Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2011, 05:08   #5
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Uszy Marjolaine wypełniły się bardzo prawdziwym wyobrażeniem przyszłych wywodów maman prawie mdlejącej od zasłyszanych plotek o swojej córce. Córce w ramionach Maura, córce spotykającej się z Maurem, córce całowanej przez Maura.. Śmierć gospodarza balu zeszłaby na boczny plan, ustępując miejsca dramatycznemu perorowaniu na temat złego towarzystwa w jakie wpadła. Być może nawet gorszego od aktorów.

Czuła na sobie spojrzenie Lorette zastygłej w niemałym zdumieniu z lekko rozchylonymi usteczkami. To musiało być dla niej zbyt wiele jak na jeden wieczór. Nie tylko zesłany jak ze snów markiz zmarł na jej oczach, ale także wyszło na jaw spotykanie się z kimś jej nieprzystępnej przyjaciółki. Bądź co bądź hrabianka d’Niort nie zwykła się z kimkolwiek spotykać. A już na pewno nie tak jawnie i przez okres mogący być swobodnie nazywanym „jakimś czasem”. To wykraczało poza zaledwie jeden dzień spędzony na kurtuazyjnych rozmowach o niczym i wręcz podchodziło pod.. pod faktyczną relację. A Marjolaine nawet temu nie zaprzeczyła kąśliwie, jak to miała w zwyczaju i co byłoby całkiem naturalnym z jej strony.

-To miała być nasza słodka tajemnica, Gilbert – zamruczała karcąco ze słodyczą wprost spływającą z warg. Płynnym ruchem uniosła jedną rączkę i opuszkami palców zagubiła się pieszczotliwie w zaroście swego.. partnera, w drobnym geście ukazującym jej niewątpliwe uczucie względem niego. Jednocześnie spojrzała na kawalera swymi zmrużonymi hardo oczkami, kryjącymi w sobie cień złośliwego rozbawienia z tego, że wielki drapieżnik znów przyszedł się pobawić z ptaszyną.
-Ale oui, to prawda. Jednak nie byłoby odpowiednim wdawanie się teraz w szczegóły. Nie czas na to – odparła mężczyźnie mającemu czelność w ogóle zadać takie pytanie i podejrzewać jej wybranka o związek z tragedią. Zadrżała jak na delikatną niewiastę przystało i westchnęła napinając fiszbiny swego gorsetu -Ah, cóż strasznego musiało się wydarzyć. I to w taki dzień..
-Wyjdźmy stąd moja słodka wisienko.- szepną czule ( i bardzo głośno) Gilbert. Objął ją mocno - Czuję moja droga Marjolaine, że słabniesz. Potrzeba ci świeżego powietrza. Ty wiesz dobrze, że tak drastyczne widoki źle wpływają na twe nerwy.
Zerknął na Żmijkę, która właśnie przebudziła się z omdlenia, by wpaść w spazmatyczną histerię. Wszak jej plany i ambicje, zostały właśnie zdruzgotane. Zaproponował więc delikatnym tonem głosu.-Potrzebujesz gdzieś się położyć, by otrząsnąć się po tym... dramatycznym widoku?
Choć było to pytanie, hrabianka wyczuwała w nim wyraźną nutkę sugestii. Zwłaszcza, że kawaler dyskretnie wycofywał się w kierunku drzwi, ciągnąc tam obejmowaną Marjolaine.

Spojrzenie bystrych oczu hrabianki, przesunęło się po zgromadzonych gościach, oceniając ich reakcję na swój popis aktorski... i nieoczekiwanego partnera w tej improwizacji. Wyszło bowiem zadowalająco. Jej zachowaniu nic nie można było zarzucić, Gilbert wypadł zanadto ekspresywnie, by być w pełni wiarygodnym, ale nikt tego nie zauważył. Za to wiele dam syciło się nową ploteczką, którą mogły okrasić opowieści dramacie Madeleine. “Och, a ty słyszałaś moja droga z kim się prowadzi córka Antoniny? Nie uwierzysz. Nie, bynajmniej nie chodzi o jakiegoś podrzędnego aktorzynę...” O tak, właśnie dodała kolejny skandal do swego obrazu, skandal jakże sycący. Podsłuchiwanie plotek i zdobywanie informacji wszak , to jedno. A kreowanie informacji i manipulowanie to druga sztuka. Ich opanowanie bywa jakże użyteczne w labiryncie plotek francuskiej arystokracji.

Zbierało jej się na śmiech. Bezczelny kształtował się w krtani, nabierał szyderczego tonu i próbował istnym wybuchem dać o sobie znać na zewnątrz, by echem rozbrzmieć pośród ścian sali balowej i w uszach gości. Ale nie była to odpowiednia pora na danie upustu swej cynicznej wesołości. Nie, nie tylko przez wzgląd na jeszcze świeżą śmierć i przyszłą żałobę Madeleine. Popsułaby cały ten ich jakże uroczy spektakl, który przecież tak udanie wypadł przez widzami i samymi „aktorami”. Zatem przełknęła prześlizgujący się jej gardłem śmiech i powachlowała wachlarzykiem swą bladawą z poruszenia twarzyczkę.
-Non, non. Nie trzeba – słabiutki głos przeczył jej słowom, tak samo jak opuszczenie powiek w niemocy. Pozwalała się prowadzić Gilbertowi, do całej sceny dokładając jeszcze poszukujące pocieszenia wtulenie się w obejmujące ją ramię mężczyzny -Ale zabierz mnie od tego zgiełku. To takie okropne..
Ah, być może troszkę przesadziła, ale któż by to zauważył, gdy w innej części dział się dramat Żmijki. Jej nieszczęście z całą pewnością ściągało uwagę gapiów, zarówno tych martwiących się o niedoszłą pannę młodą, co i tych skrycie cieszących się z jej niepowodzenia. Marjolaine zaś rozmyślała gdzie i po co chce ją zaciągnąć kawaler d’Eon. Czyżby wiedział, że ona wiedziała, że był jedną z ostatnich jeśli nie ostatnią osobą, z którą widziano markiza? Czy chciał jej grozić by milczała? A może nawet w świetle takiej sytuacji pragnął spełnić swą obietnicę zdobycia jej? Obie wersje niezbyt się podobały hrabiance, bo i podrażniały jej poczucie bezpieczeństwa o siebie.

Po opuszczeniu sali balowej dziewczyna uśmiechnęła się gorzkawo i podsumowała krótko całe zagranie –Doprawdy.
Gilbert zaś przytulił ją drapieżnie i równie drapieżnie pocałował w szyję wędrując wargami i lubieżnym językiem po skórze hrabianki.- Wyborna...
Ten dziwny pomruk wyrwał się z jego ust, gdy schodził wargami na dekolt jej sukni.- Wyborna aktoreczka.
Tulił ją do siebie mocno, delektując się jej obecnością w swych ramionach i... delikatnością jej skóry pod swymi wargami.- Ileż to potrwa nasz romans? Może tak z dwa, trzy tygodnie. A potem będziesz mogła mnie spoliczkować za zdrady jakich się wobec ciebie dopuszczę.
Spojrzał w jej oczy odrywając usta od dekoltu.-Kusi moja droga ptaszyno, by sfinalizować nasz... mały spektakl w alkowie.
Uśmiechał się bezczelnie, nadal mocno ją trzymając w swych ramionach i pytając ironicznie. -Acz nie wypada brać kochanki siłą. Czyż nie?
-Nie wypada, i siłą i tutaj - zamknięta w jego objęciach jak istna ptaszyna w klatce, dłońmi z nonszalancją powiodła po klatce piersiowej kawalera niczego sobie nie robiąc z jego wcześniejszych gróźb -Jednak dwa tygodnie dają trochę czasu na zakosztowanie tej rzekomej przyjemności z tego romansu. Trzy tygodnie jeszcze więcej, jeśli.. jeśli tylko znajdziemy dla siebie czas między innymi kochankami, non?
Przed swymi kolejnymi słowami gorzkimi w znaczeniu, a słodkimi w smaku, bezceremonialnie ujęła go palcami za podbródek jak niepoprawnego chłopaczka -A może.. będę musiała Cię porzucić, bo nie będziesz w stanie mnie zaspokoić? Jak myślisz, czarny baranku?
Oh, pozwalała sobie na wiele, bardzo wiele względem tego dzikiego mężczyzny. Jak gdyby nie zważała na paskudne plotki o nim krążące i jego zachowanie coraz bardziej potwierdzające ich prawdziwość. A może właśnie przez to sobie tak igrała jak mały kociak z nieprzewidywalnym kocurem?
-Doprawdy?- uśmiechnął Gilbert, musnął kciukiem podbródek dziewczyny. Nachylił się i pocałował namiętnie jej usta, drapieżnie i lubieżnie zarazem. Rozkoszował się słodyczą warg i języczka ptaszyny trzymanej w niewoli swych ramion. Po czym pogłaskał ją po policzku.-Rzucasz mi wyzwanie tymi słowami, mademoiselle.- dłoń mężczyzny przesunęła się po jej szyi, musnęła palcami dekolt, przez chwilę obejmowała pierś by zsunąć się niżej, do brzucha i łona dziewczyny skrytego za materiałem sukni.- Jakim byłbym mężczyzną, gdybym go nie podjął, nieprawdaż?
Słowa te mówił wędrując dłonią po obszarze sukni osłaniającej jej najintymniejszy zakątek. Pozwalał sobie na wiele wobec niej. Niemniej, czyż nie prowokowała go do tego?
-Romans i jego długość... zostawiam w twej gestii moja ptaszyno. Krótszy niż dwa tygodnie byłby niewiarygodny, ale może być tak długi, jak tylko zapragniesz.-mruknął ocierając się swym ciałem o nią. Intymność tej sytuacji powodowała, że spodnie Gilberta zaczęły robić się zbyt ciasne. A oddech zbyt gorący.
-Pozwolisz więc, że porwę cię dziś do mego zamku, w celu negocjacji kwestii owego romansu i upewnienia się czy potrafię zaspokoić twój apetyt?- zapytał znów całując jej szyję i śmiało dotykając tych obszarów jej sukni, których dżentelmen nie odważyłby się dotykać na korytarzu dworku. Niemniej Maur nigdy nie był dżentelmenem.- Ale wpierw... zamierzam rozejrzeć się po gabinecie Étienne’a, jeśli nie masz nic przeciwko towarzyszeniu mi w tym.

Głośne, pożądliwe tchnienie wyrwało się z płuc hrabianki i zlało się z cichym jękiem doznawanej przyjemności. Dół sukni składał się z kilku części, ale to właśnie ta wychynająca z przodu była najcieńsza, składająca się prawie z samej koronki i haftów. I dlatego dziewczyna przez ten materiał oraz równie delikatną bieliznę dobrze czuła wszędobylskie palce Gilberta wędrujące po kwiecie jej kobiecości.
-Non. Nie dzisiaj.. tamto zdarzenie skutecznie odebrało mi apetyt – mruknęła z wyraźnym niesmakiem, acz działanie jej ciała skutecznie przeczyło słowom, jakkolwiek stanowczymi by nie były. Piersi unosiły się w szybszym oddechu pragnąc się uwolnić ze sztywnych ram, w jakich zamykał je gorset. Marjolaine powiodła dłonią ku tej bezwstydnie ją pieszczącej, tak bardzo przekraczającej granice dobrego wychowania i zasady etykiety, że trudno było o coś bardziej nieprzyzwoitego. Kurczowo zacisnęła na niej swe palce, być może chcąc przerwać tę męską zabawę. Odepchnąć go od siebie i spoliczkować na pożegnanie za takie zachowanie względem niej. Ale jedyne co uzyskała zdecydowanie z własnej woli, to jeszcze większe przyciągnięcie dłoni mężczyzny ku swemu rozkosznemu ciepłu.
-Ale będziemy mieli jeszcze na to dużo czasu. Ile tylko zechcę – zachichotała mu wprost do ucha, po czym musnęła je ustami i połaskotała kolejnym urywanym tchnieniem -Mimo to potowarzyszę Ci, monsieur. Choć nie wiem czego możesz tam szukać.. szczególnie teraz, gdy wszyscy z tak wielkim zapałem poszukują winnego. Kusisz los?
-Och. Jeśli dziś nie masz kaprysu, to twe łoże pozostanie zimne w moim zamku. I będziesz mogła wypocząć w nim nie niepokojona. Ale jaki byłby ze mnie adorator, gdybym po tak szokującym zdarzeniu zostawił cię... samą? Poza tym, kto wie. Może zmienisz zdanie. Kobieta wszak zmienną jest.- szeptał szlachcic, bynajmniej nie przerywając lubieżnych ruchów palców dłoni po koronkach sukni kryjących jej miłosny sekret. Nie mógł wszak nie zauważyć, że ciało hrabianki, niekoniecznie zgadzało się z jej decyzją. Po czym dodał z żalem.- Tam.. na sali balowej, właśnie umarło moje osiem tysięcy. To wielka strata, więc jeśli jest możliwość uzyskania odrobiny rekompensaty, chętnie bym to sprawdził. Nie zamierzam kraść bibelotów, ani drobnych sum. Tak małostkowy nie jestem. Jednakże, coś mi się należy za udzielanie kredytu. Zwłaszcza, że walczący o łup spadkobiercy nie zechcą spłacać długu nieżyjącego markiza.

Błysnęły chciwie błękitne oczka. Zdające się być ścięte lodem tęczówki lśniły nie tylko wewnętrznymi ognikami powodowanymi działaniami mężczyzny, ale także teraz wspomnieniem przez niego o takiej sumie. Cóż, materializm nie bywał u niej niczym nowym, szczególnie gdy w grę wchodziło wyciągnięcie czegoś ślicznego od jednego z wielbicieli.
-Ah.. to nie mamy innego wyjścia jak poszukać sposobu na odzyskanie Twych pieniędzy. Abyś mógł być dobrym adoratorem i powydawać je na odpowiednio drogie podarunki dla mnie, czarny baranku – dwa ostatnie słówka podkreśliła perfidnie, drażniąc się z nim bez końca. Spomiędzy rozchylonych od doświadczanych przyjemności warg swym rozgrzanym oddechem muskała usta kawalera, wręcz w tej niewielkiej odległości wymieniając się wzajemnym gorącem.
-I chociaż Twa troska i gościna mi schlebia... - uniosła wysoko brwi okazując swe głębokie powątpiewanie dla prawdziwego celu tego zapraszania jej, o wiele mniej szlachetnego i niewinnego niż zwyczajna troska.
Tym razem palce zaciśnięte na dłoni mężczyzny wykonały stanowcze pociągnięcie, po którym i cała filigranowa hrabianeczka wywinęła się z jego objęć. Odstąpiła na kilka kroczków od niego na względnie bezpieczniejszą odległość i dokończyła z przekornym uśmieszkiem -To nie skorzystam z niej dzisiaj.
Rumieniec podniecenia przyozdabiał lica Marjolaine, gdy próbując doprowadzić się do porządku wygładzała intensywnie suknię zbezczeszczoną męską ręką. Następnie swe jasne włoski zaczęła uporczywie poprawić, jednaki w swym zaaferowaniu tą czynnością i tak zwracając się jeszcze do Gilberta -Odnoszę wrażenie, że jeśli byś mnie zwiódł do swego zamku, to już byś mnie więcej z niego nie wypuścił Zamkniesz w klatce jak cudnej urody ptaszynę.
-Doprawdy?- w jego głosie Gilberta była ironia. Uśmiechał się mówiąc kolejne słowa.- Mam wrażenie, że jednak urok tej gościny i jej … wyobrażenia, są tobie wielce przyjemne i wprawiają twe uda w przyjemne drżenie.
Uśmiech kawalera d’Eon, był złowieszczy i drapieżny, gdy wypowiadał kolejne słowa z niezachwianą pewnością siebie.- Słusznie jednak strzeżesz się nory wilka ptaszyno. A nuż jak tam wejdziesz, to... już nie będziesz miała ochoty jej opuszczać.
Ciało mężczyzny, też zdradzało oznaki wpływu ostatnich chwil. Bardzo wyraźne oznaki. Ale pomimo nich i być może nieco pod wpływem upartego charakterku hrabianki, wskazał dłonią kierunek w którym znajdował się gabinet.
I puścił ją przodem.
 
Tyaestyra jest offline