Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2011, 16:07   #10
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Leciał. Wrażenie było dziwne. Nie nieprzyjemne, w pewien sposób wręcz przeciwnie. Gdyby nie myśli, które nie dawały mu spokoju, mógłby się bez problemu zatracić. Swoboda, wolność... Jednak ta wolność była inna, nie niosła ze sobą posmaku zwycięstwa, który dotąd przeważnie kojarzył się mu z tym stanem. Jeżeli już musiałby nadać temu jakieś określenie, postawiłby na wolność ostateczną.
Wrażenie realności tego co się z nim działo zmuszało go do odrzucania tezy o śnie. Koszmarze, z którego nie umiał się obudzić. Wyjątkowo denerwujące wrażenie, żeby nie rzec dosadniej i nie nazwać tego co czuł zwykłym, pospolitym strachem. Nie był w stanie poczuć... siebie. Kolejne z wrażeń które nie przypadło mu do gustu. Nie słyszał nic co mogłoby go naprowadzić na ślad prowadzący do odpowiedzi, która jedynie z pozoru wydawała się prosta. Gdzie ja do cholery jestem i co tu się właściwie dzieje? Miał ochotę rozwalić coś, zakląć, zmierzyć pogardliwym spojrzeniem winnego tego całego zamieszania, roześmiać się mu w twarz lub chociażby machnąć mu przed nosem świstkiem banknotów o wysokim nominale. Potrzebował czegoś znajomego by nie dopuścić do siebie myśli, która niczym upierdliwy dźwięk budzika, dźwięczała gdzieś na obrzeżach. Niemoc, znienawidzone uczucie, owładnęło nim niemal bez reszty.

Gdy dotarł do celu, a przynajmniej miał wrażenie, że tym właśnie jest surrealistyczne wnętrze przypominająca swym wyglądem kiepski horror z domieszką sf. Względnie labolatorium szalonego doktorka w stylu Frankensteina. Nie mógł powiedzieć by mu się to spodobało. Nigdy nie był fanem krwawych jatek, a części ciał wolał oglądać gdy stanowiły spójną całość, najlepiej miłą dla oka i odpowiednio zaokrągloną.
Widok fragmentów ciał nakierował go jednak na problem, który do tej pory starannie omijał w swych rozmyślaniach. Jego własne ciało, a raczej jego brak. Dość nieprzyjemne uczucie budzące kolejne, znacznie gorsze.

Nie był pewien ile czasu trwał w miejscu, pochłaniany przez coraz mroczniejsze myśli, które z pasją rzuciły się na wątłe resztki świadomości istnienia, jakie się w nim tliły, gdy ramię futurystycznej machiny wciągnęło go do jej wnętrza. Wrażenie było dziwne, lecz szybko odsunął je od siebie robiąc miejsce pochodzącej znikąd wiedzy o tym co za chwilę się stanie i jaka jest jego rola w całym procesie. Był to znaczny postęp. Odzyskał część tego co zawsze stanowiło istotną część jego samego. Możliwość decydowania o tym z jakich części powstanie jego nowe ciało, mimo iż był to tylko popieprzony sen, wystarczyła by porzucił niepotrzebne w tej chwili rozważania i zabrał się do roboty.

Maszyna, posłuszna wspomnieniom, które wyławiał z plątaniny myśli i wspomnień tworzących jego tymczasową formę, rozpoczęła swą pracę, której zwieńczeniem miał być on sam. Tak oto ze skrawków pamięci powstał obraz przedstawiający młodego mężczyznę liczącego sobie nie więcej niż trzydzieści lat. Wysportowana sylwetka zdradzała zamiłowanie do sportu oraz zdrowy tryb życia. Lekko złotawy kolor skóry pozwalał się domyślić iż liczne godziny spędzone na treningach nie zawsze miały miejsce w zaciszu prywatnej siłowni. Oczywiście mógł to być równie dobrze efekt wizyty w solarium. Prawda jak zwykle leżała gdzieś pośrodku. Przystojna twarz ozdobiona dwudniowym zarostem była więcej niż miłą dla oka. Pełne, zmysłowe usta, prosty nos oraz szare oczy dopełniały całości. Właściwie nie mógł jeszcze myśleć o całości. Nigdy nie przepadał za ogolonymi głowami. Nie po to też wydawał krocie na najlepszych fryzjerów by skończyć z fryzurą ala pupcia niemowlaka.
Widocznie maszyna wyłapała jego myśli, lub też porównawszy obrazy wyłuskane z jego pamięci z obecnym stanem doszukała się różnic. Względnie, tak właśnie miała wyglądać końcówka procedury wytwarzania. Zapewne wszystkiego po trochu, stwierdził, oglądając jak jego ciało zostaje przetransportowane do osobnej komory, a następnie zalane jakimś obrzydlistwem. Nie był to przyjemny widok i na szczęście trwał krótko. Najwyraźniej jednak wystarczająco długo by odtworzyć ciemnobrązowe włosy z odrobinę jaśniejszymi końcówkami, układające się w artystyczny nieład. No cóż, będzie musiał poczekać. Był jednak zadowolony. Przed sobą miał owoc pracy wielu miesięcy. Obraz człowieka jakim był, młodego, wysportowanego, wzbudzającego zazdrość u mężczyzn i zalotne spojrzenia u kobiet. Jednak to była tylko powłoka, pusta skorupa którą należało bezzwłocznie wypełnić.

Na szczęście mógł tego dokonać sam. Jego dusza, w której istnienie wielu otwarcie nie wierzyło, podpłynęła do ściany komory, by bez przeszkód przez nią przeniknąć. Wrażenie bycia wchłanianym w pustkę trwało krócej niż mrugnięcie powieką. Pozostawiło jednak po sobie potrzebę złapania oddechu, otworzenia oczu, poruszenia ręką lub nogą. Najzwyczajniejsze ludzkie reakcje i co najważniejsze tym razem poczuł, że może sobie na nie pozwolić. Po raz pierwszy odkąd znalazł się w tym dziwnym miejscu, miał świadomość siebie samego, nie tylko wspomnień i myśli. Był pewien, że to głupi pomysł, jednak pokusa była na tyle duża, że nie zwlekając zbyt długo otworzył oczy i na tym poprzestał. Czy też raczej nie zdążył zrobić niczego. Mając przedziwne wrażenie, że oto został spłukany niczym gówno w klozecie, Caine Frost zanurzył się w oślepiającym rozbłysku światła po którym nastąpiła ciemność.


Skrzywił usta w wyrazie dogłębnego niezadowolenia. Co jak co, ale pobudka mogłaby być nieco przyjemniejsza. Skoro ktoś pofatygował się odbudować jego ciało, mógł poświęcić nieco środków na przeniesienie go do wygodnego łóżka zamiast rzucenia na twardą i zimną skałę. Widocznie odzyskując jedno stracił prawo do zyskania drugiego. Nie miał zamiaru wykłócać się o szczegóły, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Miał ważniejsze rzeczy na głowie.
Nieco niezdarnie, jak po długim śnie lub na porządnym kacu, podniósł się z owego królewskiego leża by rozejrzeć się wokoło. Sceneria uległa wyraźnej zmianie. Po częściach ciał i maszynie mającej za zadanie składać je razem wedle uznania przybywających w gościnę umysłów, nie było śladu. Skalista wyspa zdawała się unosić sama z siebie w bezkresnej przestrzeni. Jedynym elementem na którym można było zawiesić oko, elementem dość niepokojącym, była mała dziewczynka. W normalnych okolicznościach zapewne poprosiłby małą o wyjście, ewentualnie zadzwonił po kogoś, kto mógłby się dzieciakiem zająć. Odkąd jednak znalazł się w tym dziwnym świecie, nic nie było normalne. Ano ona, ani zapewne on. Zamiast więc zareagować jak przystało na nagiego faceta, na którego zdziwione spojrzenie wlepia mała dama w stroju cyrkowym z pacynką na dłoni, zagadnął, przysiadając jednocześnie na skale by zamiast w przyrodzenie, mogła swobodnie spojrzeć mu w twarz.

- Ładna czapeczka - pochwalił uprzejmie i nawet zdobył się na uśmiech. Dzieciak sprawiał wrażenie bardziej zagubionej niż on sam. - Wiesz może gdzie w tej okolicy można taką dostać?

Potrzebował ubrania, a to dziecko było jedyną osobą, która mogłaby mu wskazać gdzie takowe zdobyć. Granie miłego pana wydało mu się całkiem rozsądnym pomysłem. Tego by mu tylko brakowało by nieznajoma wyparowała i zostawiła go tu samego w stroju Adama.

- A co? Nie podoba ci się własna skóra? Jak dla mnie może być.
Zachowanie spokoju sporo go kosztowało gdy mała niespodziewanie uniosła rękę i skierowała swoją pacynkę w jego stronę.


- No cudnie... Trafiłem do pieprzonego Mappet Show - mruknął pod nosem. I bądź tu normalny kiedy otaczają cię cyrkowe gówniary i gadające lalki. Względnie cyrkowe gówniary gadające poprzez lalki. Z jego ust wyrwało się zrezygnowane westchnienie. Prawa dłoń powędrowała do nasady nosa w geście który każdy z jego znajomych i współpracowników nauczył się rozpoznawać jako objaw narastającego niezadowolenia.

- Może w świecie z którego pochodzisz paradowanie nago uchodzi za normalne, jednak tam gdzie się urodziłem pakują takich za kratki. Będę więc zobowiązany gdy usłyszę odpowiedź.

Dziewczynka otowrzyła szerzej oczy najwyraźniej zaskoczona szorstkim brzmieniem głosu Caina. Miał to w dupie.

- Dobrze już dobrze, po co się tak denerwować. Zupełnie jakby nie można sobie było popatrzeć skoro jest okazja. - Wyraźnie nadąsana pacynka okrasiła swą wypowiedź westchnieniem bardzo przypominającym to, które czasami wyrywało się jego matce. - Jak sobie życzysz, tam jest szafa. No, właściwie jej nie ma ale zaraz będzie - dodała po chwili, gdy Caine zmierzył obie sceptycznym spojrzeniem.

Na wpół otwarte usta Frosta zamknęły się w chwili gdy tuż obok niego z hukiem wylądowała duża, czterodrzwiowa szafa w stylu kolonialnym.


Jest takie powiedzenie: Co za dużo to niezdrowo. Dla Frost’a właśnie zaczynało być za dużo. Nie skomentował słów lalki. Zamiast tego podniósł się chwiejnie i niczym lunatyk podszedł do nowego elementu wyposażenia skalnej wysepki. Nim ją otworzył wykonał kilka uspokajających wdechów by nieco przywrócić równowagę umysłu. Chęć wybuchnięcia szaleńczym śmiechem na chwilę go opuściła.
Na ubraniach nie było co prawda metek jednak Caine nie miał wątpliwości, że pochodzą z najlepszych domów mody na świecie. Ewentualnie zostały skopiowane z jego pamięci co praktycznie na jedno wychodziło. Rzuciwszy wcześniej ukradkowe spojrzenie w lustro upewnił się, że dziecko stoi odwrócone do niego plecami w przeciwieństwie do pacynki, która bezczelnie wlepiała spojrzenie w jego odsłonięty tyłek. Wzruszył ramionami. Nie był to pierwszy raz kiedy miał widownie w trakcie ubierania. Wyjątkowo mógł przymknąć oko na fakt, iż tym razem była to lalka.
Po namyśle wybrał wygodny garnitur z wysokiej jakości wełny z domieszką kaszmiru. Rezygnując z przesadnej elegancji ominął bogaty wybór krawatów i sięgnął po białą jak śnieg koszulę. Bieliznę znalazł w szufladach zajmujących całą wysokość prawej połowy lewego skrzydła szafy. Stroju dopełniły czarne mokasyny.
Wreszcie czując się jak człowiek, a nie jak zwierzę, odwrócił się do dziewczynki.

- Zatem co dalej? Limuzyna? Willa? Sala balowa? Przemienisz to ponure miejsce w świat z moich marzeń?

- Och! Cóż, to byłoby doprawdy coś jednak nie mam czasu na zabawę. Panowie przodem... - ukłoniła się po czym odwróciła w stronę krawędzi.

- Chyba ci odbiło... - warknął niezbyt przyjaźnie. - Jeszcze trochę rozumu mi zostało.

- Skoro tak, w co szczerze wątpię, to pójdziesz i skoczysz - oznajmiła kpiącym głosem.

Ignorując pacynkę spojrzał na dziewczynkę. Mała sprawiała wrażenie niezwykle z siebie zadowolonej osóbki. Jej wzrok błądził od Caina do brzegu wyspy i z powrotem.
Zrezygnowany uniósł dłonie w geście rezygnacji po czym ruszył we wskazaną przez nie stronę. Jak zginie to wróci i je zamorduje.

Na szczęście jego obawy nie znalazły oparcia w świecie rzeczywistym. O ile można było w tym wypadku mówić o rzeczywistości. Zamiast spaść i zrobić z siebie krwisty omlet, wylądował na wiejskiej drodze.


Kamienny mur bronił obu jej stron, nie był jednak na tyle wysoki by nie dostrzec zielonych łąk oraz drzew obsypanych liśćmi. Szare góry odważnie stawiały czoła niebu, rzucając wyzwanie nisko wiszącym chmurom. W powietrzu czuć było deszcz i radosne oczekiwanie ziemi na jego pierwsze pocałunki.

- Trochę lepiej - oznajmiła Caine rozglądając się wokoło. Miejsce, w którym się znalazł przypominało mu dom, jednocześnie było od niego zupełnie inne. - Zatem zapraszasz mnie na romantyczny spacer pod burzowymi chmurami. Trzeba było wspomnieć o tym gdy miałem pod ręką szafę, ubrałbym się odpowiednio. - Obrzucił pacynkę kpiącym spojrzeniem po czym ponownie spojrzał na szczyty gór.

- Widzisz tam coś ciekawego? - zagadnęła unosząc głowę w tą samą stronę. Mała dziewczynka ignorując ich zupełnie z ciekawością wyzierającą z jej twarzy dotykała kamienie, z których zbudowano mur przy którym stali.

- Lawinę, która zaraz spanie na pewną upierdliwą pacynkę - odpowiedział odwracając wzrok od znajomo wyglądającego szczytu. Nie był pewien czy to co powiedział tak do końca było tylko złośliwością wymierzoną w zabawkę. - Chodźmy. Stojąc w miejscu do niczego nie dojdziemy, a mam wrażenie że im szybciej ruszymy tym szybciej się ciebie pozbędę.

Z paszczy pacynki wyrwało się głośne prychnięcie jednak wyjątkowo powstrzymała się od dorzucenia swoich paru groszy.

[cdn...]
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline