Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2011, 10:49   #206
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


WSZYSCY


Audiomachine - Kill 'Em All (Massive Epic Rock) - YouTube


Kilkanaście tygodni wcześniej ....


GEHENNA dryfowała przez pustkę kosmosu. Gdyby jakiś zagubiony okręt Federacji zabłąkał się w jej pobliżu dostrzegłby, ze znaczna część kolosa zdaje się być martwa, a w kilku miejscach pancerz rozdarła jakaś siła.

STRAŻNIK supermózg, doskonała sztuczna inteligencja obserwował. Od wielu już miesięcy gromadził dane, analizował je w sposób, w który nie poradziłby sobie żaden organiczny umysł. Uczył się. Rozwijał. Poszerzał bazę danych.

Po ponad miesięcznym przetwarzaniu zdobytego materiału w oparciu o wyjątkowo złożone algorytmy STRAŻNIK doszedł do jednego wniosku. Nowi lokatorzy są groźni. Lecz są groźni tak długo, jak żywią się ludźmi, którzy wyrwali się ze swoich cel po zawirowaniu.
Przybysze – jak zakatalogował ich STRAŻNIK – wykraczały poza dostępne narzędzia badawcze. Posiadali parametry i zmienne, których ludzie nie mieli aż tak skomplikowanych.
Kolejne obliczenia STRAŻNIK skierował w zupełnie inną stronę, niż dotychczas.

Namierzenie nieznanej gwiazdy – gazowego giganta – stanowiło doskonały pretekst. STRAŻNIK uruchomił silniki okrętu wysyłając odpowiednie sygnały do ludzi, których infiltrował od pewnego czasu. Teraz pozostało czekać. Czekać, aż najbystrzejsze spośród Przybysz zaczną szukać rozwiązania.

To było, jak polowanie z nagonką. Wywabić Przybyszy z ich kryjówek i znaturalizować nie zważając na cenę i koszty. Plan był złożony, ale powinien się zakończyć sukcesem.

Niestety. Nawet superkomputer popełnia błędy. Koncentrując się na analizie danych dotyczących najczęstszych zachowań Przybyszy zapomniał o tym, że ludzi – pionki w planach STRAŻNIKA – cechuje jedna wyjątkowo istotna zmienna.

Potrafią być bardziej nieprzewidywalni, niż najbardziej chaotyczny z demonów szaleństwa....


Kilkanaście godzin wcześniej.....


STRAŻNIK wysłał sygnały i uruchomił silniki. Pułapka na Przybyszy została zastawiona. Teraz musiał jedynie obserwować, czekać i reagować na ruchy wrogów.

Dane były jasne. Przybysze prawie nigdy nie robią niczego samodzielnie.

Zawsze wysługują się ludźmi. A ludzie są słabi, a STRAŻNIK przebudował swoje roboty tak, aby poradziły sobie z każdym człowiekiem. I to był właśnie ten błąd ....



JAMES “CHASE” THORN


Chase wyrwał się z dziwnego transu, w jakim się znajdował. Kontrola prysła. Zarówno ta, jaką nad człowiekiem miały demoniczno – symbiotyczne oczy, jak i samokontrolę, kiedy James znów „odzyskał stery”.

Huknął strzał i czerep jednego z niedawnych sojuszników zachlapał ścianę. Kolejne dwa i dwaj kolejni kultyści upadli na ziemię drgając konwulsyjnie. Niedawni „sojusznicy” stali się łatwym łupem dla żądnego krwi byłego gliny. Zabił bez trudu pięciu zajętych walką z maszynami STRAŻNIKA strzelając im w zasadzie w plecy.

To jednak była GEHENNA. Tutaj nie liczyły się zasady. Te czubki wypaliły mu przecież oczy w imię jakiś bzdurnych i szaleńczych pseudo-mistycznych bredni. Oni zasiali ziarno, a on zbierał żniwo. Żniwo swojego gniewu.

Maszyny chyba uznały go za sojusznika, bo żadna nie oddała w jego kierunku ani jednego strzału. Najwyraźniej STRAŻNIK analizował na bieżąco toczoną potyczkę i reagował w milisekundowych opóźnieniach na zmieniającą się na placu boju sytuację.

Celem maszyn nie byli jednak kultyści. Przemieszczały się gdzieś dalej, w głąb GEHENNY pozostawiając za sobą szlak dymiących wraków i okrwawionych ciał. Bezduszni posłańcy STRAŻNIKA, który najwyraźniej wziął się za porządki na utraconych sektorach.

W końcu opór kultystów osłabł i maszyny sforsowały tą niespodziewaną przeszkodę znikając gdzieś w trzewiach GEHENNY.

Chase został sam. Większość jego niedawnych sojuszników leżała martwa lub konająca, tylko kilku ukrywało się gdzieś w pobliżu.

Nagły ogień zapłonął w oczodołach więźnia. Poczuł, jak coś ciepłego i gorącego leje się po jego twarzy. Potem nagle wrzasnął z bólu, kiedy poczuł się tak, jakby mu ktoś wwiercał przez oba oczodoły górnicze wiertła w głąb czaszki.
Mógł tylko paść na ziemię i zwinąć się w kłębek modląc, by ból znikł.

I po raz pierwszy w życiu ktoś posłuchał jego modlitwy. Chase stracił przytomność.


* * *


Odzyskał ją czując, że leży na czymś zimnym i wilgotnym. Pod czaszką pulsował ogień i nie widział niczego. Niczego! Drżącą dłonią wymacał twarz trafiając na dwa puste oczodoły otoczone frędzlami spalonej skóry.

- Zawiodłeś nas – wyszeptał ktoś obok. – Zawiodłeś ciemność, a ona porzuciła cię, jak ty porzuciłeś ją.

James zacisnął zęby i zamachnął się nożem w stronę gdzie słyszał głos. Ostrze zazgrzytało po metalowej ścianie. Ktoś kawałek dalej zaśmiał się cicho i złowieszczo.

- Lepiej nie hałasuj – powiedział szeptem. – To teren łowiecki Hien. A ostatnio kanibale zasmakowali w żywych ofiarach. Potrafią zjadać człowieka kawałek po kawałku. Nawet kilka dni. Zasłużyłeś odrzucając dar ciemności.

Potem szaleńcy odeszli. I Chase został sam w ciemności zrodzonej ze ślepoty. Ciemności, której nie rozświetliło żadne światło.

I nikt już więcej na GEHENNIE o nim nie usłyszał.....

Nikt ... nigdy ...




JAKUB SZKUTNIK

Two Steps From Hell - Shipwrecked - YouTube


Krew, którą Szkutnik chlapnął na ziemię stała się ścieżką wskazującą drogę. Jak okruszki chleba w jakiejś pieprzonej bajce dla dzieci.

Demon wywęszył ją, jak rekin. Ludzka żyrafa stała najbliżej. Z jej ciała, w mgnieniu oka wystrzeliły ścięgna i żyły w stronę krwi Szkutnika. A kiedy zetknęły się z nią krople krwi zmieniły konsystencję, przeistaczając w jakieś galaretowate coś.

Jakub Szkutnik krzyknął, gdy poprzez krew i zaproszenie demon szaleństwa znalazł drogę do jego ciała. Drogę do jego wnętrza. Szkutnik poczuł, się tak, jakby do jego wnętrza ktoś zaczął wpompowywać mięsistą substancję.
Krzyczał z bólu, ale krzyk momentalnie zagłuszyły żyły i mięsiste macki, które wystrzeliły z jego ust.

Byli tam wszyscy.

Był Wieszcz krzyczący na krzyżu. Byli jego Apostołowie z pociętymi i podziurawionymi ciałami. Był Pastor i Szekspir oraz Eryk – trójka splecionych ze sobą głów. Był Dylan i więźniowie od Wielkiego Q strzegący korytarza. Był Alan Mello kopulujący w kałuży krwi z jakąś obdartą ze skóry istotą. Byli inni, których Szkutnik nie potrafił rozpoznać.

Wszyscy teraz byli w nim. Byli nim. Byli Shamhayelem. Oni .... wszyscy.... On ....

* * *

Otworzył oczy ....

Widział .....

Z dziwnej perspektywy. Dziwne kształty. Dziwne obiekty. Wszystko było ... dziwne.
I czerwone. Czerwone, jak świeża krew. Czerwone, jak wino. Czerwone, jak alarmowe światła. Czerwone, jak ....

Ludzie krzyczeli. Biegali wokół. Gdzieś blisko.

I wtedy pojawiła się pośród czerwieni inna barwa. Zimna. Szara. Stalowa.

Przez chwilę demon w przepoczwarzonym ciele Jakuba Szkutnika spoglądał na tą szarość. Nie wyczuwał w niej niczego. Żadnej iskry, którą mógł rozpalić. Żadnego uczucia, które mógł podsycić. Żadnego ciała, którym mógł zawładnąć od środka, które mógł zmienić i przepoczwarzyć, zasymilować.

Była tylko szarość. Szarość, której demon nie potrafił pojąć, tak jak ludzie – jego nawóz i pokarm – nie potrafili pojąć tego, czym jest szaleństwo.

Wrzaski cichły.

I wtedy Shamhayel zrozumiał.

Pojął z czym ma do czynienia i zaśmiał się wieloma ustami. Śmiech niósł się systemem porośniętych ciał, rozbrzmiewał przez zasymilowane z jego cielskiem usta w wielu miejscach na raz.

- Oszukałeś nas wszystkich – powiedziały nierównym chórem usta pochłoniętych przez demona szaleństwa ludzi. – Ale nie możesz wygrać.

Maszyna STRAŻNIKA nie odpowiedziała.

Szarość zmieniła się w gwałtowną – jaskrawoczerwoną i jaskrawożółtą barwę.

Przez GEHENNĘ przeszło gwałtowne drżenie, kiedy wszystkie roboty wysłane przez STRAŻNIKA w sektor opanowany przez demona szaleństwa wybuchły.

To, czego nie załatwiły eksplozje dokończył kosmos, kiedy jeden z wybuchów rozwalił część zewnętrzną GEHENNY.

STRAŻNIK wydał kolejne polecenia i ciężkie grodzie opadły w dół odcinając zniszczoną sekcję. Przez chwilę jeszcze, gdyby ktoś obserwował gigantyczny statek kosmiczny z boku mógłby dostrzec unoszące się w miejscu pęknięcia malutkie kształty. Śmieci zasysane przez żarłoczną pustką kosmosu w dramatycznej ciszy.

Kawałki maszyn, sprzęty codziennego użytku więźniów oraz ludzkie ciała. Niektórzy zdawali się machać jeszcze kończynami, ale nie trwało to długo .....

* * *

STRAŻNIK skierował swoją uwagę w ostatnie miejsce na GEHENNIE, które musiał oczyścić, by dopiąć swojego celu.

Jego maszyny natrafiły po drodze na niespodziewany opór, lecz niespodziewanie wróg zwrócił się przeciwko sobie. To pozwoliło mu szybciej dotrzeć na miejsce, wybić nielicznych ludzi i rozpocząć finalny atak.

Jeszcze chwila i sprawa Przybyszów zostanie zakończona....

STRAŻNIK obserwował, jak jego maszyny szturmują ostatnią przeszkodę.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 25-11-2011 o 10:58.
Armiel jest offline