Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2011, 19:20   #397
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wilgotne, ciemnobrązowe oczy recepcjonisty wyrażały coś więcej niż zainteresowanie. Uśmiechał się do niej tak, aż Emily poczuła się odrobinę niepewnie. Nie zamierzała jednak zachować się jak dzikus i uciec sprzed lady, nie załatwiwszy swoich spraw.
Gdy w końcu, z uśmiechem szerokim jak rozlewisko Amazonki wręczył jej listy, i gdy w końcu wśród wyszczególnionych nazwisk i adresów odnalazła te, które zdążyła już poznać w Egipcie, poczuła coś na kształt ulgi.
A więc jednak byli to prawdziwi ludzie! Po raz pierwszy nie nazwiska, które mogły okazać się pustymi, pozbawionymi sensu zlepkami liter, nie nazwiska a całe, dające nadzieję adresy!

*

Choć towarzyszyła Hiddinkowi w jego wyprawie do „Piasków Persji”, jej myśli wciąż krążyły wokół adresów, które zdążyła już opanować na pamięć, mimo ich obcego brzmienia. Zastanawiała się czy to z ich pomocy korzystała Natalie Dupoint, by dostać się tam, gdzie przetrzymywano jej Teresę.
Myśl o siostrze na nowo rozpaliła w sercu Emily złość, jednak w mgnienie oka potem, coś zupełnie innego zaprzątnęło jej głowę. Kolejny list.

- Hmm.. w takim razie dobrze by było porozmawiać z Imanem Osamą i Denizem Alpem. Może oni będą wiedzieli gdzie mamy szukać naszej lokalizacji - odezwała się po chwili Amanda.
Tak! Emily była już na to przygotowana. Wyciągnęła na stół listy, które przygotował dla niej recepcjonista.
- Mam tu namiary, myślę, że najlepiej byłoby, gdybyśmy to ojciec i ja zajęli się organizacją wyprawy. Jeśli wiedzą już, że on – jej głos zawahał się na krótką chwilę – to i tak jesteśmy spaleni. Jeśli nie, lepiej nie informować ich, że sprawie przyglądają się postronni. Co więcej, myślę, że nie powinniśmy zwlekać i zająć się tym jeszcze dziś. I tak nie będą zapewne gotowi przed jutrzejszym południem.

