| Wilgotne, ciemnobrązowe oczy recepcjonisty wyrażały coś więcej niż zainteresowanie. Uśmiechał się do niej tak, aż Emily poczuła się odrobinę niepewnie. Nie zamierzała jednak zachować się jak dzikus i uciec sprzed lady, nie załatwiwszy swoich spraw.
Gdy w końcu, z uśmiechem szerokim jak rozlewisko Amazonki wręczył jej listy, i gdy w końcu wśród wyszczególnionych nazwisk i adresów odnalazła te, które zdążyła już poznać w Egipcie, poczuła coś na kształt ulgi.
A więc jednak byli to prawdziwi ludzie! Po raz pierwszy nie nazwiska, które mogły okazać się pustymi, pozbawionymi sensu zlepkami liter, nie nazwiska a całe, dające nadzieję adresy!
*
Choć towarzyszyła Hiddinkowi w jego wyprawie do „Piasków Persji”, jej myśli wciąż krążyły wokół adresów, które zdążyła już opanować na pamięć, mimo ich obcego brzmienia. Zastanawiała się czy to z ich pomocy korzystała Natalie Dupoint, by dostać się tam, gdzie przetrzymywano jej Teresę.
Myśl o siostrze na nowo rozpaliła w sercu Emily złość, jednak w mgnienie oka potem, coś zupełnie innego zaprzątnęło jej głowę. Kolejny list.
- Hmm.. w takim razie dobrze by było porozmawiać z Imanem Osamą i Denizem Alpem. Może oni będą wiedzieli gdzie mamy szukać naszej lokalizacji - odezwała się po chwili Amanda.
Tak! Emily była już na to przygotowana. Wyciągnęła na stół listy, które przygotował dla niej recepcjonista.
- Mam tu namiary, myślę, że najlepiej byłoby, gdybyśmy to ojciec i ja zajęli się organizacją wyprawy. Jeśli wiedzą już, że on – jej głos zawahał się na krótką chwilę – to i tak jesteśmy spaleni. Jeśli nie, lepiej nie informować ich, że sprawie przyglądają się postronni. Co więcej, myślę, że nie powinniśmy zwlekać i zająć się tym jeszcze dziś. I tak nie będą zapewne gotowi przed jutrzejszym południem.
*
Amanda nadal czuła się nieswojo po spotkaniu z nachalnym generałem. Mimo, że rozmowy zeszły na tematy bieżące w jej uszach ciągle jeszcze rozbrzmiewał lubieżny głos tamtego. Nie uszło to uwadze Emily. Jak tylko towarzystwo rozeszło się na spoczynek zagadnęła przyjaciólkę o powód dziwnej bladości i roztargnienia.
- Wiesz - uśmiechnęła się blado Amanda - mam chyba pecha jesli chodzi o facetów... Pamiętasz Wagonowa? - spytała nagle.
- Opowiadałaś o nim - skinęła.
- Dzisiaj pojawił się nagle kolejny obmierzły typ i do tego znowu Rosjanin, który pozwolił sobie na niewybredne i bezpośrednie zaczepki. Zaproponował bezczelnie transakcje wymienną. Informacje i kontakt dla Rockefellera w zamian za... pewne "usługi" jak to ujął gapiąc sie w mój dekolt.
- Zaiste masz szczęście - westchnęła - taki mężczyzna to prawdziwy skarb. Wiesz, czasami zastanawiam się, skąd oni biorą ten tupet.
Amanda westchnęła.
- Szczęściem można nazwać to, że nie urodziłam się w jednym z takich krajów jak Egipt czy Iran... Nie wyobrażam sobie życia tutejszych kobiet.
Potem spojrzała żwawiej na Emily.
- A co u ciebie i Waltera? No wiesz... po tym wszystkim...
Vivarro wydała z siebie odgłos o złudzenia przypominający stłumione przekleństwo. Amanda słyszała podobne dźwięki juz tyle razy, że z łatwością mogła się domyślić pełnej treści komunikatu.
- Nijak - schyliła się ku leżącej na stole paczce papierosów. - Nie wiem jak go traktować. Chyba wolałam go, kiedy był nachalny, przynajmniej wiadomo było o co mu chodzi, a teraz... ten dziwny wzrok i milczące wyrzuty.
- Wiesz.. on chyba czuje się mocno winny, że byłaś uwięziona...
- Sto razy mówiłam mu, żeby wracał do Stanów.
- A czy ty wróciłabyś na jego miejscu? - powiedziała spokojnie Amanda
- Tak. Nie wiem... - zaciągała się nerwowo. - Nie wiem, czego on oczekuje i to mnie złości.
- I pewnie nie dowiesz się dopóki się to wszystko nie skończy... Albo po prostu przejmij inicjatywę
Odchyliła głowę, wydmuchując dym pod sam sufit.
- Dlaczego świat musiał zwariować? Jakbym nie miała dosyć na głowie.
- Nic już nie będzie takie jak było dawniej. Nawet nie pamietam zbyt dobrze tej starej Amandy. Mam tylko nadzieję, że kiedy wrócimy do Bostonu.... - przrewała na chwilę - jeśli wrócimy to że będę umiała z tym żyć. Wiesz...czasem nienawidzę Victora za to, że mnie w to wciągnął
- Chyba żadne z nas nie prosiło się o ten wątpliwy przywilej gonienia za czymś, co znamienita większość ludzkości uważa za bujdę. Nie jestem pewna, czy jest dla nas powrót. Moja rodzina się rozpadła.
- Ja straciłam kuzyna i przyjaciół... Do tego nadal nie mam pewności, że Wagonow zniknął na dobre z mojego życia. Cóż... pozostało nam jedynie przeć do przodu z nadzieją na to, że życie samo pokaże nam co dalej. Masz jeszcze Waltera. Jestem przekonana, że on nadal cię kocha - dodała po chwili.
Na dźwięk tego imienia Emily skrzywiła się kwaśno.
- Kocha. Nie dałam mu przecież najmniejszych powodów, wręcz przeciwnie! Już kilkakrotnie zachowałam się wobec niego naprawdę paskudnie. Czy to nie świadczy o tym, że on naprawdę oszalał?
- A czy którekolwiek z nas jest jeszcze normalne Emily? Walter przeżył już niejedno. I nawet jeśli trochę zwariował, to przecież jego uczucia nie uległy zmianie...
- Mam wrażenie, ze robię mu krzywdę, wodząc za nos, gdy sama nie jestem pewna swoich uczuć. To nie fair.
- Mówiłaś mu o tym? Może po prostu oboje potrzebujecie czasu na przemyślenie kilku spraw. Porozmawiaj z nim Emily. Osobiście radziłabym wam zaczekać z decyzjami do końca tej przeklętej sprawy z kuturbem.
- Nie mówmy już o tym - ucięła. Wolała przemilczeć swoje wyrzuty sumienia, troskę o stan Waltera i drążącą ją niepewnosć. - To zły moment na decyzje. Powiedz mi lepiej, kiedy zamierzasz spotkać się z nowym Wagonowem - zażartowała.
Twarz Amandy skrzywiła się w grymasie niechęci.
- Nie wiem. Muszę najpierw porozmawiać z moim "szefem". Nie wiem czy ma sens takie spotkanie, trzeba tego typka najpierw sprawdzić. Może to po prostu oszust... - powiedziała w końcu.
- Tak mi przyszło do głowy... może jest związany z ruskimi z Ar Kurturb czy jak się ta firma nazywała. Może pilnują nas, choć nie jesteśmy tego świadomi.
- Myślałam już o tym. Właśnie dlatego chciałabym żeby mr. Rockefeler przyjrzał się mu dokładniej. Tutaj wszędzie mogą czyhać na nas szpiedzy.
- Trzeba znaleźc sposób, by sprawdzić to jak najszybciej. Nie powinniśmy już zwlekać. Jest listopad, zbliża się Misterium Amando. Nie mamy czasu.
__________________ Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
Ostatnio edytowane przez hija : 20-11-2011 o 20:17.
|