Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2011, 16:47   #25
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
***

Trzeba przyznać, że magowie dość szybko przygotowali się do spotkani z: wampirami (wersja oficjalna), ssakami leśnymi (wersja Jona podczas jego wykrętów czemu nie chce jechać), pijawkami (wymknęło się młodej Eutanatosce podczas migreny zasłaniając się nią jako powodem czemu nie jedzie), krwiopijcami (mówił dostojnie Gustaw w pełni dobrej dykcji).
Lecz uprzednio Diana Brzeska zajmowała się dalszym przetrząsaniem biblioteki w poszukiwaniu potrzebnej wiedzy. Odłożyła na bok wszystkie egzemplarze Malleus Neffandorum które prawdę mówiąc zrobiło się odrobinę nudne. I chyba nazbyt nasączone tymi informacjami – przerażające. Nawet jeżeli rdzeń tej księgi spisano już dawno to i tak wiele informacji to tylko nędzne ogólniki lub stare, nieaktualne prawdy. Młoda hermetyczka musiała przedrzeć się przez wiele różnych dzienników wypraw (głównie hermetyków, acz nie wyłącznie), wprowadzenia do teorii sfer czy kilkutomową polemikę pisaną ręcznie przez Mistrza Duno z... Mistrzem Duno. Mimo to znajdowała wystarczające dla siebie działa, a ich sterta piętrzyła się na stoliku.
Pośród wywodów pewnego Syna Eteru przyrównującego Czystych do gwiazd których wybuch, tworząc pierwiastki cięższe od żelaza jest ujmowanym przez niebiański chór poematem o Czystych (Jedyny miałożby być Wielkim Wybuchem), a czarne dziury to Czyści/gwiazdy które zapadły się i trwają po wieczność – czarne dziury, pożeracze kosmosu. Jednak w sumie był to tylko bełkot naukowy, podobnie jak bełkot pewnej Verbeny podany w wiejskim sosie na temat tak zwanych demonicznych hord. Demoniczne hordy – nie, z tego co wiedziała adeptka – tego sprawa nie tyczyła. Żmij – też nie. To mogło być coś co czczą tylko najgorsze z upadłych magów. Panowie Zapomnienia. Jak to górnolotnie brzmi! Kolejny bełkot. Lecz natrafiła na kopię zapisków z przesłuchania pewnego nephandusa.

Wystosowaliśmy typowe sodki zapobiegawcze i w tej początkowej fazie przesłuchania nie stosujemy dodatkowych źródeł informacji. W celu zachowania tajności przy dalszym rozpowszechnianiu materiału (a także spokoju ducha uczestników) posłużyliśmy się tylko literami. A – Przesłuchujący, B – Przesłuchiwany. Prócz tego na sali znajdowały się dwie dodatkowe osoby. Protokolant oraz mag mający zapewnić bezpieczeństwo.
A: Skoro już znajdujesz się w tak nieciekawej pozycji może zechcesz powiedzieć kogo uważasz za swego pana?
B:Pana? Władcę? Pana? Nie ma pana! Nie ma władzy. Jesteśmy tylko pyłem dryfującym ku przepaści. Umbra i wszystko co widzieliście to kolejny świat, lecz nic wyższego. Więc nie ma boga z imieniem czy bez, nie ma dołu ni góry. Skoro żyjemy w pustce tylko nasze czyny nas implikują.
A: Więc postanowiłeś się zorientować na przyśpieszenie tego procesu?
B: Być ponad wami. Altruizm to biologia, instynkt gatunku. Wstręt przed śmiercią i brudem to przyzwyczajenie zwierzęcia aby ścierw nie żarły. Ja się wybijam ponad wasze tłumy.
A: Nie lepiej to życie przeżyć nie wbrew sobie?
UWAGA: Zastosowano torturę. Kilkakroć.
A: Więc jaka jest potęga której służysz?
UWAGA: Ponowiono serię.
B: Ialdabaoth!
A: Czym to według Ciebie jest?
B: Ciszej, głupcze! O tym się nie mówi! Ale powiem co innego. Chcesz, prawda? Chcesz, aż cię korci aby poznać coś ciemnego, tak strasznego aby rozruszało twe stare kości, prawda? Jesteśmy wszędzie. Nie powstrzymasz nas. My jesteśmy końcem świata.
UWAGA: Protokół przerwany.”


Ciarki przeszły po plecach przebudzonej. Oni są wszędzie... Szukała dalej. Minąwszy niezwykle interesujący wywód na temat teoretycznej możliwości wytrącenia z cyklu odpowiedniej ilości avatarów wraz z umysłami magów (dla rezonasu) i wykorzystania ich można byłoby uczynić wielką wyrwę w horyzoncie. Minęła również w gruncie rzeczy dość cenną radę aby przy spotkaniu z zewnętrznym czymś nie bać się sił paradoksu. Znalazła również ostatni notatkę. Kiedyś już słyszała o takiej klasyfikacji.

Sam fakt istnienia magów którzy kroczą ścieżką mrocznego odbicia jest dla mnie przerażający. O ile jestem w stanie zrozumieć gamę bytów określanych przez nas jako nephandi czyli demoniczne hordy, potężne istoty żmija czy zewnętrzne rzeczy spoza horyzontu – ona są takie bo i taka jest ich natura. Rozumiem głupców wspomagających zepsucie w za mian za profity. Infernaliści albo ci, których szantażowano. Lecz mag których szczerzy zstąpienie dla samej idei tak jak my szukamy wstawienia jest dla mnie zagadką. I obym nigdy nie zrozumiał ich intencji.

Widderslainte to według mnie najstraszniejsi z przebudzonych. Pierwotni nephandi, urodzeni już z avatarami odwróconymi, wypaczonymi (czyli nie muszący przechodzić jakichkolwiek inicjacji chociaż pewnie i tak je czynią). Czasem wierzę, że jest dla nich nadzieja, że człowiek może odmienić zarówno swego avatara jak i przeznaczenie, że mamy wolną rękę w tej wielkiej, kosmicznej grze. Lecz jeśli dana osoba podda się mrocznym wpływom mamy coś prawie doskonałego. Niższe i wyższe ja dąży do tego samego. Zawsze i wszędzie Barabbi wydają się błądzącymi dziećmi przy tych, którzy mają w sobie całe dziedzictwo zepsucia.

K'llasshaa. Cóż to znaczy? Odrzuć myśli o labiryntach, o wielkim kuszeniu, systematyce i wielkich organizacjach. To nie w ich stylu. Są to szaleni upadli, nawet jeśli tego nie widać - muszą tacy być – służą temu, czego nazwać się nie da. Istoty z zewnątrz określany niekiedy jako panowie zapomnienia również do nich nie pasują. K'llasshaa to obłąkane pionki czegoś, czego nie poznamy i obyśmy nigdy nie poznali, a pragnie zdmuchnąć wszechświat.

Aswadim czyli anty-wyrocznie (jakkolwiek plugawo jest określać to coś poprzez podobieństwo do wyroczni). Teraz można mnie zganić gdyż na poczutą miałem opisywać nephanich poza labiryntami, podczas gdy ci jednak wpływają na ich politykę. Jednak uważam (za co pewnie zganią mnie na tyle nierozważni aby o takich sprawach rozprawiać głośno), że aswadim to nie tylko ludzie lub to co z nich zostało. Jest aswadim (wedle mej własnej definicji) mający za symbol wszystkowidzące oko (czasu i przeznaczenia) któremu służyło paru k'llasshaa acz jest to byt który wydaje się bardziej interesować dziedzinami cząsteczkowymi niżeli ziemią. Jest jeden o symbolu rozdartego drzewa jako swoisty patron labiryntów. Nie wiem czy może teraz nie opisuję mrocznych lordów lub bytów zewnętrznych lecz na potrzeby tej pracy nazwijmy ich aswadim.”


Kartując kolejną księgę natrafiła na dość ciekawe informacje o Brzytwie Wolności czyli eutanatoskiej kabale skupionej na wyszukiwaniu upadłych w szeregach dziewięciu tradycji. Prócz tego wymieniono kilka innych organizacji ku temu podobnych oraz kilku samotnych wilków:

”Adept Robert Cross z Porządku Hermesa – może dziwić wymienienie tutaj tej persony skoro nikt o nim nie słyszał? Co prawda nie pochwalam tępego, bezmyślnego polowania na wampiry (i każdy kto ma inne zdanie może wyzwać mnie na pojedynek lecz jakiekolwiek ideologiczne polowania to szczyt debilizmu). Adept Cross przez długi czas likwidował wampiry i zapewne może służyć jako pomoc albo chociaż informacja przy bardziej zaostrzonych stosunkach. Po upadku Sokołów nie mam informacji o jego aktualnym pobycie.”

Dalszą część rozprawy o Robercie skrzętnie ocenzurowano co było widać natychmiast. Młoda hermetyczka dalej szukała. I znalazła ostatnią, jakże cenną informacje.

”Mistrz Jovan Blagojević patronatu Niedźwiedzicy – aktualnie można się z nim skontaktować poprzez wielu uczniów których wyszkolił. Nie będę wchodził w ocenę jego metod. Bezsprzecznie spod jego skrzydeł wyszło wielu eutanatosów walczących z nephandimi, a sam pan Blagojević ma olbrzymie sukcesy na tym polu. Ostrzem jednak, iż jest on osobą fanatyczną , wielokroć łamał przepisy goszczących go fundacji aby tylko dotrzeć do celu. Radzę się dobrze zastanowić nim poprosicie go o pomoc. Podobno ma kontakt z Brzytwą Wolności i przez nią też można się z nim skontaktować. Jak widać, Fundacja Sokołów była dość płodna w łowców.”

***

Krukołakowi zawirowało w głowie, po raz kolejny zachwiało nim w locie. W dole coś grzmotnęło z wielką siłą lecz miast spodziewanego wybuchu dym, pył lecz i również drzewa zassało do środka.

-Siedem, siedem, siedem, wraca zapomniana syn. Osiem, dziewięć, dziesięć to nic!

Tak, to co za chwilę miał ujrzeć to była nicość. Powietrze raz jeszcze, ostatni raz przecięły lasery, krzyk. Prychnięcie kota. Kiriłowi zawirowało w głowie. Potężny fragment przestrzeni w kształcie sfery (o promienie kilkunastu metrów) zapadł się w sobie, dokładnie tam, gdzie toczył się przed chwila bój. Olbrzymi, czarny potwór, kula nicości, próżni mrocząca coś na skraju świadomości kruka, wielka i potężna na której powierzchni odbijały się... To było dziwne. Kształty falliczne, powypijane w dziwnych pozach, splecione ze sobą i potwornie okaleczone ciała mężczyzn i kobiet, poranione dzieci. Ledwo utrzymywał lot, kula zasysała wszystko do siebie.
W ułamku sekundy kulka zniknęła pozostawia ac za sobą idealnie wycięty fragment rzeczywistości w kształcie kuli. Pusty. Jakby ktoś wkopał się w ziemię i nad ziemią. Krukołak nim odleciał z zagrożenia, ostatni raz pociemniało w oczach. Potem obudził się nieprzytomny w jednym ze śmietników czując się gorzej jak po kacu gigancie.

***

Trochę poobijany Kirił czekał właśnie podziwiając Plac Czarowny na kontakt. Do północy zostało jeszcze trochę czasu. Ogólnie było cicho, gdzieś w dali menele awanturowały się, jeszcze dalej gwar samochodów wpadał w ucho. Miał czasz przeanalizować wydarzenia w parku Kiedy się obudził, ekipy remontowe „naprawiające” wybuch instalacji gazowe. Wtedy wciąż kręciło się mu w głowie. Jednego był pewien – któryś z magów jednak nacisnął ten cholerny, czerwony przycisk i wszystko szlag trafił. Awanturujący się magowie mogli albo jakoś uciec. Jeśli nie, cóż... Już powierzchnia „czarnej dziury” czy jakkolwiek ten twór można było nazwać, a także uszkodzenia do jakich doprowadziła pobliski tren – powyrywane drzewa, ziemia która dosłownie rozpłynęła się w powietrzu, poprzekrzywiane latarnie – nie wyglądało to zachęcająco to w środku musiało się dziać istne piekło. Całe szczęście, że nikt nie zwrócił na niego uwagi, ale to wydarzenie będzie musiało niebawem odbić się szerokim echem po drugim, nadnaturalnym dnie miasta.

-Te!

Niedawny znajomy o diabelskiej aparycji i karlim wzroście odezwał się przepitym głosem

-Kultury, panie. - krukołak nieco podirytowany nie zaszczycił kurdupla swoim spojrzeniem. -...albo może i towarzyszu. -rzucił pamiętając strój pokracznej istoty. [i]- Kirił mi na chrzcie dali. A pan, to przepraszam, kim do diabła jest tak wogóle?/

-Tylko nie do diabła! - Splunął na ziemię. -Belzebub mnie wołają cwaniaczku. Ty natomiast za dużo węszysz wokół magów.

-Belzebub i nie do diabła? Paradoks panie starszy, paradoks... Wokół magów węszę pan powiada? Nawet jeśli, to co? Jeśli masz pan jakieś pretensje, to może pan powiedz najpierw na jakiej podstawie?

