Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2011, 10:44   #412
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Chciał wyjść ze szpitala pod pozorem spakowania rzeczy. Tak naprawdę jednak nie mógł patrzeć na leżącą Emily i rozsypującego się Waltera, po za tym gapienie się na śpiącą, gdy w pobliżu był Tołoczko było nie na jego nerwy. Musiał coś zrobić. Usiadł na szpitalnym korytarzu i zaczął po raz niewiadomo który przeglądać notatki.

“Deniz Alp zwany Turkiem - organizator wypraw na tereny dzikie”. Przeczytał z kartki. Może był bezdusznym sukinsynem, ale Emily w ogóle nie wyglądała mu na chorą, ale nawet jeśli to i tak nie mogli zostać w Teheranie. Nim wyszedł ze szpitala powiedział do przyjaciół, że wybiera się zorganizować wyjazd. Podał też adres mając w duchu nadzieję, że ktoś z nim się wybierze. Ku jego żalowi Boria postanowił zostać przy Emily. Wobec tego musiał zmienić plany. Wrócił do hotelu. Mahuna. To był człowiek antidotum na Tołoczkę. Znalazł go u Leonarda. Herbert opowiedział mu jak ważne jest jak najszybsze opuszczenie Teheranu. Dalsze zwlekanie byłoby proszeniem się o nieszczęście.
- Musimy jechać, ale sam rozumiesz, że nie uśmiecha mi się opuszczanie hotelu bez obstawy. Miałem już do czynienia z Tołoczko, a on ze mną.
I Hiddink opowiedział mu o zajściach w willi sióstr Callahan w Bostonie.
Mahuna słuchał, kiwając głową. Był ranny, z lewą ręką unieruchomioną w temblaku, ale nie przeszkadzało mu to nadal być sprawnym ochroniarzem. Jak się okazało Hindus był dobrym i uważnym słuchaczem.
- To Jālā. Paskudztwo. Pół krwi kutrub. Owoc skalanego związku śmiertelniczki i demona. Ale … ten jest inny. Potężniejszy. To, co zrobił, zaskoczyło mnie. Jālā w moim mieście są … inne. Odrażające. Straszne. Ale nie mają ani trochę sprytu. Ten jest inny. Groźny. I znika, kiedy wchodzi w cień. Pojadę z tobą. Może znów uderzy.
Cień przemknął przez twarz Hiddinka, na wspomnienie wydarzeń, które dawno zepchnął w ciemne zakamarki swej pamięci. To wtedy zginął Vincent. Wykrwawił się przy fontannie.
- Tak. - mruknął Herbert - Może …

Nie zwlekając więcej zamówili taksówkę. Hiddink na tyle długo przebywał w towarzystwie Garretta, że nie pojechał od razu do Turka. Wpierw pojechali na bazar. Przeszli go i wzięli kolejną taksówkę. Pojechali do centrum, a potem jeszcze jedna taksówka zabrała ich na przedmieścia i wreszcie ostatnia nieco klucząc dojechała do celu.


