo jakże można mu było odmówić? Układ był zdecydowanie jednostronny, zrobisz co ja chcę, bo powinieneś. Do tego jeszcze te groźby… Colin miał jednak nadzieję, że będzie aż tak źle.

"Jeśli na prawdę mu zależy, a zależy, bo grunt mu się sypie pod nogami, wróci. Inaczej by się do mnie nie zwrócił. Ja w tym czasie mam skruszeć co prawdopodobnie się stanie, jeśli się zaraz nie wezmę do roboty. Ciekawe czy to przewidział!?" Inspektor od razu począł się szykować do przynajmniej częściowej analizy planów Diakona, szczególnie względem Awaycrafta i Jovana. Każda minuta zwłoki przyśpiesza jego niechybne pożegnanie się z dotychczasowym życiem.

Niestety, Diakon mógł być już na ścieżce, z której nie było odwrotu. Wtedy przestaje się myśleć logicznie i ciągnie się ze sobą tak wielu wrogów jak się da. Duma do ostatniej chwili była dla maniaka warta każdej ceny. Czy tak było z Diakonem? Colin miał szczerą nadzieję, że nie.

Colin mógł się szykować na powrót Diakona i zbierać do tej pory wywiad w sytuacji, by w razie zmiany podejścia mieć już gotowe narzędzia. Oczywiście działanie przeciw Diakonowi, w celu ratowania własnej skóry było bardzo kuszące. Pierwsza opcja niestety mogła legnąć w gruzach z powodu nadmiernego poczucia wyższości. Diakon co raz postanowił mógł kontynuować wyłącznie dlatego, że nie dopuszczał własnej pomyłki i możliwości złego osądu.

Rozsądnym było więc zrobienie sobie zaplecza. Jeśli okazałoby się to wystarczająco skutecznie przeprowadzone, mógłby ewentualnie odwrócić relacje z Jonem i Jovanem, które miał zamiar stworzyć, by pomóc Diakonowi, gdyby ten okazał się rozważniejszy, niż to do tej pory prezentował.

Rozmowa z Jonem mogła coś wnieść do rozważań maga. Wirtualny Adept tolerował inspektora, jednak nie łączyły ich bliższe relacje. Mimo swojego cynicznego podejścia do Diakona zdawał się go jednak szanować. Poświęcał mu wszak wiele uwagi w swych wypowiedziach. Gdyby naprawdę za nim nie przepadał, nie wrócił by do fundacji po swej dymisji i nie gadałby o nim bez przerwy. Nawet wroga można przecież szanować, a wrogami przecież nie byli.

Jon siedział na ławce w holu i właśnie odprawiał Gustawa. Pracował jak zwykle na laptopie. Hermetyk przywitał się skinieniem głowy.
- Czy mogę się przysiąść?

Jon spojrzał na hermetyka unosząc jedną brew do góry w komicznym wyrazie jakby nie rozumiał sensowności pytania:
- Podryw na Lemegeton czy co? - Zaśmiał się nerwowo, jakby to mogła być prawda.
Colin westchnął i się uśmiechnął kącikiem ust, co ciężko było dojrzeć pod wąsem.
- Nie, nie szukam ucznia do studiowania wiedzy "tajemnej" jeśli to Ci przeszło przez myśl... Chciałem porozmawiać – usiadł
- Słucham więc? - Jon wygasił ekran laptopa.
- Po wizycie Jovana Diakon jest dziś strasznie... nieswój. Bardziej niż zwykle. Trochhę rozmawialiśmy i jestem zaniepokojony. Jestem inspektorem i ma to swoje wady. Też pewnie za mną szczególnie nie przepadasz, ale wiem, że leży Ci na sercu dobro fundacji. Sądzę, że źle się to odbije na nas wszystkich, ode mnie zaczynając, kończąc... no właśnie końca nie chciałbym oglądać. Wiesz czego Jovan chciał od Diakona?
- Nie musisz truć o ogólnym dobru. Wiem, hermetycy to lubią, ale nie trzeba. Wiem, że przybycie Jovana nie jest związane z samą fundacją, a raczej wygląda to na kwestie prywatne na linni Aurek-Ponury Żniwiarz. Ale musiało być to mocne, nigdy nie widziałem go aż tak wkurzonego.
- Na pewno zalazł mu za skórę... Nie wiem czy nie skończy się to jakąś personalną wojną. Może pociągnąć za sobą resztę. To zależy jakie możliwości ma Jovan. Wiesz co go łączy z Diakonem?
-Czy ja wyglądam Ci na brata dwunastego kręgu w sandałach i z hemoroidami? Nie. Możesz pytać o ruch kart kredytowych i tym podobne ale to raczej porachunki mistyków i pewien hermetyk obok mnie powinie wie o co chodzi. Widać nie.
- Dłużej tu siedzisz ode mnie, miałem nadzieję, że coś będziesz wiedział. Czy mogę liczyć na informację od Ciebie, gdybyś się czegoś dowiedział? To kwestia upadku fundacji, mówię poważnie i nie wiem kto się do tego może bardziej przyczynić, Jovan, czy sam Diakon. Tu chodzi o dumę, a jak wiesz, to chyba największy problem naszej Tradycji.
Jon kiwnął głową bez przekonania.
- Dziękuję, że chociaż mnie wysłuchałeś. Ciężko być inspektorem…
- Colin udał się w stronę swojego pokoju.

Trochę zamęczył Jona, ale może choć skłonił go trochę do uwagi. Nie łatwo określić jak poważnie Jon podejdzie do sprawy, ale gdyby coś zaczęło się komplikować, może będzie szukał wsparcia u Colina. Mogłoby tak być, jako ten który ostrzegał, starał się miał do tego prawo. Nie zawsze wszystko działało według planu, ale nie mógł liczyć na większą skuteczność.

Właściwym kontaktem była również Ravna. Obecna przy całym zajściu mogła się czegoś dowiedzieć od razu od Clarie. Jeżeli by się działo coś niepokojącego, sama również by się zaangażowała. Jej ofiarność, jakiekolwiek miała podłoże, była pożądaną cechą, na której można było opierać pewne zaufanie. Widywali się w fundacji wszak od miesiąca, a wcześniej brali udział w walce nad Jeziorem. Miał względem mniej mniejsze obawy niż co do reszty członków fundacji. Trudno powiedzieć czy słuszne. W codziennym życiu takie osądy nie były mu specjalnie potrzebne. Płacił teraz za to cenę swoim poczuciem zagubienia.

Zastanawiając się nad tym hermetyk doszedł też do kolejnego niepokojącego wniosku. Diakon mógł go sprowokować do pewnych działań, proponując mu poddaństwo, którego on oczywiście nie mógł przyjąć. Teraz, gdy szuka możliwości by się zabezpieczyć, prosić o pomoc swojego mentora jak i Awaycrafta, mógł nasuwać Diakonowi motywy do zrealizowania swoich planów. Nie mógł temu zbytnio zapobiec. Może popadał w paranoję. Nie mógł jednak tego wykluczyć. Jedynie wielka ostrożność mogła uratować jego karierę.

Siedząc przy swoim biurku Colin odłożył właśnie fundacyjną komórkę na bok, tuż obok pojemnika na przybory do pisania. Nadal wyświetlał się komunikat o wysyłaniu wiadomości. Nagle wyświetlacz się rozjaśnił i obwieścił „Wiadomość wysłana”.

Diakon po wizycie Jovana chyba zaczyna tracić nad sobą kontrolę.
Prosiłbym o pomoc w zbadaniu sytuacji.
Konsekwencje mogą dotknąć nas wszystkich.

Mimo dobrej woli prośba składana do innego maga była ciężkim wyzwaniem. Na ogół radził sobie sam i traktował pewne zwroty jedynie jako grzeczność. „Czy byłbyś tak uprzejmy pomóc mi w…” nie znaczyło nic innego ponad „Podzielmy się obowiązkami, ale oczywiście dałbym sobie radę sam”. Nie należało mylić priorytetów. Uzależnienie swojej przyszłości od kogoś było bolesną raną na dumie.

Ta trudna prośba zbliżała hermetyka się do duchowego cierpienia, niemal metafizycznego, odzierającego go z całej jego godności (jak musiał czuć się Diakon? Ale on w końcu żądał, nie prosił.) Chciał napisać jeszcze dwa listy, przy czym jeden był do jego mentora, którego pomocy sobie nigdy nie życzył. Wszak jego mentor był niegdyś jego uczniem na uniwersytecie. Bezmyślna duma przegrywała tym razem z rozsądkiem. By być dumnym, trzeba mieć z czego. Niedługo być może wstyd mu będzie w ogóle parać się magią. Nie chciał porzucać swojego życia. Nie mógł do tego dopuścić.


„Mistrzu,

Piszę do Ciebie w jakże trudnej sprawie, która jest niecierpiąca zwłoki. Nigdy do tej pory nie prosiłem Cię o nic i dbałem o własną niezależność. Pychą jest niedoceniać tego, który mnie wprowadził w arkana Sztuki, a jako że zaistniała sytuacja ma swoje źródło w moim nominowaniu na Inspektora w Fundacji Białych Kruków, mam nadzieję wykażesz wyrozumiałość i wesprzesz mnie swą mądrością.

