Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2011, 19:38   #203
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


ALAN MELLO

Demon szaleństwa objął Mello swoimi bezcielesnymi ramionami. Zagłębił nieistniejące palce w ciele człowieka. Przez chwilę Alana bolało, ale za moment ból zmienił się w najprawdziwszą rozkosz.

Demon szarpnął gwałtownie, z całej siły.

W swych majakach Alan widział, jak tym szarpnięciem demon wyrywa z jego ciała wszystkie żyły i ścięgna. Lecz nie przejmował się tym, bo wiedział, że za chwilę otrzyma nowe ciało i nową siłę.

Zawarli pakt! Krwawy pakt! Przypieczętowali kolejną próbę tryumfu demona.

Byli teraz razem. Ci wszyscy, którzy zginęli, i którzy stali się częścią nieskończonego szaleństwa i jego niekoronowanego władcy na GEHENNIE, Shamhayela.

Mello poczuł, że jego twarz rozpływa się, zmienia, deformuje i ocieka śluzem.

Wrzasnął, wiedząc, że szaleństwo nigdy nie było dobrym rozwiązaniem. Zrozumiał, że może w tym skazanym na zagładę, dryfującym przez pustkę kosmosu świecie, nie ma dobrych rozwiązań. Są tylko złe i te mniej złe.

Wrzasnął po raz ostatni, nim dołączył do wcześniejszych ofiar demona szaleństwa. Jego wrzask zmienił się w chichot. W obłąkańczy, szalony, nienormalny śmiech.

Ale nikt go już nie usłyszał, bo szaleństwo to nienasycony demon, który zżera człowieka od środka. Na GEHENNIE robi to wyjątkowo szybko, jak za chwilę mieli się o tym przekonać towarzysze Mello.




JAKUB SZKUTNIK

Suicide Commando-See You In Hell - YouTube


Niesiony przez kompanów Alan Mello najpierw coś zagulgotał, a potem zaczął się śmiać.
Z ran więźnia niespodziewanie wystrzeliły żyły i ścięgna w mgnieniu oka podciągając krwawiące ciało pod sufit.

Przerażony Szkutnik spojrzał w górę i momentalnie tego pożałował. Twarz Alana nie była już tą samą wredną gębą, którą widział jeszcze kilka sekund temu. Przypominała teraz jakąś mięsistą, nieforemną , ociekającą płynami maskę, a oczy skazańca nabiegły krwią. Zrobiły się złe i szalone.



Szkutnik odskoczył przerażony, wpadając plecami o ścianę. W tak krótkim czasie jego skołatany umysł widział już tyle okropieństw, że teraz powoli zaczynał działać wolniej. Przekazywać bodźce z opóźnieniami, przez co cała scena jawiła się więźniowi, niczym bad-trip w holo-dreamie.

Niezależnie jednak od woli Szkutnika, transformacja Alana trwała dalej. Jego ciało traciło swoją formę, swoją plastyczność, swoje ludzkie kształty i wymiary. Rozrastało się, przekształcało, puchło....

Dylan strzelił prosto w głowę Mello i ta rozbryznęła się wokół, jednak za chwilę w jej miejscu pojawiła się nowa, ociekająca posoką czaszka. Dylan strzelił drugi raz i proces powtórzył się znowu. Rozbryźnięcie – odrośnięcie.

Drugi więzień, który wcześniej pomagał smażyć demona miotaczem płomieni, nie wytrzymał. Rzucił się do ucieczki wrzeszcząc przeraźliwie. Szkutnik postąpił podobnie, lecz znacznie wolniej, nie odrywając oczu od tego, jak Mello zmienia się w coś, czego nie dało się już opisać własnymi słowami. Jakub sam nie wiedział, czemu to robił? Z chorej ciekawości, z żądzy wiedzy, czy też może zniewolony jakimiś niepojętymi zdolnościami demona?

Dylan strzelał, zostając nieco z tyłu, aż w końcu skończyła mu się amunicja. Zapewne w przypływie szaleństwa więzień cisnął pistoletem w demoniczne cielsko formujące się na korytarzu w coś, co z grubsza można było nazwać humanoidem.



Dylan krzyknął raz jeszcze, a potem nagle padł na ziemię i zaczął drgać, jak w ostrym ataku epilepsji. Jego kończyny wygięły się pod nieprawdopodobnym kątem, kości przebiły skórę, krew popłynęła obfitymi strumieniami z okaleczonego ciała. Z ust więźnia wysunął się kręgosłup, w strumieniach krwi i mięsistej tkanki, głowa przekręciła się o sto osiemdziesiąt stopni, a wybałuszone oczy zatrzymały na Szkutniku.