*

Amanda nadal czuła się nieswojo po spotkaniu z nachalnym generałem. Mimo, że rozmowy zeszły na tematy bieżące w jej uszach ciągle jeszcze rozbrzmiewał lubieżny głos tamtego. Nie uszło to uwadze Emily. Jak tylko towarzystwo rozeszło się na spoczynek zagadnęła przyjaciólkę o powód dziwnej bladości i roztargnienia.
- Wiesz - uśmiechnęła się blado Amanda - mam chyba pecha jesli chodzi o facetów... Pamiętasz Wagonowa? - spytała nagle.
- Opowiadałaś o nim - skinęła.
- Dzisiaj pojawił się nagle kolejny obmierzły typ i do tego znowu Rosjanin, który pozwolił sobie na niewybredne i bezpośrednie zaczepki. Zaproponował bezczelnie transakcje wymienną. Informacje i kontakt dla Rockefellera w zamian za... pewne "usługi" jak to ujął gapiąc sie w mój dekolt.
- Zaiste masz szczęście - westchnęła - taki mężczyzna to prawdziwy skarb. Wiesz, czasami zastanawiam się, skąd oni biorą ten tupet.
Amanda westchnęła.
- Szczęściem można nazwać to, że nie urodziłam się w jednym z takich krajów jak Egipt czy Iran... Nie wyobrażam sobie życia tutejszych kobiet.
Potem spojrzała żwawiej na Emily.
- A co u ciebie i Waltera? No wiesz... po tym wszystkim...
Vivarro wydała z siebie odgłos o złudzenia przypominający stłumione przekleństwo. Amanda słyszała podobne dźwięki juz tyle razy, że z łatwością mogła się domyślić pełnej treści komunikatu.
- Nijak - schyliła się ku leżącej na stole paczce papierosów. - Nie wiem jak go traktować. Chyba wolałam go, kiedy był nachalny, przynajmniej wiadomo było o co mu chodzi, a teraz... ten dziwny wzrok i milczące wyrzuty.
- Wiesz.. on chyba czuje się mocno winny, że byłaś uwięziona...
- Sto razy mówiłam mu, żeby wracał do Stanów.
- A czy ty wróciłabyś na jego miejscu? - powiedziała spokojnie Amanda
- Tak. Nie wiem... - zaciągała się nerwowo. - Nie wiem, czego on oczekuje i to mnie złości.
- I pewnie nie dowiesz się dopóki się to wszystko nie skończy... Albo po prostu przejmij inicjatywę
Odchyliła głowę, wydmuchując dym pod sam sufit.
- Dlaczego świat musiał zwariować? Jakbym nie miała dosyć na głowie.
- Nic już nie będzie takie jak było dawniej. Nawet nie pamietam zbyt dobrze tej starej Amandy. Mam tylko nadzieję, że kiedy wrócimy do Bostonu.... - przrewała na chwilę - jeśli wrócimy to że będę umiała z tym żyć. Wiesz...czasem nienawidzę Victora za to, że mnie w to wciągnął
- Chyba żadne z nas nie prosiło się o ten wątpliwy przywilej gonienia za czymś, co znamienita większość ludzkości uważa za bujdę. Nie jestem pewna, czy jest dla nas powrót. Moja rodzina się rozpadła.
- Ja straciłam kuzyna i przyjaciół... Do tego nadal nie mam pewności, że Wagonow zniknął na dobre z mojego życia. Cóż... pozostało nam jedynie przeć do przodu z nadzieją na to, że życie samo pokaże nam co dalej. Masz jeszcze Waltera. Jestem przekonana, że on nadal cię kocha - dodała po chwili.
Na dźwięk tego imienia Emily skrzywiła się kwaśno.
- Kocha. Nie dałam mu przecież najmniejszych powodów, wręcz przeciwnie! Już kilkakrotnie zachowałam się wobec niego naprawdę paskudnie. Czy to nie świadczy o tym, że on naprawdę oszalał?
- A czy którekolwiek z nas jest jeszcze normalne Emily? Walter przeżył już niejedno. I nawet jeśli trochę zwariował, to przecież jego uczucia nie uległy zmianie...
- Mam wrażenie, ze robię mu krzywdę, wodząc za nos, gdy sama nie jestem pewna swoich uczuć. To nie fair.
- Mówiłaś mu o tym? Może po prostu oboje potrzebujecie czasu na przemyślenie kilku spraw. Porozmawiaj z nim Emily. Osobiście radziłabym wam zaczekać z decyzjami do końca tej przeklętej sprawy z kuturbem.
- Nie mówmy już o tym - ucięła. Wolała przemilczeć swoje wyrzuty sumienia, troskę o stan Waltera i drążącą ją niepewnosć. - To zły moment na decyzje. Powiedz mi lepiej, kiedy zamierzasz spotkać się z nowym Wagonowem - zażartowała.
Twarz Amandy skrzywiła się w grymasie niechęci.
- Nie wiem. Muszę najpierw porozmawiać z moim "szefem". Nie wiem czy ma sens takie spotkanie, trzeba tego typka najpierw sprawdzić. Może to po prostu oszust... - powiedziała w końcu.
- Tak mi przyszło do głowy... może jest związany z ruskimi z Ar Kurturb czy jak się ta firma nazywała. Może pilnują nas, choć nie jesteśmy tego świadomi.
- Myślałam już o tym. Właśnie dlatego chciałabym żeby mr. Rockefeler przyjrzał się mu dokładniej. Tutaj wszędzie mogą czyhać na nas szpiedzy.
- Trzeba znaleźc sposób, by sprawdzić to jak najszybciej. Nie powinniśmy już zwlekać. Jest listopad, zbliża się Misterium Amando. Nie mamy czasu.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me

Ostatnio edytowane przez hija : 20-11-2011 o 20:17.
hija jest offline