Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2011, 18:39   #8
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Syknęła cicho.
Przechyliła odrobinę długowłosą główkę i znowu spomiędzy jej warg wydostał się syk ciężki od dezaprobaty.

Przyczyną niezadowolenia Marjolaine było coś.. niecodziennego ozdabiające jej szyję z obu stron. Żaden cudnej urody naszyjnik błyszczący ślicznymi kamyczkami w świetle dnia i nocy. Żadna kolia szlachetnie ją obejmująca.
Non, non.. non! To było coś czerwonego, kontrastującego z jasną skórą i opierające się byciu zakrytym przy pomocy pudrów i innych specyfików. Szkarłatne i niezbyte dowody jej dzisiejszego braku powściągliwości na balu. Wyzywająco wędrowały po szyi i nie szczędziły sobie oznaczenia swej obecności na dekolcie, obscenicznie zaznaczając szlak jakim drapieżnie sunęły usta Maura. A przecież hrabianka była bardzo delikatną ptaszyną, kruchą prawie i zaledwie kwestią niezbyt długiego czasu było, aż te.. znamiona dadzą o sobie znać.
Wiedziała, że nie umkną czujnemu spojrzeniu Béatrice. Ale wiedziała także, że jej gospodyni nie zniży się do wypytywania o przyczynę ich powstania. Bardziej prawdopodobnym było, że uśmiechnie się subtelnie i zaledwie spyta czy jej wychowanka dobrze się bawiła na balu. Znała się na wypełnianiu swej roli strażnika ładu i porządku w Le Manoir de Dame Chance, więc i w swym twardym stąpaniu po ziemi nie wykazywała zainteresowania plotkami, chyba że godziły w jej panienkę. Nie pozwalała także, aby cokolwiek z tego najbardziej prywatnego życia Marjolaine w domu nie wypływało do złaknionych skandali uszu zewnętrznego świata.

Jasnowłosa marszcząc nosek przeglądała się w lustrze, tam gdzie rozpoczęła swój wieczór i tam gdzie miała go zakończyć. Opuszkami palców delikatnie przesuwała po śladach zostawionych jej po balu zarówno tragicznym, co rozkosznym.
Całkiem zabawnie było uczestniczyć w tej lubieżnej gierce Maura. Nie bawił się w dwuznaczności i mniej lub bardziej subtelne pokazywanie sympatii wobec hrabianki, ale dość jednoznacznie, wprost i bez cienia wstydu dawał jej odczuć swe żarliwe pożądanie. Przeważnie takie nadmierne wędrowanie lepkich dłoni charakteryzowało szlachciców o wiele starszych od Marjolaine, zwykle także żonatych lub wdowców szukających łatwej okazji ma wychędożenie sobie naiwnej młódki. A dotyk kawalera może i był dziki, prostacki nawet.. ale to wcale nie odbierało płynącej z niego przyjemności.

Jeszcze zabawniejsze było odgrywanie w tej gierce kobiety niezaspokajanej seksualnie i bardziej doświadczonej w rozpustnych zmaganiach niż było naprawdę. Może i nie była już dziewicą, wszak przestała nią być niewiele po swoim wydostaniu się spod matczynej kurateli w Niort, ale wydarzenia związane z tym ”utraceniem niewinności” nie były godne zaśmiecania swymi wspomnieniami umysłu czy zmysłów Marjolaine. Daleko im było do tych wyuzdanych łóżkowych ( i nie tylko ) scen, skwapliwie opisywanych w książkach przeznaczonych tylko dla dorosłego czytelnika, a jej samej zaś daleko do rozwiązłego życia jakim szczyciła się przynajmniej połowa arystokratycznego Paryża.

Raz, czy może dwa razy wzięła udział w tej, jak się okazało, dość wątpliwej przyjemności płynącej z nadmiernego obściskania się dwójki ludzi. Z ciekawości głównie, chciała się przekonać o co tyle krzyku, cóż to jest takim niezbitym argumentem w dysputach damsko-męskich. Jej.. towarzysz był niewiele od niej starszy.. a może młodszy? Nieważne. Całe zdarzenie wypełnione było oczekiwaniem. Najpierw na zapowiadaną ekscytację, a potem.. na koniec bycia przygniataną przez doświadczalnego partnera. A na sam koniec zamiast legendarnego uniesienie, był raczej zawód podkreślony byle wzruszeniem ramionami po całym mało porywającym akcie. Nic co można byłoby wspominać z przyśpieszonym rytmem serca, nic ciekawego do opowiadania przyjaciółkom.
Ale kawaler d'Eon, w przeciwieństwie do wystrojonych szlachetek, zza których makijażu nie widać prawdziwych twarzy, potrafił byle spojrzeniem przyprawić jej serce o prędkie trzepotanie. Nie w ckliwych odczuciach zauroczenia czy innego zakochania, ale tych wszetecznych wywołujących rozkoszne dreszcze w okolicach podbrzusza. I chociaż zręcznie rozganiał mgły marazmu arystokratycznego życia czyniąc spędzone z nim chwile całkiem interesującymi, to nie było nic dziwnego w tym, że Marjolaine obawiała się jego gwałtowności, zwierzęcej chuci i braku zahamowań. Był niepokonanym zdobywcą, który zapewne nie zwykł czekać długo na pozwolenie. Brał co tylko chciał. I kogo chciał.

