A więc to tak. – pomyślał Filozof. Spodziewał się większej elastyczności po demonie, a zamiast tego dostali prosty wybór. Życie albo śmierć. Potępienie albo wątpliwe zbawienie. Czy rzeczywiście mógł pomóc w spełnieniu ich celów i marzeń? Polityk nie widział powodów dla których ta istota miałaby być bardziej godna zaufania niż przeciętny mieszkaniec tej łajby.
Greg trafił na Gehennę przez to, że zawsze szedł pod prąd i nie godził się na żadne układy. Czy nie byłoby w porządku gdyby choć raz skorzystał z takiej oferty? Czy jego dusza była aż tak cenna żeby nie mógł za nią kupić swoich marzeń? Wiedział, że byłby głupcem gdyby z tego nie wykorzystał.
Zaciągnął się po raz ostatni tlącym się jeszcze papierosem.
- To co mówisz brzmi naprawdę atrakcyjnie. – chmura dymu otoczyła pokraczne ciało demona. – Ale niestety muszę ci powiedzieć… – teraz był najwyższy czas żeby popisać się swoją elokwencją. Wykorzystać lata nauki i praktyki w przemawianiu z mównicy parlamentu. Filozof chciał wygłosić piękną mowę końcową. Przymknął powieki. Twarze jego córek i żony pojawiły się w wyobraźni. Tak bardzo chciał je jeszcze kiedykolwiek zobaczyć. Porozmawiać z nimi, dotknąć ich blond włosów. Wyjaśnić, że został wrobiony. Może w następnym życiu… – Spierdalaj.
Pet poszybował prosto w przybysza. Wyszło prawie tak jak planował. Zamiast ględzić minutami użył najostrzejszej riposty jaką znała ludzkość. Nie wyobrażał sobie lepszego końca. Uśmiechnął się. Zniknęły jego wszystkie negatywne emocję. Przestał odczuwać gniew i strach. Zamiast tego poczuł ogromną ulgę i satysfakcje jaką czuję wędrowiec u kresu podróży. Żył zgodnie ze swoimi przekonaniami, a teraz za nie zginie.
Jednak
.
.
.
niczego nie żałował. |