Nawet pożegnanie z
Gilbertem, było skandaliczne w swej naturze. Dobrze wychowany szlachcic tu przy karecie pocałowałby w dłoń damę swego serca.
Dobrze wychowany szlachcic, nie obłapiałby nagle swej wybranki! Nie przyciskał do swego ciała nieobyczajnie chwytając za pośladki, tak, że czuła jego pożądanie względem siebie... i to dosłownie. Co prawda nie miała pewności, ale mogła zgadywać, że Maur miał się czym pochwalić w alkowie.
Dobrze wychowany szlachcic nie całowałby łapczywie jej ust i dekoltu A tym bardziej potem nie sugerowałby bezczelnie, że te całował ją tylko po to, by miała o czym śnić tej nocy!
To czy miał rację czy nie... pozostało słodką tajemnicą
Marjolaine.
Obserwująca to z wypiekami na twarzy
Lorette d’Chesnier, z oburzeniem skomentowała tą sytuację.
Aczkolwiek dopiero wtedy, gdy siedziały w karecie i odjeżdżały z posiadłości. Dopiero wtedy, gdy obie znalazły się daleko od Maura.
-To gbur i prostak. Jak on śmiał cię tak obłapiać. On cię bezczelnie macał Marjolaine, jak jakąś klacz!-niemalże piszczała z oburzenia, gdy się oddalały od posiadłości Les Rochers. Po czym zaczęła doradzać przyjaciółce.-
Powinnaś z nim jak najszybciej zerwać wszelką znajomość. Jest wielu przystojniejszych kawalerów w Paryżu. I jeszcze więcej znających dobre wychowanie.
Po czym oskarżycielski paluszek
Lorette skierowany został w stronę dekoltu hrabianki ze słowami.-
Jak mogłaś mu pozwalać na tak wiele względem siebie?! Trzeba się szanować.
Trochę to śmiesznie brzmiało w ustach dziewczyny, skrycie marzącej o namiętnym amancie, który w ogrodowych altanach posuwałby się równie dalece co
Gilbert wobec
Marjolaine.
A w nocy... tylko panna
d’Niort wiedziała o czym były jej sny tej nocy.
Ranek okazał się uroczo przyjemny. Słońce wynurzyło się leniwie zza horyzontu ogrzewając ziemię i zapowiadając wyjątkowo ciepły i pogodny dzionek. Odpoczywająca w swym ulubionym pałacyku
Le Manoir de Dame Chance
Marjolaine, przeciągnęła się leniwie w łożu. Wczorajszy dzień był inny niż się tego spodziewała. Wieczorny bal miał być nudnym towarzyskim obowiązkiem na którym planowała odegrać swoją rolę zachwyconej przyjaciółki
Madeleine. Kto by pomyślał, że narzeczony
Żmijki zejdzie z tego świata w tak widowiskowy sposób? Kto by pomyślał, że nudnawy
Étienne nie jest tak kryształowy jakby się zdawało? Kto by pomyślał, że ona... zatwardziała panna, nagle zyska narzeczonego?
Jakże los potrafi być przewrotny.
Bratanie się z aktorami. Tą drobną niedoskonałość na swym idealnym portrecie arystokratki
Marjolaine starannie pielęgnowała. Wszak każdy ma jakąś słabość. Zaś ową achillesową piętą hrabianki, było zamiłowanie do teatru. I to nie tylko tego najwyższych lotów, ale też i tego, do którego uczęszczali mieszczanie i drobna szlachta. Wszak miejsca w lożach najsłynniejszej paryskiej sceny teatralnej, były bardzo drogie. I co gorsza, zwykle zarezerwowane z góry dla osób wpływowych w Luwrze. Takich jak
Madeleine Saint-Delisieure. Hrabianka
Pelletier d’Niort nie mogła się poszczycić takimi wpływami, więc często musiała liczyć na łut szczęścia. Oraz korzystać z uroków biedniejszych paryskich scen operowych i teatralnych. Cierpiał na tym prestiż
Marjolane, ale profitem były znajomości z osobami takimi jak signora
Giuditta Piscacci.
Podstarzała, ale utalentowana i sławna diwa operowa, która przybyła do Paryża z Florencji.
Giuditta była utalentowaną śpiewaczką, w dodatku potrafiącą grać na wiolonczeli. Za młodu, była na ustach całego Paryża, hołubiona i wielbiona, występowała przed poprzednim i obecnym władcą Francji. Ale lata płyną nieubłaganie. Uroda
Giuditty przywiędła, sprężyste i duże piersi do których wzdychali niemalże wszyscy mężczyźni w Paryżu zwiotczały nieco tracąc swój magnetyczny urok. Włoszka co kilka lat zmieniała pracodawcę, na uboższego. Ale to jej nie zrażało.
Zarówno za młodu, jak i obecnie miała wielu wielbicieli, którym zresztą często była rada. I z którymi spędzała noce. To się nie zmieniło. Co prawda obecni wielbiciele byli starsi i biedniejsi. Ale nadal liczni. I nadal po każdym występie
Giuditty, jej garderoba tonęła w kwiatach.
Giuditta była przyjaciółką
Marjolaine... i źródłem informacji. Jak każda Włoszka lubiła plotkować, i jak każda gwiazda znała wiele plotek. Choć obecnie głównie dotyczących szlacheckich szaraczków i paryskiego mieszczaństwa. Wiedziała co piszczy w mieście.
Znała wiele plotek. Co prawda ich wiarygodność, była... dyskusyjna. Ulica paryska pełna była zmyślonych faktów.
Giuditta chętnie plotkowała, ale... na zasadzie handlu wymiennego. Ploteczka za ploteczkę. Kąsek za kąsek.
Nic więc dziwnego, że zjawiła się w “Le Manoir de Dame Chance” z niezapowiedzianą wizytą. Wszak
Marjolaine była nie tylko świadkiem i uczestniczką wydarzeń Les Rochers, ale także jedną z głównych aktorek. Niewątpliwie jutro mamam odwiedzi swą krnąbrną córeczkę, zszokowana wieściami które dotrą do niej dziś wieczorem.
Co było gorętszą ploteczką? Śmierć markiza, czy narzeczeństwo wiecznej panny? To się miało okazać. Oczywistym było, że
Giuditta nie przychodzi z pustymi łapkami. Znała wszak każdą plotkę z francuskich ulic. Każdą plotkę o każdym szlachcicu.
Gdzieś w trakcie rozmowy, zjawił się młody arabski chłopak ubrany wedle prawideł francuskiej mody. Przyniósł kosz róż i bilecik, krótki i dwuznaczny.
Cytat:
Proponuję spotkanie wieczorem u barona du Pontenac w celu omówienia wspólnych fascynacji.
Proszę przekazać swą decyzję poprzez posłańca, który wręczył ów liścik. c. G. D’Eon |