Uniosła rękę, by zwiewnym gestem dłoni odgarnąć na plecy pasma jasnych włosów i jeszcze raz przyjrzeć się ze sprzeciwem znamionom jakie pozostawił jej w prezencie Gilbert. Musnęła przy tym opuszkami palców swą szyję,, a połączenie tego dotyku z rozmyślaniami o kawalerze zaowocowało przyjemną gęsią skórką. Przypomniało tamte momenty, gdy odgarniał jej kosmyki włosów tylko po to, aby wargami łapczywie całować szyję i dekolt hrabianki.
Jednak to niebezpieczeństwo związane z igraniem sobie z Maurem, było bardzo kuszące. Miało w sobie posmak zakazanego owocu, wyzwania i drażnienia się z egzotycznym zwierzęciem. Myśląc o balu i najbliższych dwóch, może trzech tygodniach odczuwała.. pewne zaintrygowanie, może nawet lekkie podekscytowanie. Bo jeśli już tej nocy pozwoliłaby mu na więcej, lub gdyby sam postanowił rozwinąć ich pozorowany związek o ten rozpustny aspekt w alkowie.. to co by było? Bogata wyobraźnia podsuwała bardzo obrazowe kontynuacje balu, a wspomagały ją w tym dłonie wodzące po skórze i przymknięte oczy.

Czuła.. widziała..
Ramiona Gilberta trzymające ją stanowczo przy nim, dociskające jej filigranowość do jego ciała. Usta i gorące oddechy przekraczające granicę przyzwoitości, języki splatające się ze sobą w namiętnym tańcu. Wargi w lubieżnych pocałunkach smakujące skórę szyi hrabianki i dekoltu, jednocześnie łaskoczący ją szorstki zarost.
Swoje piersi znikające całkowicie pod obejmującymi je mocno dłońmi mężczyzny. Ugniatające je energicznie, pieszczące trzymane między palcami brodawki. Zwilżające je usta i język doprowadzające dziewczynę do miłosnej pasji.
Jego dłonie sunące po pończoszkach przesłaniających nogi. Wędrujące pazernie po łydkach, przesuwające się po zgięciach kolan i docierające do miękkich, bielutkich ud. Drżącymi pod wpływem tego zuchwałego dotyku, ale rozchylającymi się bojaźliwie i zapraszająco jednocześnie.
Ale nie.. przecież gdyby pozwoliła mu dotrzeć tak daleko, to z pewnością sam by je rozchylił żelaznym uściskiem swych dłoni. Zdarłby z niej delikatną bieliznę, ostatnią barierę strzegącą jej niewinność przed ognistą chucią Maura. W swej zabawie uroczą ptaszyną dotarłby palcami do odsłoniętych przed nim płatków kobiecego kwiatu, a każdemu jednemu jego muśnięciu,uciśnięciu i zagłębieniu się towarzyszyłyby głośne tchnienia mimowolnie padające z ust hrabianki.
A potem...
A potem... !

Ciche pukanie do drzwi sypialni rozwiało mgły wyobraźni i przegnało powstałego z niej widmowego mężczyznę.
Pozostawiona samej sobie Marjolaine otworzyła gwałtownie oczy. Widząc swoje odbicie w lustrze, przyłapała swoje dłonie wykorzystujące chwilowe oddalenie się jej uwagi. Jedna była w trakcie przemierzania gładkiego łuku szyi, koniuszkami palców w pieszczocie podstacyjnej wspomnieniami wieczoru muskająca jej wrażliwą skórę, bezwstydnie zsuwająca się na dekolt okraszonymi szkarłatnymi znamionami po drapieżnych pocałunkach. Druga zaś okazała się być jeszcze mniej elegancka od swej siostry i przekroczyła granicę niewielkiego biustu, dalej spacerowała powłóczystymi ruchami nieszczędzącymi po drodze dotyku filigranowemu ciałku, i kierowała się jeszcze niżej, aż ku skrytemu pod warstwami sukni i bielizny najintymniejszemu sekretowi. I tam została złapana.
Hrabianka pośpiesznie powygładzała fałdy swej kreacji, jak gdyby nawet najdrobniejsze zagniecenie mogło powiedzieć jej ochmistrzyni o tym w jakie myśli przed chwilą odpłynęła i co wyczyniało jej ciało.