Deniz Alp okazał się być człowiekiem o sympatycznej fizjonomii i takimże usposobieniu. Nie owijając w bawełnę Hiddink już we wstępnej rozmowie powołał się na ich wspólną znajomą Saniyyę Isra Samarę. Co, tak jak sądził z miejsca ociepliło ich relacje, a sam Herbert zaczął być traktowany niczym sułtan USA.
- Panie Deniz. Musimy pilnie i w miarę dyskretnie opuścić Teheran. Asmadabad ten na pograniczu Wielkiej Pustyni Słonej jest naszym celem i … - zawahał się na chwilę.
- Kashan. Musimy tam coś sprawdzić, o ile to po drodze. - stwierdził pamiętając co ustalił Blackadder w sprawie Natalie.
- Spokojnie. Dyskrecja w tych niespokojnych czasach to towar wielce kosztowny. - Alp mówił z pewną statecznością. Sylwetką nie ustępował wcale Hiddinkowi. Kiedy siadali w miękkich, głębokich, wzorzystych fotelach gabinetu specjalisty od wypraw na tereny dzikie te zaskrzypiały pod ich ciężarem.
- Ale Deniz Alp zajmie się wszystkim jak należy. Zdobędzie przepustki, załatwi poganiaczy, tłumacza, przewodnik. Ilu ludzi weźmie udział w wyprawie?
Hiddink przliczył dokładnie członków wyprawy i podał liczbę.
- Dobrze. Więc potrzebujecie przynajmniej dwadzieścia zwierząt - część pod siodło, część pod pomocników wyprawy. Do tego tłumacz. Ze trzech - czterech poganiaczy, którzy zajmą się zwierzętami na postojach. Zapasy wody i jedzenia, chyba że wolicie ryzykowny handel z tubylcami. No i przydaliby się wam najemnicy. Zbrojna grupa. Też ze trzech - czterech ludzi. Kashan jest o trzysta pięćdziesiąt kilometrów od Teheranu. Wielbłąd robi jakieś sześćdziesiąt, góra siedemdziesiąt kilometrów dziennie. Policzmy więc … tydzień drogi. Dobrze. Zapasy na tydzień dla takiej grupy ludzi i zwierząt.
Wziął notatnik i coś szybko w nim kreślił.
- Wielbłądy. Woda. Pasza. Pomocnicy. Wypłata. Ochrona. Pensje. Ubezpieczenie. Moja prowizja. Broń. Sprzęt biwakowy. Mam wstępny kosztorys. Proszę zerknąć.
Pokazał sumę a Hiddinkowi zaschło w gardle. Wyprawa zjadłaby prawie połowę sumy, jaką dysponowali.
- Przygotowania zajmą mi jeden dzień, góra dwa. Więc...
Spojrzał na Hiddinka wyczekująco pokazując swoje wyliczenia. Przy słowie moja prowizja napisał 0% z dopiskiem Sanyia i serduszkiem.
Herbert westchnął ciężko. Nie chodziło nawet o pieniądze, ale o czas.
- Widzi Pan Panie Deniz - sięgnął po stojącą na stoliku aromatyczną kawę - Mamy bardzo mało czasu. Tydzień podróży nie wchodzi w grę. Choć cena mimo wszystko jest korzystna.
Turek rozłożył bezradnie ręce.
- Niestety szybciej się nie da. Chyba, że … zdecydujecie się Państwo na pociąg. Odchodzi z Teheranu do Kashan codziennie, bodajże o kwadrans po dziesiątej rano. Podróż wtedy trwa tylko 10 godzin.
Herbert zasępił się. Musiał podjąć trudną decyzję. Nie wiedzieli kiedy odbędzie się misterium, ale zapewne wkrótce. Tydzień na podróż to było zdecydowanie za długo, po za tym podróż byłaby bardzo męcząca, a oni wszyscy może z wyjątkiem Edmunda byli wykończeni nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.
- Problemem jest dyskrecja. Pociąg takiej nie zapewnia. Może dałoby radę … Panie Deniz, a może zrobimy tak. Przewiezie nas pan dyskretnie na pierwszą stację poza Teheranem, a tam wsiądziemy do pociągu?
Alp podrapał się po zarośniętej brodzie.
- Cóż … możemy tak zrobić. Możemy doczepić wagon z wami na przykład, ale muszę mieć dzień by to zorganizować.
- Świetnie, a czy może nas pan gdzieś przechować przez ten dzień? -
podjął natychmiast temat Hiddink.
- Z tym nie będzie żadnego problemu. Mam dyskretną willę na obrzeżach miasta.
- Możemy się tam udać dziś wieczorem. Powiedzmy przed godziną policyjną?
- Cóż … -
w oku Turka pojawił się błysk rozbawienia - jeśli Pan chce, to mogę podstawić ciężarówki i zainscenizować małe aresztowanie.
- Ma pan takie możliwości? -
w głosie Hiddinka zabrzmiała nutka podziwu - Myślę że to dobry pomysł. A co do Kashan. Może Pan nam kogoś polecić? Kogoś kto jak to się mówi, jest przyjacielem naszych przyjaciół?
- Owszem. Ashan Maruk wynajmuje wielbłądy i sprzęt. Jego mogę polecić. Lidię van Maar pracuje dla Czerwonego Krzyża. Miła i uczciwa dziewczyna. No i jeszcze doktora Manuela Vincenta Skorrozę. Szefa placówki Czerwonego Krzyża w tamtym mieście. Doktor Skorroza często podróżuje po stanie. Ma sprzęt i ludzi. Może okazać się pomocny.

Hiddink wyciągnął notes i zaczął pospiesznie notować. Gdy skończył postawił zamaszyście kropkę.
- Do zobaczenia wieczorem. Tylko niech pan uprzedzi resztę znajomych, że zostaną aresztowani. Nie chcę niepotrzebnych problemów.
Herbert skinął głową. Jak się wydawało Alpowi dość niechętnie. Nieuprzedzeni byliby bardziej wiarygodni. Z drugiej strony uzbrojony Chopp mógł być zbyt wiarygodny. Z resztą Garrett, czy Blackadder też.
 
Tom Atos jest offline