Drzwi........Amanda.......Emily.........!!!!!!!!!! !
GDZIE?????????!!!!!!!!!!!!
GDZIE?????????!!!!!!!!!!!!
Emily...... Tołoczko.......Amanda...... nie żyje......
Gdzie??????????!!!!!!!!
Torba......drzwi.......Garett......Hiddink.....
Zatrzymaj się, Walter......
Idź dalej.....torba......pistolet.....zapięcie...... ręka.......kikut.......Garett........
-Skąd wiesz, że go tam nie ma?
Ocaliła go jego bezradność. Brak dłoni i jego nieporadność... W takiej chwili... Tołoczko... Emily...nie jest w stanie wyciągnąć głupiego rewolweru z głupiej torby. Szlochający mężczyzna pod ścianą na korytarzu jednego z teherańskich hoteli.
Ciemność na chwilę zniknęła i Walter zrobił się potulny jak baranek. Wziął torbę i pojechał z pozostałymi do szpitala.
Emily...... Ona... była... wcale nie wyglądała na chorą!
Ale z tego, co opowiedział Mahuna, tylko uśmiechowi losu można dziękować, że jeszcze żyje. Chopp nie odważył się, żeby wejść głębiej do sali. Stał cały czas pod ścianą w kącie, starał się być niezauważonym przez nikogo. Stał, przyglądał się Emily i torturował się jej niedopilnowaniem. Bo to przecież oczywiste, że to tylko i wyłącznie jego wina. Wszyscy po kolei rozchodzili się z powrotem. Musieli przygotować się na jutrzejszy wyjazd. On został do końca. On i Amanda, a może ktoś jeszcze. Do końca, czyli do momentu, kiedy ją wypisali. Odwieźli ją do hotelu. Walter cały czas trzymał się na dystans. Nie odzywał się. Czuł się winny i karcił sam siebie.
W hotelu spojrzał na Amandę, a jego twarz mówiła: „Zaopiekuj się nią tej nocy, proszę”. Nie tyle mówiła, co błagała.
On nie mógł. Zniknął u siebie. Zamknął się w łazience. Zdjął marynarkę. Podwinął rękaw koszuli. Wyciągnął nóż. Powoli zatopił ostrze w przedramieniu lewej ręki.... głębiej.... głębiej.... i ciaaaaachhh......
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!
Zacisnął zęby. Zawinął ranę ręcznikiem.
Zasnął.