- Szaleństwo – usłyszał znów Jakub. - Zawsze będę wam towarzyszyć. Zarażać. Jednego po drugim.

Demoniczny chichot rozszedł się po korytarzach.

- Nie ma sensu uciekać, inżynierze – szydził lub kusił demon - Przyłącz się do nas. Przyłącz. Razem urośniemy w nieskończoność. Urośniemy i nikt nas już nie zatrzyma!





SPOOK
Dark Cello Music - Sad and Dramatic - YouTube

Grała na czas, bo straciła już wszelką nadzieję, że wyjdzie z tego cała i żywa. Może faktycznie lepiej byłoby dla niej, gdyby wtedy, gdy dorwały ją maszyny w korytarzu – pułapce STRAŻNIKA – chłopaki nie podjęli próby jej odbicia. Kto wie, gdzie zawiozły by ją maszyny. Może teraz byłaby bezpieczna w nowej celi? Może nie? Tego już się nigdy nie dowie, bo Apacz – jeden z tych samych ludzi, którzy wcześniej uratowali jej tyłek, teraz wrócił, by ją zabić. Czy raczej wrócił demon, w jakiś sposób zabrawszy ciało jej dawnemu kompanowi.

Grała na czas, licząc że zdarzy się cud.

Grała na czas....

Światło włączyło się tak samo niespodziewanie, jak wcześniej zgasło. Oślepiona Spook wrzasnęła i cofnęła się gwałtownie. Liczyła na to, że demon też dał się oślepić. Przeliczyła się jednak.

Poczuła, jak coś boleśnie przerywa mięśnie jej brzucha, jak siła ciosu unosi ją w górę, ciska o twardą ścianę. Metaliczny smak krwi w ustach upewnił ją, że bebechy ma przebite. Jak szmaciana lalka osunęła się po ścianie, siadając na podłodze.

Spojrzała w stronę demona w pełnym świetle, które obnażyło całą piekielną obcość stwora.
Już nawet nie przypominał Apacza. Raczej zdeformowany, obdarty ze skóry, okrwawiony twór – samo ciało i krew. Oraz kości, z których te na łapach uformowały się dwa ostrza. To właśnie jedno z nich przebiło jej brzuch. Widziała krew, jej własną krew, skapującą na podłogę.

Spook bolało. Straszliwie bolało. Poczuła, że łzy płyną jej po policzkach. Spojrzała na demona zaszklonym wzrokiem. Instynkt podpowiadał jej – „zwiewaj dziewczyno!”, – lecz ciało nie chciało go słuchać. Pchnięcie musiało przerwać rdzeń kręgowy. Nie była w stanie ruszyć nogami. Mogła jedynie siedzieć w rosnącej kałuży krwi i patrzeć, jak tryumfujący demon zbliża się w jej stronę.

KLAWISZ aktywował się niespodziewanie i od razu zaczął strzelać w stronę demona. Pociski rozrywały czarne ciało na strzępy. Kawałki mięsa odpadały od oskórowanego stworzenia i zachlapywały do niedawna czysty korytarz. Gęsta, skrzepła krew, niczym maź, rozbryzgiwała się naokoło. Spook z mściwą satysfakcją ujrzała, jak jedna z serii odrywa lewą łapę demona w ramieniu Widziała, jak w ułamki sekund po tym inna seria zmienia czaszkę monstrum w strzęp kości i posoki utrzymujący się jednak w całości w jakiś niepojęty sposób.

Demon Rozpaczy jednak nie poddawał się, nie skończył walki. Skoczył długim susem, mimo okaleczonych nóg, i wbił ocalone ramię – ostrze w korpus maszyny. Siła ciosu była przerażająca! Robot strzelił iskrami i dymem, wydał z siebie jękliwy dźwięk i znieruchomiał. Demon wyszarpnął ramię z maszyny, pozostawiając wokół dziury ślady krwi i kawałki własnego przedramienia. Odwrócił się w stronę Spook.

- Teraz faktycznie potrzebuję twojego ciała – nie wiadomo, jak to powiedział, nie mając w zasadzie ani ust, ani płuc, ale Spook usłyszała jego głos.


ROZPOCZĄĆ OCZYSZCZANIE OBSZARU 5483.

Głos dobywający się z głośników zaskoczył zarówno Spook, jak i demona. Jeszcze bardziej jednak zaskoczyły ich płomienie, które niespodziewanie wystrzeliły z podłogi, ścian i sufitu na korytarzu oraz w pobliskiej sekcji laboratoriów.

Chemiczny płomień w mgnieniu oka zamienił ciało demona i Spook w popiół i kilka kostek.

Spook zginęła tak szybko, że nawet nie wiedziała, co ją zabiło. W pewien sposób to było dla niej błogosławieństwo.

Demon cierpiał chwilę dłużej. Szarpał się, wył i miotał, kiedy nieubłagany płomień niszczył jego cielesną powłokę, aż w końcu i on zmienił się w kupkę popiołu.

Płomienie zgasły i na korytarzu i w przyległym do niego laboratorium zapadła grobowa cisza.




JAMES “CHASE” THORN


Dramatic Instrumental - YouTube


Miał mało czasu. Za mało.

Nawet nie poczuł, kiedy zrobił ostatni krok. Wiedział, że mózg stracił kontrolę nad nogami, kiedy otoczyła go zimna, cuchnąca rdzą woda. Gdzieś obok usłyszał syk gasnącej szmaty od jego prowizorycznego granatu zapalającego.

Potem odpłynął w mrok nieświadomości.


* * *


Obudziły go szepty. Dochodziły do jego uszu z każdej strony. Nim otworzył oczy poczuł, że jest skrępowany. Jego ciało przymocowano solidnie pasami do czegoś w rodzaju stołu operacyjnego.

- Przeszedł wszystkie próby – szeptały głosy obok niego. – Zrozumiał. Stał się jednym z nas.

- Ciemność go przyjęła! Ciemność go przyjęła!

Chase otworzył oczy i ujrzał wokół siebie gęsty mrok. Wyczuł w nim poruszające się sylwetki.

- Ciemność go osądziła! Ciemność go odmieniła! Ciemność go przyjęła! – szeptali ludzie skryci w mroku wokół niego.

- Jest teraz jednym z nas!

Krzyk rozległ się tuż obok niego. A zaraz po tym oczy poraziło mu jaskrawe światło płomienia małej spawarki lub podobnego urządzenia. Chase poczuł jej żar i usłyszał charakterystyczny dźwięk.

Płomień zaczął zbliżać się do jego twarzy i kiedy zrozumiał, co chcą mu zrobić szaleńcy zaczął krzyczeć i szarpać głową. W chwilę później jakieś silne dłonie schwyciły go za skronie od tyłu i przytrzymały.

Wrzask ucichł, kiedy ognisty łuk zagotował, a potem wypalił Jamesowi pierwsze oko.
Ból był tak przeraźliwy, że były policjant stracił przytomność.


* * *


Obudził się czując potworny ból. Jego oczy! Oczy!

Wypalili mu oczy! Jednak koszmar nie skończył się. Trwał nadal.

- Ciemność go osądziła! Ciemność go odmieniła! Ciemność go przyjęła! – słyszał głosy wokół siebie, zniekształcone przez zasłonę mgły.

- Ujrzyj ciemność! – usłyszał Chase głos mistrza chorej ceremonii nad sobą.

A potem coś spłynęło mu na twarz, zimnego i mokrego. Lodowaty, gęsty żel wpłynął do jego poparzonych oczodołów kojąc ból, ucinając sygnały wysyłane przez okaleczone ciało.

- Ujrzyj ciemność!!! – krzyknął przywódca ceremoniału.

I wtedy substancja zgęstniała. Chase poczuł, jak wypełnia mu oczodół, jak rośnie, jak integruje się ze zniszczonym systemem nerwowym, jak zapuszcza „korzenie” poprzez niego sięgając aż do mózgu.

I nagle zobaczył wszystko. W szarozielonkawej barwie, niczym przy włączonym systemie podczerwieni. Widział wszystko, każdy szczegół lepiej, niż w blasku wszystkich lamp, a jednocześnie dostrzegał takie drobiazgi, na jakie wcześniej nie zwracał uwagi.

- Ciemność go przyjęła – zakończył rytuał mistrz ceremonii i zaczął odpinać więzi.

Istota, która zamieszkała w oczodołach Jamesa Thorna wypuściła ostatni fragment swojego „ciała” podpinając go pod system nerwowy człowieka, przejmując całkowitą kontrolę nad jego słowami, czynami i życiem.

- Ciemność mnie przyjęła – powiedział „nowy” James Thorn spoglądając na gromadkę obszarpanych, czarnookich ludzi wokół niego.

