Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2011, 17:54   #5
Wersacze
 
Reputacja: 1 Wersacze nie jest za bardzo znanyWersacze nie jest za bardzo znanyWersacze nie jest za bardzo znanyWersacze nie jest za bardzo znanyWersacze nie jest za bardzo znany

Roux nie biegła. Stała w miejscu. To świat przebiegał obok niej, pędził na łeb na szyję. Barwne plamy przemykały koło niej niepostrzeżenie, powietrze wirowało i targało jej czarnymi kosmykami. W przebłyskach słońca - jasnego i ciepłego, a jednocześnie obcego i ostrego - migały różne kształty, błyskały i po chwili znikały w wirze kolorów. Światło grało na jej twarzy, na jej rękach i czerwonym płaszczu. Smaki i zapachy tańczyły dziko na szalonym wietrze. Zewsząd dobiegały trzaski, syki, brzęki, pstryki i klekoty. Agresywne warkoty i chroboty szarpały jej uszy raz po raz. Ulice, domy, ludzie i samochody. Cały świat uciekał jej sprzed oczu, wszyscy się spieszyli, wszystko było tak nagłe, tak gwałtowne. Próbowała przyjrzeć się dłużej to temu, to tamtemu, próbowała zatrzymać, próbowała przerwać. Ale świat pędził nieubłaganie, szybciej niż czas. Czuła jak życie wymyka jej się spod zaciśniętych pięści, jak próbuje uciec, wyrwać się na wolność i wirować, pędzić, gnać.
I zewsząd ta muzyka. Dziwna, nieznana melodia. Podrygująca chaotycznie, zmienna i nieprzewidywalna. Skąd płynęły te wszystkie dźwięki? I dlaczego brzmiały tak obco i nieprzyjaźnie?
Roux mrugnęła i za chwilę było już po wszystkim.

***

Czuła się pusta, zupełnie jak w czasie koncertu czy egzaminu gdy zapominasz o jednym takcie i nagle uświadamiasz sobie, że nie wiesz, co dalej grać. Wyjątkowo nieprzyjemne uczucie. Roux często porównywała je do schodzenia po schodach w ciemności. Nagle gubisz jeden stopień i cały świat wymyka ci się spod stóp. Czujesz dramatyczny zanik pewności siebie, utratę kontroli. I brzuch tak nieprzyjemnie osuwa się gdzieś w dół, jakbyś i nad nim tracił panowanie.
Tym razem było jednak jakoś inaczej. Zupełnie podobnie, ale nie tak samo. Czy brak brzucha w sensie całkiem fizycznym mógł mieć tu znaczenie? A może brak jakiegokolwiek narządu czy organu? Z pewnością.

***

I ta nieustannie niepokojąca ją melodia. Do jasnej cholery, przecież ją znała. Znała ją! Tylko dlaczego wciąż brzmiała tak obco, tak nieznajomo? Czuła, że odpowiedź jest bardzo blisko, że muzyka, dźwięki są tuż na wyciągnięcie jej ręki. Ale nie mogła ich dosięgnąć, jak bardzo by nie pragnęła. Wymykały się, były coraz dalej i dalej. Nie mogła sobie przypomnieć, nie dała rady.

I ten denerwujący szmer paciorków. Rozpraszał. Niepokoił. Przerażał. Dlaczego wciąż i wciąż go słyszy? Szmer paciorków różańca.

***

Ledwie rejestrowała rzeczywistość. Ale czy to na pewno była rzeczywistość? Ta prawdziwa i rzeczywista? Byli w jakiejś dziwacznej stacji międzygalaktycznej. Byli - Roux całkiem nieświadomie wyczuwała obecność innych, choć nie potrafiła ich zidentyfikować. Scena, która się przed nimi rozegrała była tak surrealistyczna, że wręcz komiczna. Roux obserwowała wszystko jak w transie, nie wdając się w jakieś szczegółowe analizy poszczególnych elementów otaczającego świata. Ba, była obojętna i nienaturalnie swobodna. Zupełnie jakby od zawsze należała do tej rzeczywistości, do tego wymiaru, czy gdziekolwiek się znalazła.

W końcu przyszła jej kolej. Cała procedura odbyła się płynnie i bez sensacji. Roux poczuła się nieswojo, wtłoczona ponownie we własne ciało. Po raz pierwszy w życiu przyszło jej do głowy, że może lepiej by jej było w jakiejś innej powłoce. Jednak tajemnicza maszyna najwyraźniej uznała, że dotychczasowe ciało wiernie jej służyło. W każdym razie, w następnej chwili Roux Marlet z krwi i kości leciała już w ciemną otchłań, a w powietrzu unosił się irytujący szmer paciorków różańca. Aż w końcu ucichł. Wreszcie ucichł.
 
__________________
Samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa.
Paul Renard
Wersacze jest offline