-Wejdź, Béatrice – powiedziała głośno, po uprzednim upewnieniu się w swym odbiciu, że rumieniec na twarzy nie jest zbyt nachalny.
Ochmistrzyni uchyliła drzwi i wsunęła się do sypialni zamykając je za sobą. Podeszła do hrabianki, po czym zręcznie zagarnęła dłońmi wszystkie puszczone luźno pasma jej jasnych włosów, ruchem tym jeszcze bardziej odsłaniając ponaznaczaną czerwonymi śladami szyję. Krótkie zerknięcie w stronę tafli lustra pozwoliło Marjolaine stwierdzić, że wcale się nie myliła w swych podejrzeniach. Dostrzegła lekkie ściągnięcie warg Béatrice w domyślnym, acz jakże kurtuazyjnym uśmieszku. Rozpoczynając istną ceremonię rozdziewania dziewczyny ze skomplikowanego stroju, gospodyni zapytała krótko:
-Dobrze się panienka bawiła?



***



Nie pamiętała co jej śniło.. ani czy w ogóle śniła tej nocy.
Pamiętała za to, że przez przynajmniej jej połowę nie mogła zasnąć. Bynajmniej nie było to spowodowane rozemocjonowaniem po tragedii, której była świadkiem na balu, czy też ciężarem nieodpowiednich informacji jakie zdobyła. Powód był bardziej.. drażniący.

Liczyła czarne baranki w próbie wykorzystania tego sposobu na swoją nagłą bezsenność. I przede wszystkim, dla odwrócenia uwagi od przemożnego pragnienia podarowania swojemu ciału choć namiastki zaspokojenia rozkwitłego wcześniej pobudzenia. Podejrzewała, że winny temu mężczyzna miał w swym zamku cały zastęp swych egzotycznych służek chętnych i gotowych umiejętnie pomóc swemu panu w przyniesieniu mu ulgi po atrakcjach balu. Kilka razy, najprawdopodobniej.
Ale mała Marjolaine nie miała nikogo, kto na byle skinięcie dłoni stawiłby się w jej sypialni i zapewnił ciału czego pragnie. Acz.. może na czas tego całego romansu powinna sobie sprawić niewielką armię takich osób, szczególnie jeśli każde spotkanie z narzeczonym będzie podobnie wyglądało..
Oczywiście, mogłaby całkiem sama zająć się swoim problemem. Wszak któż inny jak nie ona znał tak dobrze jej ciało i wiedział, gdzie należy odpowiednio potańczyć palcami by sprawić największą przyjemność? Ona znała i wiedziała, była to przydatna umiejętność której tajniki wcześniej czy później należało.. ah, zgłębić. Zatem mogłaby z niej skorzystać. Mogłaby, ale nie chciała. Bo czemu właściwie miałaby podarować Maurowi satysfakcję z doprowadzenia jej do takiego stanu?

O wiele.. racjonalniejszym wyjściem było niespokojne wiercenie się na łóżku i kokoszenie się pośród licznych poduszek w poszukiwaniu odpowiedniej pozycji dla zaproszenia snu. Ale i w tym dostrzegała pewien problem, ponieważ każde jedno ułożenie zdawało się być zbyt zachęcające dla wyobraźni do przywoływania kolejnych wizji rozpalających ciało i umysł. Dlatego wiła się niespokojnie, jak w pozycjach agonalnych, splatając nogi i zaciskając je w mocno w bronieniu się przed potrzebą dania ujścia pożądaniu.

-Jak on mógł.. - syczała zwijając się w kłębek na prawie samym brzegu swego obszernego łóżka.

-Zapłaci mi za to.. - groziła przekręcając się na drugi bok i naciągając na siebie zdobioną pierzynę, otulając się nią ciasno jak gąsienica w kokonie.

-.. za wszystko.. - wymruczała, gdy ciepłą tkaninę podciągnęła sobie aż ku podbródkowi, a głową utonęła pośród poduszek.

-Drań... - zwyzywała go cicho, niewyraźnie nim w końcu zasnęła, pozawijana i pootulana z każdej strony jak w miękkiej twierdzy.
 
Tyaestyra jest offline