Wątek: Czaszki
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2011, 23:07   #21
Mivnova
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Raimundo odwinął bandaż i z obrzydzeniem spojrzał na mieszaninę krwi i ropy, zaschniętych na jałowej gazie. Żałował, że nie ma pod ręką Carmen. Kochana Carmen. Mógłby jej dać w twarz, to by mu dobrze zrobiło. Później słuchałby jej płaczu i wrzasków, później by się pogodzili, później by ją zerżnął, obracał w łóżku i wchodził w nią bez opamiętania, dopóki spazmatycznym krzykiem by nie dowiodła, że było jej dobrze. Głupia szmata, nigdy nie było jej pod ręką, kiedy była potrzebna. To chyba dlatego nazywał ją niedoszłą, a nie przyszłą.

Telefon bez przerwy wibrował, zbliżały się urodziny ojca. Wszyscy, jak rany, czegoś od niego chcieli. Carmen chciała ślubu, Óscar by chodził do kościoła, Florencia chciała by Rai polubił szwagra (który był dupkiem), ojciec chciał mu udowodnić, że BOPE to gówno a nie kariera, a matka hipokrytka, że chodzenie nawalonym dwadzieścia cztery godziny na dobę nie popłaca i że lepiej spędzić "młodość" na plaża Copacabany niż biegając po fawelach. Gdyby nie praca, chyba by ześwirował. W końcu komórka zwibrowała się ze stołu, spadła na podłogę i rozbiła na części. Na kochanego wielkiego Jezuska, musiała być w tym ręka boża.

Odstawił szklankę, pił tę cholerną wódkę pół wieczora. Szlag go trafiał, wyglądał jak durny szczur. Najpierw ten przeklęty, połamany nos, później usta, teraz stracił kawał mięsa jak zasrany Evander Holyfield. Ucho piekło i promieniowało bólem na skroń oraz policzek, czuł się jakby jakiś sadystyczny dentysta leczył go kanałowo bez znieczulenia. Alkohol tylko pogorszył sprawę, wzrosło ciśnienie krwi. Stanął w łazience przed lustrem i obejrzał dokładnie kolejne zeszpecenie oblicza. Poharatana twarz nie pasowała do kryształowej powierzchni okutej w estetyczną, srebrną ramę. Nie pasowała do całego wystroju mieszkania we Flamengo, urządzonego na pierwszy rzut oka spartańsko, ale na drugi wyposażonego w sprzęt pierwszej klasy, na który na pewno nie można było sobie pozwolić tylko li z pensji gliniarza. Czaszki wcale nie zarabiały dużo.
Zakazana gęba, niegdyś diablo przystojna, z każdym dniem pracy w BOPE upodabniająca się do fawelowych mord, które z taką lubością obijał, krzywiła się teraz, gdy sięgnął do szafki nad zlewem.

Wziął garść prochów nasennych, zaklął i warknął, gdy pigułki wypadły mu z rąk i rozsypały się po białych kafelkach. Sapał jak tur, podrapał się po ciemieniu jak troglodyta. Po chwili postanowił, że nawet nie warto ich zbierać, tych śmiesznych różnokształtnych, kolorowych pigułek. Niech zasrana sprzątaczka na siebie zarobi. Boso ruszył do salonu, pilotem wyłączył laptopa, muzyka go drażniła. Felix zarządził zbiórkę dopiero na południe, właściwie czemu nie miałby się urżnąć? Wziął tylko kilka tabletek, rozgryzł je by poczuć gorzki smak. Ślina w ustach zgęstniała i zrobiła się ciepła, organizm bezwarunkowo zmierzał do odruchu wymiotnego. Nic z tego, skurwielu, pomyślał z triumfem Americo, zadowolony w jakiś perwersyjny sposób. Lubił czuć się panem własnego ciała, dokopać żołądkowi. Czuł się wtedy prawie jak nadczłowiek. Popił dawkę czterdziestoprocentówką, usiadł w fotelu, zagapił na telewizor. Zmuliło go bardzo szybko. Czuł, jak wolno zapada się w sobie, jakby implodował na siedząco, wszystko – głowa, ręce, nogi, krocze - zapadało się do jego brzucha, który stał się nagle punktem całego małego świata porucznika.


***

Rano obudził się, gdy poczuł że wykładzina jest wilgotna. Musiał upuścić butelkę, gdy usnął. W popielniczce przybyło niedopałków, a jakiś metr przed fotelem znajdowały się wymiociny. W ogóle nie pamiętał, by palił. Co do reszty… zapewne nie zdążył dobiec do łazienki. Nie kojarzył też, by na podręcznej szafce wcześniej spoczywał rewolwer. Po jaką cholerę go wyjął? Chciał strzelać do telewizora? Czerwone cyfry na zegarku migały godziną dziesiątą z minutami. Nie był zmęczony, właściwie humor mu się jakoś poprawił. Melancholia opuściła go razem z żółcią, spoczywała martwa na podłodze. Została tylko chęć skopania komuś tyłka. No i rżnięcia. Na to Cassio zawsze miał ochotę.

Odpuścił sobie prysznic, zamiast umyć zęby wpakował do ust pół paczki miętowej gumy do żucia. Założył nową koszulę, zdrapał z zegarka plamki krwi i uznał się za gotowego, by zacząć kolejny dzień.

***

- Dzień dobry, panie Americo… - powiedziała sąsiadka, rozczulając się na widok opatrunku.
- Dzień dobry – Rai wziął jej worek ze śmieciami, uśmiechnął się bardzo ciepło i życzył miłego dnia głosem wzorcowego obywatela. Staruszka wlepiła mu w plecy wdzięczne spojrzenie.
 
Mivnova jest offline