Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2011, 19:31   #405
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Nieco zaspana Amanda leniwie smarowała masłem podane do stołu pieczywo.
Była dziś pierwsza przy stole. Reszta wyprawy zdawała się albo odsypiać wczorajszy męczący dzień, albo nie była głodna. Kobieta miała właśnie wkładać pierwszy kęs do ust, kiedy do stolika zbliżył się posłaniec niosący ze sobą kosz egzotycznych kwiatów. Amanda spojrzała ze zdziwieniem i spytała:
- To dla mnie?
Posłaniec postawił jedynie w milczeniu kosz z kwiatami i oddalił się. Ze zmarszczonym czołem Amanda szybko odszukała dołączony do kwiatów bilecik. Po przeczytaniu jego treści zbladła, a dłoń trzymająca liścik zadrżała.
W takim właśnie momencie zastał ją Walter wracający właśnie do hotelu.

Prawie automatycznie podała mu bilecik, kiedy domyśliła się, że pyta ją o powód bladości.

"Pięknie pasują do koloru twoich oczów, Amando. Przepraszam, że tak długo ci ich nie dawałem.

Twój na zawsze
F.W."


Tych kilka słów sprawiło, że poczuła się jak zaszczuty pies. Walter zdawał się jednak nie przejmować tak jak ona. Kazał jej się uspokoić, chwycił kwiaty i zabrał je do recepcji. Chwilę trwało zanim pojawił się z powrotem.
Dostali jednak informację, że kwiaty zostały zakupione przez brodatego mężczyznę w sile wieku, w jasnym garniturze, dzisiaj zaraz po otwarciu w kwiaciarni “Blance-Neige Lily”. Opis pasował idealnie do Wagonowa.
W tym czasie policzki Amandy ponownie się zaróżowiły. Walter-Paul miał rację. Nie miała zamiaru węszyć w poszukiwaniu swojego prześladowcy, bo i tak niczego by to nie zmieniło. A przynajmniej zaoszczędziła sobie konieczności ewentualnego spotkania twarzą w twarz z tym bandziorem. Musieli stąd wiać i to jak najszybciej..
Kiedy Walter-Paul zapytał o pozostałych towarzyszy powiedziała z zastanowieniem:
- Nie było ich jeszcze na śniadaniu. Polecę w recepcji żeby ich zbudzono. Musimy porozmawiać. Ale raczej nie tu...
I wprowadziła swoje słowa w czyn.

Pierwszy pojawił się Blackadder. Śmierdziało od niego na kilometr alkoholem, więc nie próbowała opowiadać mu o „prezencie” od Wagonowa.
Ucieszyła się nawet kiedy zajął się kawą i nie dopytywał o dzisiejszy poranek.
Herbert dotarł jako drugi. Przywlókł się do stołu ze zbolałą miną jęcząc coś o bolącym brzuchu i nocy spędzonej w toalecie. Początkowo niewiele się tym przejęła. Stawiała raczej na to, że Hiddink po prostu się przejadł.
Jednak po rozmowie, w której okazało się, że i Walter otrzymał przedziwne wezwanie dzisiejszego poranka, zaczęła podejrzewać, że Herberta ktoś podtruł. Dlatego tak nalegała, żeby obejrzał go lekarz. Paranoja paranoją, ale w tym kraju musieli być ostrożni jak diabli.
Dotarli również i Leo z Mahuną, potwierdzając tylko ich opinie o dziwnych wydarzeniach tego poranka.

Kiedy minęła kolejna chwila, a nikt więcej nie zjawił się na dole postanowiła odszukać pozostałych uczestników wyprawy. Co najmniej dziwną wydawała się jej ich nieobecność przy śniadaniu kiedy czas tak ich gonił.
Tym bardziej, że Walter straszył słowami, które bała się wypowiedzieć.

Los przyszykował jej kolejna niespodziankę tego dnia w pokoju Luci Manoldi. Chłopak zdawał się być kompletnie nieobecny. Nie reagował na stukanie do drzwi, ba, zostawił je nawet na wpół otwarte, ani na jej wejście. Amanda ujrzała ku swojemu zdumieniu w jego ręce rewolwer. Luca czyścił go zawzięcie a jego mina wyrażała ogromną nienawiść. Kiedy wreszcie dotarło do niego, że go woła, ocknął się jakby wybudzony z jakiegoś snu i chwilę trwało zanim doszedł do siebie. Okazało się, że i on otrzymał dzisiaj list z pogróżkami. Litery wycięte z gazety układały się w tekst będący próbą szantażu.
Uspokoiła chłopaka wyjaśniając, ze nie jest dziś jedynym poszkodowanym, ale nie była do końca przekonana, że ją zrozumiał.
Coś tutaj bardzo brzydko pachniało i musiała skonsultować się z Garrettem. On jeden znał się na rzeczy jeśli chodziło o śledztwo.
Ktoś lub coś próbowało albo opóźnić ich wyjazd albo odwrócić ich uwagę od celu wyprawy.
Pytanie tylko kto?

Niestety Dwighta nie było w hotelu. Bezsilnie zagryzła wargi mając nadzieję, że szybko powróci i przyniesie trochę informacji lub upragnione przepustki.

Zabrała więc Lucę ze sobą do pokoju i postanowiła bliżej przyjrzeć się otrzymanemu przez niego listowi. Ktoś w końcu zadał sobie wiele trudu wycinając litery z gazet i wyklejając treść na papierze. Ciekawiło ją po co? Skoro szantażysta był kimś anonimowym jego charakter pisma powinien być obojętny. No chyba, że któreś z nich mogło rozpoznać do kogo należy…
Na samą myśl o tym Amandzie przeszły ciarki po plecach…
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline