Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2011, 21:36   #402
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cytat:
ONI NIE POMOGĄ CI OCALIĆ SIOSTRY, CÓRKO MORGANA VIVARRO. DOPROWADZĄ DO JEJ ŚMIERCI. JEŚLI CHCESZ MIEĆ SZANSĘ NA ZBAWIENIE JEJ DUSZY SPOTKAJMY SIĘ W PALARNI HASZYSZU AL-KABIB- EDEL. DZISIAJ W POŁUDNIE. MASZ BYĆ SAMA I ZABIERZ ZE SOBĄ 100 DOLARÓW. BYŁEM CZŁONKIEM ICH SEKTY, ALE UCIEKŁEM. MOGĘ CI POMÓC. ALE NIE UFAM TWOIM PRZYJACIOŁOM. WŚRÓD NICH JEST KTOŚ< KTO OD POCZĄTKU PRACUJE NA KORZYŚĆ RASH LAMARA. NAWET DZISIEJSZEJ NOCY SKŁADAŁ MU RAPORT Z WASZYCH POSTĘPÓW. BARDZO MOŻLIWE, ŻE MA WSPÓLNIKÓW. TOBIE UFAM. MOŻESZ BYĆ OSTATNIĄ NADZIEJĄ DLA TERESY. MUSISZ MI ZAUFAĆ. PIENIĄDZE POZWOLĄ MI UCIEC Z KRAJU NIM ZAKOŃCZĄ MISTERIUM. BĄDŹ SAMA. JEŚLI ZAUWAŻĘ, ŻE JESTEŚ Z KIMŚ, LUB KTOŚ CIĘ OBSERWUJE, WYCOFAM SIĘ. POWIEDZ OPIEKUNOWI PALARNI, ŻE MA CI WSKAZAĆ EFFEL.

TOMAS.

Wpatrywała się w zapisaną na maszynie kartkę, jakby ta była wężem, który właśnie ugryzł ją w palec. Serce galopowało jej jak szalone. Teresa! Na horyzoncie pojawił się cień śladu, nikła nadzieja na trop. Zalążek szansy! Choć jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy, w głowie Emily Vivarro kiłkowała myśl, decyzja, której - choć w tamtej chwili nie mogla jeszcze tego wiedzieć - przyjdzie jej pożałować.

Niedługo później, zaprzątniętą własnymi myślami dziewczynę odwiedził w pokoju Walter Chopp.

Emily otworzyła drzwi będąc jeszcze w szlafroku, rude loki spływały jej na ramiona. Miała bardzo strapioną minę i widać było, że coś ją gryzie.
- O? W...Paul?
- Śniadanie dla najpiękniejszej pani na świecie - uśmiechnął się i położył tacę na stole. -Ale za to, w zamian skorzystam z twojej łazienki i szybko się wykąpię
Obróciła się w miejscu, zaskoczona. Wpuściła mężczyznę do pokoju, patrząc na niego spod zmarszczonych brwi.
- W Piaskach Persji nie dysponują podobnymi przybytkami?
- Dysponują, ale nie chciałem u nich za długo siedzieć, bo zostawiłem im małą niespodziankę - puścił do niej oko. -To tu? - zapytał.
- Proszę - wskazała drzwi. Bała się zapytać jaką niespodziankę może mieć Walter na myśli, więc nie powiedziała nic więcej.
Gdy po jakimś czasie wyszedł odświeżony, wycierał jeszcze ręcznikiem mokre włosy.
- Smakowało? Żarcie całkiem znośne tu mają.
- Nie mam pojęcia - rzuciła okiem na nietkniętą tacę i zaciągnęła się kolejnym papierosem. - Jak wypadła wizyta z Piaskach?
- Nic specjalnego - dopiero teraz zauważył, że nic nie tknęła: -Czemu nie jesz? Co się stało? - zapytał z przejęciem w głosie.
- Po prostu nie mam apetytu, nie szkodzi. Powinniśmy zejść na dół, żeby wziąć udział w przygotowaniach.
- Coś ty - złapał ją za rękę. - Musisz jeść. Jak nie masz apetytu, zjedz na siłę. Mówię poważnie.
- Chciałeś mi coś powiedzieć, prawda? Bo chyba nie przyszedłeś karmić mnie łyżeczką? - Spokojnie zignorowała jego uwagę o jedzeniu na siłę.
Trochę zbyt ostro. Suchym tonem przykryła wzruszenie, które złapało jej gardło w żelazne cęgi. W tym szalonym świecie, który poznała tak niedawno, ktoś troszczył się o rzeczy tak mało ważne, jak fakt, czy zjadła śniadanie. To było... tak ciepłe i ludzkie, że nie wiedziała jak zareagować. Ostatni czas uczynił z niej dziwadło, które spokojnie by zareagowało, gdyby Walter rzucił się ją dusić albo zaczął do niej strzelać. Biedny Walter.
- Chciałem ci powiedzieć, że jesteś piękna i zrobić ci przyjemność śniadaniem. Natomiast, jeśli interesują cię tylko konkrety, to powinnaś chyba wiedzieć, że zostaliśmy namierzeni i cała szopka na nic, chociaż ja uważam, że dobrze miło by było ją kontynuować. Dalsza część konkretów: nie wszyscy jeszcze wstali, nie widziałem Garetta, Luki i Lyncha, więc albo śpią, albo nie żyją. Chociaż nie, z Dwightem rozmawiałem przez telefon, więc raczej ta pierwsza opcja. A teraz wybacz, pójdę do siebie się przebrać, bo trochę przepociłem te tutejsze szmatki.
- Walter, do cholery... Dziękuję! - czy naprawdę była tak okropna, że nie mógł reagować spokojniej? Albo czy ona musiała potraktować go w ten sposób? Niech to szlag! - Za jedno i drugie. I suche fakty też.
Podziękowała już drzwiom, bo księgowy wyszedł z pokoju. Czuła w żołądku dziwny ucisk. Było to być może ostatnie ich spotkanie, bo musiała się liczyć z ryzykiem konsekwencji swojej decyzji.


Przygotowała wszystko tak, jakby pisała list samobójczy.
Namówienie Mahuny, by towarzyszył jej z dala, przebrany w gallabiję nie zajęło jej wiele czasu. Boria był trudniejszy. Nie komentował, ale zbyt długo go znała, by przeoczyć milczącą dezaprobatę, z jaką się jej przyglądał. Dobrze wiedziała, co sobie myśli; jakie procesy zachodzą pomiędzy tymi jego ukraińskimi uszami. Wiedziała, ale niespecjalnie ją to interesowało. Jeśli istniała najmniejsza choćby szansa, że wreszcie trafi na ślad siostry, nie mogła jej zaprzepaścić. Przerażona, zapłakana Teresa nawiedzała ją w ciężkich snach. Wołała ją na ratunek, a Emily, choć biegła, wciąż nie mogła jej dosięgnąć. A teraz była już tak cholernie blisko, ze Vivarro miała w zasadzie tylko dwie opcje: iść na to spotkanie albo palnąć sobie w łeb.
Przed samym wyjściem z Hotelu do zaparkowanej u schodów taksówki, skreśliła jeszcze pośpiechu notatkę dla Rockefellera z informacją dokąd się udaje. I że jeśli nie wróci do 13.30 to znaczy, że stało się coś złego.


El Kabib-Edel okazała się być dosyć znaną w Teheranie, położoną na obrzeżach miasta palarnią opiatów. Z zewnątrz nie wyróżniała się szczególnie, ot zwykły dla zabudowy Teheranu, ozdobiony ażurowymi arkadami budynek, okolony dość szczelnie przez handlarzy mających na sprzedaż wszystko, co tylko pomieścić może ludzka wyobraźnia.
O tej porze lokal był niemal pusty. Odszukała wzrokiem opiekuna palarni, sennego Persa o powiekach cięzkich jak powietrze w pomieszczeniu, do którego weszła. Pachniało tu dziwnie; w powietrzu panował chłód i lekka woń ludzkich ciał i opiatów.
Podeszła do lady, za którą siedział mężczyzna, zamówiła herbatę i zapytała o effel.
Wstał ciężko i gestem ręki wskazał korytarz, z którego dostać się można było do osobnych pomieszczeń. Zza służących za drzwi kotar dobiegały to jęki, to znów gruźliczy kaszel. Zaprowadził ją do ostatniego z nich.

Pokój był co najmniej obskórny, nawet według jej, zaniżonych ostatnio, standardów.
Zasłaniająca wejście szmata była ciężka, śmierdząca i lepka od brudu.
Myśl o Teresie!
Nakazała sobie i weszła, choć żołądek ściskał jej już sztywny gorset strachu kiełkującego pod czaszką dziewczyny. Z każdym krokiem. Jego zimne palce zapuszczały coraz niżej jej kręgosłupa.
Pokój był pusty.
W brudnym pomieszczeniu stało łóżko a przy nim szafka. Na przeżartym przez brud blacie stolika rozłożone były utenstylia przygotowane do palenia.
Myśl o Teresie!
Prawie wyskoczyła ze skóry, gdy trzy minuty później zjawił się w pokoju mężczyzna. Wystarczył jeden rzut oka na niego, by zrozumiała jak wielki popełniła błąd.



Wszedł, prawie bezszelestnie, z gracją polującego tygrysa. W szatach tubylczych.
Ale nie wyglądał na tubylca.
Patrzyło na nią dwoje różnokolorowych oczu


- Jednak przyszłaś - powiedział spokojnie stajac w wejściu z założonymi rękami. - Ale nie sama.
– Nie moglam ryzykowac, ze nie dotre na to spotkanie, sam rozumiesz. Przepraszam.
- Nie szkodzi - pistolet pojawił się w jego ręce jak zaczarowany. Lufa skierowała się w głowę Emily. - Dzięki temu mam dwóch nie jednego. A teraz kładź się i pal, to co jest w fajce. Jak nie zabiję cię od razu. Nazywam się Kamil Tołoczko. Znasz to nazwisko prawda?

Usiadła na brzegu brudnego łóżka.
Kurwa mać!
Chęć uratowania siostry zapędziła ją w kozi róg. W kozi róg i wprost przed lufę największego z szaleńców wśród wrogów.
I o czym myślisz teraz, Emily?

Podniosła z blatu ustnik fajki.
- Nie mam ognia - zaschło jej w ustach. I choć miała nieprzemożną ochotę wrzeszczeć w niebogłosy, próbowała zachować choćby pozory spokoju.

Czy to boli, umrzeć?
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline