Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2011, 23:02   #411
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
Drzwi........Amanda.......Emily.........!!!!!!!!!! !


GDZIE?????????!!!!!!!!!!!!


GDZIE?????????!!!!!!!!!!!!



Emily...... Tołoczko.......Amanda...... nie żyje......

Gdzie??????????!!!!!!!!

Torba......drzwi.......Garett......Hiddink.....

Zatrzymaj się, Walter......

Idź dalej.....torba......pistolet.....zapięcie...... ręka.......kikut.......Garett........




-Skąd wiesz, że go tam nie ma?

Ocaliła go jego bezradność. Brak dłoni i jego nieporadność... W takiej chwili... Tołoczko... Emily...nie jest w stanie wyciągnąć głupiego rewolweru z głupiej torby. Szlochający mężczyzna pod ścianą na korytarzu jednego z teherańskich hoteli.

Ciemność na chwilę zniknęła i Walter zrobił się potulny jak baranek. Wziął torbę i pojechał z pozostałymi do szpitala.

Emily...... Ona... była... wcale nie wyglądała na chorą!

Ale z tego, co opowiedział Mahuna, tylko uśmiechowi losu można dziękować, że jeszcze żyje. Chopp nie odważył się, żeby wejść głębiej do sali. Stał cały czas pod ścianą w kącie, starał się być niezauważonym przez nikogo. Stał, przyglądał się Emily i torturował się jej niedopilnowaniem. Bo to przecież oczywiste, że to tylko i wyłącznie jego wina. Wszyscy po kolei rozchodzili się z powrotem. Musieli przygotować się na jutrzejszy wyjazd. On został do końca. On i Amanda, a może ktoś jeszcze. Do końca, czyli do momentu, kiedy ją wypisali. Odwieźli ją do hotelu. Walter cały czas trzymał się na dystans. Nie odzywał się. Czuł się winny i karcił sam siebie.

W hotelu spojrzał na Amandę, a jego twarz mówiła: „Zaopiekuj się nią tej nocy, proszę”. Nie tyle mówiła, co błagała.

On nie mógł. Zniknął u siebie. Zamknął się w łazience. Zdjął marynarkę. Podwinął rękaw koszuli. Wyciągnął nóż. Powoli zatopił ostrze w przedramieniu lewej ręki.... głębiej.... głębiej.... i ciaaaaachhh......

Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!

Zacisnął zęby. Zawinął ranę ręcznikiem.

Zasnął.
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.
emilski jest offline