Czuła się tak, jakby zasnęła wiele godzin temu a teraz próbowała powrócić z objęć Morfeusza do rzeczywistości. Świadomość umysłu i sprawność ciała powracały powoli.
Przeciągnęła się, podniosła ręce go góry, otworzyła oczy.
Twardo i chłodno. A do tego bezkresna przestrzeń rozciągając się wokół skalnej wysepki, na której się znajdowała. Znajdowali właściwie. Ona i dziwny jegomość.
Sen we śnie – pomyślała przeciągając się ponownie.
- Coś ty za jeden? - spytała dość nieprzytomnym tonem.
-Phi co za maniery. Pytać o imię samemu się nie przedstawiając? Oburzające!
Wysoki mężczyzna w średnim wieku siedział sobie spokojnie z założoną nogą na nogę przy stoliku zastawionym imbrykiem i dwoma filiżankami. Chociaż siedział założyć można było, że jest dość słusznego wzrostu. Miał na sobie dość osobliwy strój przypominający błazna. Obszerne białe mankiety od rękawów uzupełniał jednoczęściowy kostium cyrkowy z czarno-fioletowych łat. Jego równo przycięte włosy w kształcie grzybka przypominały na myśl ilustracje średniowiecznych giermków. Całość uzupełniała blada cera i kobiecy makijaż. Zaszczękał zębami i podniósł do ust jedną z filiżanek.
- Marznąć tu bez ubrania - okryła się skrzydłami w miarę możliwości
- kiedy ty masz na sobie coś co wygląda na ciepłe, śmieszne, ale ciepłe i popijasz... cokolwiek nie częstując gościa... oburzająco niekulturalnie nie uważasz? -Głupie dziecko. Chcesz mnie uczyć kultury? Różnica między nami jest tak kolosalna, że głowa rozbolała mnie tylko od samej absurdalnej myśli. Och moja drogocenna głowa - przerwał na chwilę na teatralny gest, następnie przejechał palcami po kosmykach swoich włosów.
-Wybaczam ci ten brak manier, ponieważ nie jest twoją winą, że wywodzisz się z pospólstwa. Poza tym ten kostium jest aktualnie bardzo modny, zresztą on zawsze jest na czasie i bynajmniej określiłbym go jako śmieszny. Co? Nie przerywaj starszym...
Ja nie komentuje twoich czarnych kłaków gdyż jest to poniżej mojej godności. Nie jest także moją winą, że wyglądasz jak żebrak i marzniesz, lecz twoją wyłącznie dziecko! W każdym razie możemy coś na to zaradzić.
Mężczyzna uśmiechnął się z fascynacją w oczach na myśl, że jest w stanie poprawić tragiczny - jego zdaniem
- los Alicji, nadając jej odrobinę szyku. -Poza tym oczywiście, chodź, przysiądź się do moje ty brzydkie kaczątko! Już czas na popołudniowe ploteczki.
Jak pieprzona Alicja w krainie czarów - pomyślała podchodząc do mężczyzny. Nie krępowała jej nagość, wyniosłość tego dziwaka, nic zupełnie nic. Usiadła.
- Jeśli jesteś moim snem, albo wytworem mojej wyobraźni chyba nie powinieneś mnie pouczać? Chyba, że to jakiś sen edukacyjny - zakpiła nieco
- O czym więc chcesz plotkować? -Ooooooooo co za.... Ooooooo... Moja głowaaaa.
Mężczyzna po raz kolejny zrobił teatralny gest. Chwycił w dłonie swoją głowę i przechylał ją na prawo i lewo. Przestał chwycił filiżankę i drżącą dłonią przyłożył ją sobie do ust z zamiarem wypicia zawartości.
- Nie będę tak rozmawiać z tobą panienko! To głupstwa, to co pleciesz! Nie obchodzi mnie już czy chcesz się ubrać czy nie. Chcesz wyglądać jak kocmołuch to twoja sprawa. Komu w drogę temu czas, a czas się zbierać.
Dziwny jegomość w końcu odłożył filiżankę na miejsce.
Jeśli Alicja zajrzałaby do środka zobaczyłaby, że jej zawartość podobnie jak drugiej filiżanki i zapewne także imbryka jest całkowicie pusta.
- Nie denerwuj się. To bez sensu - uśmiechnęła się lekko mając nadzieję, że to załagodzi trochę wybuch gniewu tego dziwnego mężczyzny.
- Nie wyglądam jak kocmołuch - zaczęła za chwilę
.- Jestem po prostu naga i nie ukrywam, że gdziekolwiek, w czymkolwiek i z kimkolwiek jestem czułabym się lepiej mając coś na sobie. -Phi...
Mężczyzna prychnął pogardliwie. W jego oczach pojawiło się coś dzięki czemu Alicja mogła sądzić, że człowiek ten tym razem trzyma jedynie fasadę wyniosłości bo godność nie pozwala mu zaakceptować rozsądku w słowach dziewczyny.
-W takim razie...
Mężczyzna wykonał falisty ruch dłoni w powietrzu i zaraz z nieba spadła szafa z ciemnego, ręcznie zdobionego drewna. Zaraz także pojawiła się czerwona kotara, utrzymująca się w powietrzu na czymś co nie było wyraźnie widoczne dla ludzkich oczu.
-... wybieraj!
Dokończył z triumfalnym, lecz przesadnym tonem, celowo lub podświadomie podnoszącym rangę wypowiedzi.
- Wow! - jej zdziwienie i zachwyt były całkiem szczere.
- Skąd wziąłeś to... to wszystko? - zapytała wpatrując się wielkimi oczami w szafę, w której mogła znaleźć dosłownie... wszystko.
-Ja? Hihi... W każdym razie cieszę się, że ci się podoba.
Sądząc po jego wymijającej odpowiedzi dziwak nie chciał zdradzać zbyt wiele. Następnie zwrócił uwagę na różowo-czarną sukienkę z kokardą.
-O w tym wyglądałabyś nienajgorzej... Jak na człowieka - dodał z namysłem.
- Może i tak... - uśmiechnęła się jak mała dziewczynka podekscytowana nową zabawką
- ale tu jest tyle rzeczy, że trudno się zdecydować. Hmm może to - burknęła już bardziej do siebie i zanurzyła się w szafie.
- A Ty? - zagadnęła po chwili wychylając się zza drzwiczek mebla
- nie masz ochoty się przebrać? -Oh głupiutka przecież...
Mężczyzna urwał w połowie zdania ze zdziwieniem malowanym na twarzy. Może przypomniało mu się coś ważnego, a może po prostu nawet on potrafił być zagubiony w tym dziwnym świecie. Na to Alicja nie miała już odpowiedzi.
-Przebrać? Ja...? To strasznie miła i wielce nieoczekiwana propozycja, ale nie mamy już niestety czasu. Załóż coś na siebie brrr bo nie mogę patrzeć i wyruszamy. Pytania możesz zadać mi jeszcze po drodze chociaż wolałbym, żebyś nie wywoływała u mnie kolejnej migreny.
Najwyraźniej istota ta była tak wyniosła, że nie mogła powstrzymać się na dłużej przed jakąś niepotrzebną, zdawkową uwagą.
Alicja zdecydowała się w końcu na getry w czerwone róże, czarny, trochę za duży sweter, skórzaną ramoneskę i ciężkie, sznurowane, bordowe buty.
- Gdzie się wybieramy? - spytała zakładając szary kapelusz.
-Jesteśmy umówieni na spotkanie panienko. Mam nadzieję, że nie dotrzemy na miejsce jako ostatni... Rozumiesz mam swoją reputację. W każdym razie podejdź do krawędzi.
Powoli i wyniośle a zarazem trochę śmiesznie jakby nawet w tych kilku krokach mężczyzna musiał zaznaczyć swoją pozycję, skierował się do granicy małej dryfującej w powietrzu skały.
-Podejdź tu do mnie dziecinko, no chodźże wreszcie.
Jego usta wydawały przez chwilę odgłosy zniecierpliwienia do momentu kiedy Alicja znalazła się koło niego.
-Po prostu zrób krok w przód. To banalnie proste przecież.
Nie zastanawiała się długo. Bez zbędnych pytań, bez zastanowienia skoczyła w przepaść iii….
Krótki to był lot.
Granatowa przepaść, w którą przed momentem spoglądała zamieniła się w zieloną łąkę. Alicja kroczyła powoli patrząc na stopy przemykające się miękko po soczysto-zielonej, wysokiej trawie.
Gdy przyzwyczaiła się już do łąki, po której szła uniosła wzrok, by spojrzeć w niebo.
- Co widzisz – zapytał dziwaczny jegomość przypominając tym samym o swojej obecności.
- Konia – odpowiedziała z uśmiechem na ustach przyglądając się chmurom, które przybrały niezwykły kształt.