Czy też raczej na „kolonię marionetek”, jak nazwałby to zepchnięty do echa wspomnień „stary” James Thorn.




DOUBLE B i FLAT LINE

Audiomachine - As Daylight Dies ( Sad ) - YouTube


Przyczaili się w szybie wentylacyjnym, jak króliczki w krzakach. Ciężki oddech Double B wydawał mu się wyjątkowo głośnym w tych niesprzyjających okolicznościach.
Nie byli też pewni, jak daleko i głęboko w niego się zapuścili. Wydawało się im, że przynajmniej do jego połowy, ale równie dobrze mogło być to jedynie ich pobożne życzenie. Ciemność i oszołomienie oraz strach, że za moment włączy się światło, powodowało, iż ich orientacja siłą rzeczy była mocno zakłócona.

Wąski tunel nie był też najlepszym miejscem do prowadzenia zabiegów medycznych i udzielenie pierwszej pomocy Flat Line’owi stawało się zadaniem jeszcze bardziej skomplikowanym.
Dla samego medyka wszytko było już obojętne. Leżał bez ruchu i BB obawiał się, że albo stracił przytomność albo już wyzionął ducha. Double B nie był w stanie sięgnąć dalej niż do klatki piersiowej rannego, by sprawdzić mu puls na szyi, a badając go na nadgarstku wyczuwał tylko swoje własne tętno, zagłuszające cokolwiek innego.

Światło, które zapaliło się w sali ze zniszczoną INFOSTRADĄ upewniło Double B, że STRAŻNIK już odzyskał kontrolę nad tym sektorem. Szybko. Tak, jak programista się tego spodziewał. Charakterystyczny dźwięk poruszających się po pomieszczeniu KLAWISZY zmroził informatyka.

Czy maszyny szukały ich? Czy STRAŻNIK odpuścił i roboty właśnie opuszczają pomieszczenie? Z miejsca, w którym się ukrył razem z ciężko rannym i nafaszerowanym chemikaliami medykiem Doyuble B nie miał możliwości sprawdzenia, jak jest naprawdę. Wstrzymał oddech nasłuchując tego, co działo się na zewnątrz.

Metaliczne stukoty, dźwięk pracujących serwomotorów, wizgi i hałasy. Przypomniał sobie, jak na początku tej całej awantury, która doprowadziła go do sali z WĘZŁEM, ukrywał się przed Hienami w pomieszczeniu technicznym. Teraz też się ukrywał. Lecz tym razem szukającymi nie byli degeneraci – kanibale, lecz sterowane wolą SI maszyny.

Nagle Double B poczuł wyraźnie, jak silniki GEHENNY ponownie odpaliły. Pokład zadrżał, kiedy statek nabierał prędkości manewrowej. Na wyświetlaczu matrycy informatyka pojawił się napis:

PROCEDURA KOREKTY KURSU ZAINICJOWANA

Uśmiech radości pojawił się na jego twarzy. W odruchu ludzkich emocji szarpnął za rękę doktora.

- Udało się nam – wyszeptał Double B rozdygotanymi z emocji wargami. – Słyszysz. Udało się nam.

Ale, o czym informatyk nie wiedział, Flat Line nie mógł już niczego usłyszeć. Upływ krwi był zbyt duży. Serce doktora przestało bić kilkanaście sekund przed uruchomieniem silników. Umarł w ciszy, w zapomnianym przez ludzi sektorze piekielnego statku.

Drżenie ustało po chwili. Silniki znów zamilkły. Napis na wyświetlaczu zmienił się na:

PROCEDURA KOREKTY KURSU ZAKOŃCZONA. NOWY KURS OBRANY.

Double B o mało nie krzyknął z radości. Musiał włożyć sobie pięść w usta, by nie drzeć się na całe gardło. Z tej euforii wyrwał go jednak jakiś dźwięk. Spojrzał w stronę, skąd dobiegał i uśmiech znikł z twarzy informatyka, a oczy stały się wielkie, przerażone.

Wejście do szybu przesłaniała maszyna STRAŻNIKA z lufami wycelowanymi do środka. KLAWISZ otworzył ogień w głąb wentylacji. Z zabójczą precyzją. Ciężkie, wysoko kalibrowe kule zrobiły swoje. W ułamku sekundy korpus Double B został zmieniony w poszarpaną masę trudnych do rozpoznania organicznych resztek.

Kilka rykoszetów uderzyło również w ciało Flat Line’a dokładając kilka nowych dziur. Ale martwemu medykowi było to kompletnie obojętne.




KRISTI J. LENOX i FILOZOF


Hellraiser Soundtrack 06 - A Quick Death - YouTube


- To doskonale się składa, bo mam dla was propozycję – powiedział demon spoglądając na ludzi.

Odbijające się w goglach na twarzy monstrum sylwetki Kristi i Talbota przykuwały uwagę. W jakiś niepokojący sposób wydawały się ... inne. Zmienione, zniekształcone, zdeformowane. Patrząc w te wielkie, okrągłe szkła, dwójka ludzi czuła dreszcz niepokoju.
Te piekielne okulary wzbudzały w nich większy strach niż ostrze i haki na łapach stwora.

Słyszeli coraz bardziej zajadłe próby sforsowania drzwi wejściowych, ale najwyraźniej ścigający ich ludzie – bo oboje więźniów domyślali się, że musi to być grupa pościgowa – stanowili mniejszy problem, niż demon, który się przed nimi zamanifestował.

- Tutaj – haki demona wskazały jeden z terminali sterowniczych – znajduje się system, który wprowadzi moją esencję, moją krew do jedzenia produkowanego przez waszą organizację dla reszty więźniów.

Domyślali się, co będzie dalej.

- Urządzenie mogą obsługiwać jedynie ludzie – uniósł swoje zintegrowane z narzędziami mordu łapska. – Kod dostępu to numer więzienny tego, którego nazywaliście ZiZim. Zainicjujcie procedurę, a pozwolę wam żyć, pozbędę się waszych prześladowców. Za jakiś czas, kiedy pokarm zacznie działać, nikt już nie będzie pamiętał o waszej zdradzie. Zawrzyjmy pakt. Wystarczy, że zrobicie to, o co was proszę.
Odbicia Kristi i Filozofa w goglach na twarzy demona poruszyły się gwałtownie, gdzieś, na granicy postrzegania zdawało im się, że usłyszeli klekot ciężkich łańcuchów.

Filozof wiedział, czego może się mniej więcej spodziewać po demonach. Wiedział, że Demony Rozpaczy, to agresywne potwory skupione na niszczeniu. Informacje, jakie o nich posiadali więźniowie były takie, że od tych istot należało trzymać się z daleka. Wiedzieli, że najdziwaczniejsze i najtrudniejsze do zrozumienia są demony szaleństwa. Zupełnie zwichrowane zarówno w swoich celach, jak i wyglądzie. Słyszeli o tym, że istoty te dysponują mocą zaburzenia jakiegoś elementu rzeczywistości: czasu, przestrzeni, działania urządzeń, grawitacji. Nie dawało się z nimi porozumieć, nie dawało pojąć ich intencji. Były żarłoczne i nienasycone. Największą niewiadomą dla więźniów stanowiły zawsze demony winy. Wiadomo o nich tylko tyle, że są one nieco bardziej subtelne pod tym względem, że po pojawieniu się często oferują ludziom pakt, dzięki któremu zyskuje on pomoc demona. Pakty, o których słyszeli, bywały przeróżne. Dzięki nim człowiek mógł na przykład zapewnić sobie ochronę przed innymi demonami, przyśpieszone zdrowienie, wsparcie w walce. Wiadomo było jeszcze coś. Zawsze jednak za takie „przymierze” trzeba było zapłacić wysoką cenę. Układ taki więźniowie określali mianem "symbiozy", chociaż Kristi, ze swoim wykształceniem, nazwałaby go bardziej układem „pasożytniczym”. Raz zawarte przymierze prowadziło po równi pochyłej ku pożarciu przez Przybysza. Wszystkie opowieści o demonach winy zgadzały się w jednym szczególe - w przypadku odrzucenia propozycji, demon zaatakuje od razu.

- Pomogę wam zrealizować wasze cele. Pomogę wam przetrwać. Przystańcie jedynie na nasze porozumienie – kusił dalej demon.

I nagle znów to poczuli. Drżenie pokładu. Podobnie jak wcześniej. GEHENNA znów uruchomiła silniki i zapewne zmieniła trasę podróży.

Nie potrafili orzec, czy to dobrze, czy źle.

Zza szturmowanej grodzi usłyszeli nagle dziwne hałasy. Ostrą kanonadę, ludzkie krzyki i wrzaski, huk broni. Cokolwiek działo się za zamkniętymi drzwiami było bez wątpienia brutalnym i pełnym przemocy wydarzeniem.
 
Armiel jest offline