Ostatnie raporty choć w mojej ocenie były korzystne dla Mistrza Aureliusza, na ile pozwalała na to sytuacja, odbijają się teraz na mnie. Podobno doszło do pewnych zgrzytów między Fundacją a Domem Hermesa. Zostałem uwikłany w dziwną grę, jako osoba o potencjalnie dużych możliwościach, jednak o małym dostępie do informacji. Jeśli jest to w Twojej mocy Mistrzu wesprzyj mnie radą. Wycofać się teraz nie mogę, nie rozwiązując napotkanych przeze mnie trudności.

Proszę prześlij też załączony przeze mnie list do Adepta Jona Awaycrafta. Samemu obawiam się go przekazać, z możliwości wykrycia. Jeśli będzie taka potrzeba być może spotkamy się w tej sprawie wspólnie.
Czekam na Twą rychłą odpowiedź.

Życz mi Mistrzu wytrwałości i jasności umysłu

Adept Inspektor Driscoll Moryet”


List ten dosyć ciężko przyszło Colinowi napisać. Skręcało go i wielokrotnie musiał łamać opory by go dokończyć. Nie przepadał za swoim mentorem, z całego serca. Była to awersja całkowicie nieuzasadniona, pozbawiona logicznego uargumentowania, tym bardziej była ciężka do przezwyciężenia. Udało się jednak, miał nadzieję, że dość i Mistrz Antony Grove doceni jego trud.

Drugi list skierowany do drugiego hermetyka był następującej treści.


„Adepcie Jonie Jeremy Awaycraft,

Niespodziewany ten list kieruję do Ciebie Adepcie szukając rady. Mając udział w mej podróży do Moskwy zapewne wiesz o ciężkiej sytuacji Fundacji Białych Kruków.

Wyrazić chciałbym przede wszystkim chęć spotkania z Twoją osobą. Pragnę omówić kilka naglących spraw. Sądzę, że zostałem uwikłany w kolejne problemy na terenie Moskwy i mogą mieć one związek z Tobą, Adepcie. Chciałbym więc kontynuować swoją pracę, jednak obawiam się o swoje obecne możliwości.

Jeśli to możliwe chciałbym uzyskać, jeśli to możliwe, szybki dostęp do szerszych akt na temat Diakona, Mistrza Roberta, historii Fundacji, włącznie z procesem jej usamodzielnienia się, jak i na temat nowej persony w naszym otoczeniu, a mianowicie Mistrza Jovana Blagojevića i jego związku z Diakonem i Fundacją. Duże to są prośby z mojej strony, jednak uważam je za niezbędne do mojej pracy jako Inspektora, jak i własnego przetrwania.

Proszę o dyskrecję i możliwie szybki kontakt.

Z wyrazami szacunku,
Inspektor Adept Driscoll Moryet”


Pakując listy w koperty, przy czym ukrywając list do Adepta Awaycrafta w liście do swego mentora Antonyego Grove'a, Colin zalakował przesyłkę i opatrzył stosowną pieczęcią. Opatrzył list stosowną rotą entropii, by trafiła do rąk własnych w jak najkrótszym czasie, a adresat był dla każdego zawsze dobrze widoczny. Nieszczęśnik, który śmiałby rozerwać pieczęć, a nie byłby adresatem, miał podzielić los tych, którzy pod mostem zawodzą o swoim nieszczęściu, a i ten zapewne z czasem zawali mu się na głowę, jeśli nie będzie dość ostrożny. Drugi list miał spłonąć, gdyby trafił w ręce uzdolnionego oszusta.

Przechodząc przez Komnatę Luster brodaty mag rzucił list w stronę portalu do Londynu. Następnie wybrał się na spacer, by chłodne powietrze otrzeźwiło jego skołowany umysł. Odkrycie właściwej drogi zdawało się bardzo odległe. Potrzebował unikać wszelkiej kompromitacji i ryzyka, zarazem nie wycofując się za bardzo.

Postanowił wybrać się na rozmowy z dziećmi Kaina. Zdobywanie wszelkiej wiedzy z pierwszej ręki dawało mu szansę wyprzedzić Diakona w postawieniu go w trudnej sytuacji. Oczywiście tylko dlatego, że go tam nie będzie. Pomny na ostatnie wypadki, wolał nie być obecny niepotrzebnie przy Diakonie, gdy można dostać zlecenie na nietypowe zadanie.
 
Kritzo jest offline