-Jestem na służbie Alicji Auri Płomskej z Ex Miscellanea jeśli to coś ci mówi, bo nie wyglądasz. Czyli jakiekolwiek ruchy w stronę magów bardzo mnie interesują.

-Na służbie pan powiadasz? Na jakim etacie? Lokaj by mnie interesował, bo chciałbym złapać kontakt z którymś z tych bufonów w szpiczastych kapeluszach. No ale pan mi wyglądasz raczej na stajennego, jak już o pozorach rozmawiamy.

-Widzę, że klient hardy. Nie takich towarzyszy mieliśmy, nie takich! Dzierżyński mówił... Zresztą, nie ważne. Teraz mi powiesz czego konkretnie chcesz przydupasie i zastanowię się czy to jest bezpieczne. - Belzebub wyszczerzył naostrzone zębiska. - Dobra?

-To ci hermetycy są tacy delikatni że trzeba sprawdzać czy chwila rozmowy z posłańcem krukołakiem jest dla nich bezpieczna? Do diabła, chcę rozmawiać z twoją panią, właścicielką czy też sponsorką, kto pana tam wie, a nie z jakimś cieciem, znaczy się z panem. Mam ważną sprawę, przylatuję z jednego z dworów umbralnych JEŚLI PANU COŚ TO MÓWI...

Belzebub obejrzał krukołaka i z rozbrajającą szarością wypali [u]-Kurwa! A nie wyglądasz!
- I zaniósł się skrzeczącym śmiechem.

-Tobie też terefere, dziadu. - Krukołak poczekał aż odeszły się wykaszle -Dobra, pożartowalim. Zpykniesz mnie z tą paaaanią Alicją, czy jeszcze się musimy zgodnie z tradycją napić zanim się dogadamy?

-Hola! Hola. Nie bądź taki szybki Bill. Właśnie dziś coś niesamowicie mocno pierdykło w jednym parku, jeszcze do niedawna przynajmniej połowie magom się zginęło. Rozumiesz? Jest niebezpiecznie. Niebezpiecznie. Niebezpiecznie. Mów na koniec po co dokładnie chcesz się spotkać i ma nawet zagrychę. - Bezebub wyjął spod płaszcza... Zaduszonego, niezbyt dużego szczura.

Kirił rozgladnal sie oceniajac sytuację. Pusto. Wziął szczura, a sam dał zza pazuchy Belzebubowi wódkę. Cała cała akcja przebiegła sprawnie, Kirił przeistoczył sięw kruka i... Wyjadł szczurze oko skrzecąc sonośnie.. Tak, ujrzał jak szczura zadusił wielki, spasiony czarny kocur. I też siebie gdzieście jakby ten kocur go śledził kilka dni temu.
Krukołak wrócił do ludzkiej formy. W międzyczasie Belzebub pociągnąl z kwinta oraz ogryzł własnej myszy łeb. Kawałki ścieraki sterczały mu z zębisk.

-Dobrze, lecimy z tematem, panie starszy. Chcę się spotkać z tą twoją Alicją, ponieważ jest z tego całego Zakonu Hermetycznego. Nic osobistego, sprawa powiedzmy że oficjalna. Ty jesteś na służbie, to zrozum że też jestem na swojej. Twoja szefowa będzie znała osobę do której muszę dotrzeć i liczę że pomoże mi się do niej dostać. Tyle. Nic więcej nie chcę od tej twojej Alicji, że tak zżartuję "ex" tego całego Miscelanea, kim kolwiek by nie był.

-Dobra cwaniaku. - Belezbub zdał całą mysz i jeszcze raz pociągnąwszy alkoholu, oddał butelkę krukołakowi. - To samo miejsce, jutro, powiedzmy szesnasta? Poczekasz jak ci zależy, a ona się spóźni. Pasuje towarzyszu? - Rzekł odeszły głosem pełnym podejrzeń.

-No to jesteśmy ugadani na szesnastą. Jak będziesz, to się nie kryj tylko podejdź i przywitaj jak... istota kulturalna. Napijemy się przy okazji, przetrącim też coś. Nie mam urazy o to że robisz swoje. Ja tylko robię swoje. Wysłali mnie żebym komos pomógł, bo uznali że będę wstanie. No to kurwa robię swoje. Służba nie drużba towarzyszu Belzebub.

-Taaa...

Chyba tak opowiedział Belzebub żegnając się ruchem kapelusza. Potem zniknął w mroku pośród nie działającego oświetlenia miejskiego. Chyba. Jego głos zniknął pośród nocy. Krukołakowi pora było w drogę.

***
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline